Na rozdrożu: Historia o Lucji, Marcinie i wyborach, które bolą
– Nie rozumiesz, Lucja! – Marcin podniósł głos, a jego oczy błyszczały gniewem i strachem. – Nie jestem gotowy na ślub. Nie chcę być zmuszony do czegoś, czego nie czuję!
Stałam w kuchni jego rodziców, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara nad drzwiami. Pani Barbara, matka Marcina, siedziała przy stole z założonymi rękami i patrzyła na mnie z wyższością. Pan Andrzej, jego ojciec, stał pod oknem, nerwowo pocierając dłonie.
– Marcin, nie wygłupiaj się – odezwał się pan Andrzej. – To twoja odpowiedzialność! Lucja nosi twoje dziecko!
– Tato, przestań! – Marcin odwrócił się do niego plecami. – To nie PRL, żeby brać ślub tylko dlatego, że ktoś jest w ciąży.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale głos mi zadrżał:
– Marcin… Ja nie chcę cię zmuszać. Ale nie mogę być sama w tym wszystkim.
Pani Barbara westchnęła teatralnie:
– Lucja, jesteś młoda. Poradzisz sobie. Nie musisz od razu wiązać się na całe życie. Marcin ma rację – po co ślub, jeśli nie jesteście pewni?
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś koszmar, z którego zaraz się obudzę. Ale to była rzeczywistość – moja rzeczywistość.
Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Zimny listopadowy wiatr uderzył mnie w twarz. Przypomniałam sobie dzień, kiedy dowiedziałam się o ciąży. Byłam wtedy sama w łazience mojego mieszkania na Pradze. Test ciążowy pokazał dwie kreski. Najpierw był szok, potem łzy szczęścia i strachu jednocześnie.
Marcin początkowo wydawał się zadowolony. Mówił, że „jakoś to będzie”. Ale im bardziej ciąża stawała się realna, tym bardziej się oddalał. Zaczął wracać późno z pracy, unikał rozmów o przyszłości.
Moja mama próbowała mnie wspierać, choć sama była przerażona sytuacją:
– Lucja, dasz radę. Ja ci pomogę. Ale musisz wiedzieć, że życie samotnej matki nie jest łatwe.
Tata milczał przez kilka dni po tym, jak mu powiedziałam. Potem tylko przytulił mnie mocno i powiedział:
– Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz moją córką.
Wróciłam do kuchni. Marcin siedział już przy stole z głową opartą na dłoniach. Pani Barbara rozmawiała cicho przez telefon. Pan Andrzej spojrzał na mnie i skinął głową:
– Lucja, chodź na chwilę.
Wyszliśmy razem na klatkę schodową.
– Wiem, że nie jest ci łatwo – zaczął cicho. – Ale nie pozwól im decydować za siebie. Jeśli Marcin nie chce być odpowiedzialny… cóż, to jego wybór. Ty musisz myśleć o sobie i dziecku.
Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.
– Panie Andrzeju… ja go kocham. Ale nie wiem, czy dam radę sama.
Pokręcił głową:
– Jesteś silniejsza niż myślisz.
Wróciłam do mieszkania Marcina jeszcze tego samego wieczoru. Chciałam z nim porozmawiać bez świadków.
– Marcin… Czy ty mnie jeszcze kochasz? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Nie wiem… Wszystko się tak skomplikowało. Chciałem mieć czas dla siebie, dla nas… A teraz wszystko się wali.
Usiadłam obok niego na kanapie.
– Ja też się boję – powiedziałam szczerze. – Ale to nie znaczy, że możemy uciec od odpowiedzialności.
Przez chwilę milczeliśmy. W końcu Marcin westchnął:
– Daj mi czas.
Czas… Tylko że ja tego czasu miałam coraz mniej. Brzuch rósł z każdym tygodniem, a ja czułam się coraz bardziej samotna.
Zaczęły się plotki w pracy. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Słyszałaś? Lucja wpadła… A jej chłopak podobno nie chce ślubu…
Czułam się upokorzona i osamotniona. Nawet najbliższe przyjaciółki zaczęły mnie unikać – jakby moja sytuacja była zaraźliwa.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie mama Marcina.
– Lucja… Chciałam ci powiedzieć, żebyś nie liczyła na Marcina. On jest jeszcze młody, ma swoje życie przed sobą…
Zacisnęłam pięści ze złości.
– A ja? Ja już nie mam życia przed sobą? Moje życie właśnie się kończy?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie chciałam cię urazić… Po prostu musisz być realistką.
Rozłączyłam się bez słowa.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy powinnam walczyć o Marcina? Czy lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa?
Następnego dnia spotkałam się z moją mamą w kawiarni na Nowym Świecie.
– Mamo… Boję się przyszłości – wyznałam drżącym głosem.
Ujęła moją dłoń.
– Każda matka się boi. Ale kiedy zobaczysz swoje dziecko po raz pierwszy… wszystko nabierze sensu.
Wróciłam do domu i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyłam kobietę zmęczoną, ale silną. Kobietę, która musi podjąć decyzję – nawet jeśli będzie bolało.
Kilka dni później Marcin przyszedł do mnie wieczorem.
– Lucja… Przepraszam za wszystko. Nie wiem jeszcze, czy chcę ślubu… Ale chcę być przy tobie i dziecku. Chcę spróbować być dobrym ojcem.
Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich szczerość i strach jednocześnie.
Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasze życie. Wiem tylko jedno: każda decyzja boli kogoś – ale czasem trzeba wybrać siebie i swoje dziecko ponad wszystko inne.
Czy można być szczęśliwym mimo złamanych marzeń? Czy samotność jest ceną za godność? Co wy byście zrobili na moim miejscu?