Czy powinnam pozwolić byłej teściowej widywać moją córkę? Historia lojalności, bólu i rodzinnych granic
— Mamo, kto to jest? — zapytała Zosia, patrząc na starszą kobietę stojącą w progu naszego mieszkania. Jej głosik drżał z niepewności, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. To był dzień jej drugich urodzin. Wszystko miało być proste: baloniki, tort z Myszką Minnie, kilka najbliższych osób. Ale nie przewidziałam, że w drzwiach pojawi się ona — Barbara, moja była teściowa.
— Dzień dobry, Aniu. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi… ale… — zaczęła nieśmiało, ściskając w rękach prezent owinięty w kolorowy papier. Przez chwilę miałam ochotę zamknąć drzwi i udawać, że jej nie widzę. Przecież to przez jej syna — mojego byłego męża, Pawła — nasze życie rozpadło się na kawałki. On zniknął z naszego życia dwa lata temu, tuż po narodzinach Zosi. Nie dzwonił, nie pisał, nie płacił alimentów. A teraz jego matka stoi przede mną i chce być częścią naszego świata?
— Babciu! — wykrzyknęła Zosia nagle, jakby coś sobie przypomniała. Barbara uśmiechnęła się przez łzy i uklękła, by przytulić wnuczkę. Stałam jak sparaliżowana. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam pozwolić jej tu zostać? Czy mam prawo odcinać Zosię od rodziny Pawła tylko dlatego, że on nas zostawił?
Po chwili Barbara podniosła wzrok. — Aniu, wiem, że nie mam prawa tu być. Ale bardzo tęsknię za Zosią. Ona jest moją jedyną wnuczką. Proszę… pozwól mi chociaż dziś złożyć jej życzenia.
Zosia patrzyła na mnie z nadzieją. — Mamusiu, mogę pobawić się z babcią?
Zgodziłam się, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. Przez resztę dnia Barbara była cicha, pomocna, delikatna. Pomogła mi sprzątać po przyjęciu, rozmawiała z Zosią o bajkach i układała puzzle. Ale gdy wszyscy goście wyszli, zostałyśmy same w kuchni.
— Aniu… wiem, że Paweł zachował się okropnie. Nie potrafię go usprawiedliwić. Ale ja nie chcę tracić kontaktu z Zosią przez jego błędy — powiedziała cicho.
Poczułam napływającą złość. — A gdzie byłaś przez ostatnie dwa lata? Ani razu nie zadzwoniłaś, nie zapytałaś, czy potrzebujemy pomocy!
Barbara spuściła wzrok. — Bałam się… Wstydziłam się za Pawła. Myślałam, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
— Może powinnaś była spróbować — odpowiedziałam chłodno.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o tej rozmowie. Zosia pytała o babcię codziennie: „Kiedy znów przyjdzie?”, „Czy mogę do niej zadzwonić?”. Widziałam, jak bardzo jej tego brakuje. Ale ja wciąż czułam żal i gniew. Przypominały mi się wszystkie samotne noce po odejściu Pawła, strach o przyszłość i upokorzenie przed rodziną i znajomymi.
Pewnego wieczoru zadzwoniła moja mama.
— Aniu, musisz myśleć o Zosi. To jej babcia. Może ona nie jest winna temu, co zrobił Paweł?
— Ale jak mam jej zaufać? Co jeśli znów zniknie? Albo zacznie opowiadać Zosi bajki o tatusiu-bohaterze?
— Tego nie wiesz. Ale jeśli zamkniesz przed nią drzwi na zawsze, Zosia straci coś ważnego.
Nie spałam całą noc. W głowie miałam obraz Barbary tulącej Zosię i siebie — zamkniętą w skorupie żalu i rozczarowania.
Kilka dni później Barbara zadzwoniła sama.
— Aniu… czy mogłabym zabrać Zosię na spacer? Tylko na godzinę… Obiecuję, że będę ostrożna.
Wahałam się długo. W końcu zgodziłam się pod warunkiem, że pójdziemy razem.
Spacer był dziwny i pełen napięcia. Barbara próbowała rozmawiać ze mną o codziennych sprawach: przedszkolu Zosi, mojej pracy w bibliotece, pogodzie. Ja odpowiadałam zdawkowo. Ale widziałam radość Zosi — śmiała się głośno, biegała między ławkami w parku i tuliła babcię.
Po powrocie Barbara powiedziała: — Dziękuję ci za tę szansę. Nie chcę zabierać ci Zosi ani udawać, że nic się nie stało. Chcę tylko być dla niej wsparciem.
Wieczorem długo rozmawiałam z Zosią.
— Kochanie, lubisz spędzać czas z babcią?
— Tak! Babcia jest miła i daje mi buziaki.
Poczułam łzy pod powiekami. Czy mam prawo odbierać jej tę radość tylko dlatego, że ja czuję ból?
Kilka tygodni później pozwoliłam Barbarze zabrać Zosię do zoo. Byłam niespokojna przez cały dzień, ale wróciły szczęśliwe i pełne opowieści o zwierzętach.
Z czasem zaczęłam dostrzegać zmianę w sobie. Przestałam patrzeć na Barbarę jak na wroga. Czasem nawet rozmawiałyśmy przy kawie o dawnych czasach — o Pawle też, ale bez goryczy.
Jednak wciąż mam wątpliwości. Paweł nie daje znaku życia. Czy kiedyś wróci? Czy Barbara będzie umiała postawić granice między swoją miłością do wnuczki a lojalnością wobec syna?
Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy robię dobrze? Czy pozwalając Barbarze być częścią życia Zosi, nie zdradzam samej siebie? A może właśnie tak wygląda prawdziwa dojrzałość — wybaczyć dla dobra dziecka?
Może wy też mieliście podobne dylematy? Czy można oddzielić przeszłość od teraźniejszości dla dobra dziecka? Jak postąpić wobec rodziny byłego partnera? Czasem sama już nie wiem…