„To nie jest jego dziecko!” – Jak jedno zdanie zniszczyło moje życie. A potem wrócił z pierścionkiem… Ale było już za późno
– To nie jest jego dziecko! – wrzasnęła teściowa, a jej głos odbił się echem po kuchni. Stałam tam, z rękami na brzuchu, czując jak serce wali mi jak oszalałe. Michał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby pierwszy raz widział mnie na oczy. Przez chwilę miałam nadzieję, że powie coś, stanie po mojej stronie, ale on tylko spuścił wzrok.
– Powiedz prawdę, Aniu – syknęła teściowa. – Kto jest ojcem tego dziecka?
Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Michał milczał, a ja czułam, jak pod moimi stopami zapada się ziemia. Jeszcze wczoraj planowaliśmy wspólne życie, śmialiśmy się z drobiazgów, a dziś… dziś zostałam oskarżona o najgorsze. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Dlaczego mi nie wierzy? Przecież przysięgał miłość. Przecież zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny…”
Wyszłam z ich mieszkania bez słowa. Na klatce schodowej usłyszałam jeszcze trzask drzwi i cichy płacz Michała. Nie odwróciłam się. Wtedy nie mogłam – gdybym to zrobiła, rozpadłabym się na milion kawałków.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w transie. Mama patrzyła na mnie z troską, ale i z wyrzutem – „Mówiłam ci, że on nie jest dla ciebie”. Ojciec milczał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. W pracy wszyscy wiedzieli – plotki rozchodziły się szybciej niż ogień. „Sama sobie winna”, „Mogła uważać”, „Z kim ona się zadawała?”.
Najgorsze były noce. Leżałam na łóżku i głaskałam brzuch, próbując poczuć ruchy dziecka. Czasem mówiłam do niego szeptem: „Nie martw się, damy radę. Obiecuję ci”. Ale sama nie wierzyłam w te słowa.
Poród był szybki i bolesny. Gdy pierwszy raz zobaczyłam mojego syna, poczułam coś, czego nie umiem opisać – mieszaninę strachu i miłości tak wielkiej, że aż bolało. Nazwałam go Kuba. Był moim wszystkim.
Przez pierwsze miesiące żyliśmy tylko we dwoje. Mama pomagała jak mogła, ale widziałam w jej oczach rozczarowanie. Ojciec unikał rozmów o Kubie. Czułam się jak wyrzutek – nawet własna rodzina nie potrafiła zaakceptować mojego wyboru.
Michał nie odezwał się ani razu. Słyszałam od wspólnych znajomych, że wyjechał do Warszawy, rzucił studia i zaczął pracować w jakiejś korporacji. Jego matka rozpowiadała po całym mieście, że jestem kłamczuchą i że „takie dziewczyny powinny być karane”.
Były dni, kiedy chciałam zniknąć. Ale Kuba potrzebował mnie bardziej niż ktokolwiek inny. Dla niego zaczęłam walczyć – o siebie, o przyszłość, o godność.
Znalazłam nową pracę w przedszkolu jako pomoc nauczycielki. Dzieci mnie uwielbiały, a ja uczyłam się na nowo ufać ludziom. Z czasem mama zaczęła patrzeć na Kubę inaczej – coraz częściej brała go na ręce i mówiła: „Jest taki podobny do ciebie”. Ojciec powoli przełamywał lody – pewnego dnia przyniósł mu drewnianą kolejkę i powiedział: „Chyba chłopak powinien mieć coś do zabawy”.
Minęły lata. Kuba rósł jak na drożdżach – był bystry, wrażliwy i miał najpiękniejszy uśmiech na świecie. Czasem patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy Michał kiedykolwiek żałował swojej decyzji.
Pewnego popołudnia, gdy wracałam z Kubą ze szkoły, zobaczyłam pod domem znajomego mężczyznę. Serce mi stanęło – to był Michał. Wyglądał inaczej: starszy, zmęczony, ale w oczach miał ten sam błysk co kiedyś.
– Aniu… – zaczął niepewnie. – Muszę z tobą porozmawiać.
Kuba spojrzał na mnie pytająco.
– Idź do babci na chwilę – poprosiłam cicho.
Gdy zostaliśmy sami, Michał wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je przede mną. W środku był pierścionek zaręczynowy.
– Przepraszam – wyszeptał. – Byłem głupi. Pozwoliłem mamie wmówić sobie rzeczy… Nie potrafię sobie tego wybaczyć.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Przez głowę przelatywały mi wszystkie te noce spędzone na płaczu, wszystkie upokorzenia i samotność. Chciałam mu wybaczyć – naprawdę chciałam… Ale już nie byłam tą samą Anią sprzed lat.
– Michał… – powiedziałam cicho. – Dziękuję za przeprosiny. Ale ja już nie potrzebuję pierścionka ani twojego żalu. Mam syna i siebie. I to mi wystarczy.
Widziałam łzy w jego oczach, gdy zamykał pudełeczko i odchodził powoli w stronę ulicy.
Wieczorem siedziałam z Kubą przy stole i patrzyłam na niego z dumą.
– Mamo, dlaczego ten pan był smutny? – zapytał nagle.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Bo czasem ludzie tracą coś ważnego przez własny strach.
Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto zostawił cię wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałaś? Czy samotność może stać się siłą? Może to właśnie dzięki niej nauczyłam się kochać siebie naprawdę…