Dom, który miał być mój: Obietnica mojej mamy i rodzinny dramat po ślubie
– Nie rozumiesz, Marto! – głos mamy drżał, a jej dłonie ściskały filiżankę tak mocno, że bałam się, że ją rozbije. – To nie jest takie proste, jak ci się wydaje.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Jeszcze tydzień temu, w dniu mojego ślubu, stałyśmy razem na tarasie naszego domu w Piasecznie. Mama objęła mnie ramieniem i szepnęła: „Ten dom będzie kiedyś twój. Obiecuję.” Wtedy czułam się bezpieczna, jakby wszystko w życiu zaczynało się układać. Teraz siedziałyśmy naprzeciwko siebie w tej samej kuchni, a ona właśnie powiedziała mi, że odchodzi od taty.
– Jak to nie jest proste? – głos mi się załamał. – Przecież obiecałaś…
Mama spuściła wzrok. – Wiem, Marto. Ale nie mogę już dłużej udawać. Z twoim ojcem… od lat nic nas nie łączy. Próbowałam dla ciebie, dla siebie… Ale już nie mogę.
W mojej głowie kłębiły się pytania. Jak długo to trwało? Czy tata coś wiedział? Czy cała ta obietnica była tylko pustym gestem? Przypomniałam sobie jego zmęczoną twarz podczas wesela, jakby był gdzieś daleko myślami. Może już wtedy wiedział.
– A dom? – zapytałam cicho. – Co z domem?
Mama westchnęła ciężko. – Musimy go sprzedać. Potrzebuję pieniędzy na nowe życie. Twój ojciec też…
Poczułam się zdradzona. Ten dom był wszystkim – miejscem dzieciństwa, schronieniem po każdej kłótni z chłopakiem, azylem po nieudanych egzaminach na studiach. Teraz miał zniknąć, bo rodzice nie potrafili być razem?
Wróciłam do mieszkania, które wynajmowałam z Michałem. On próbował mnie pocieszać:
– Może to nawet lepiej? Zaczniemy wszystko od nowa, bez ciężaru przeszłości.
Ale ja nie chciałam zaczynać od nowa. Chciałam mieć swoje miejsce na ziemi, które mama mi obiecała.
Kilka dni później tata zadzwonił:
– Marta, musimy porozmawiać.
Spotkaliśmy się w parku. Tata wyglądał na starszego niż zwykle. Milczał przez dłuższą chwilę.
– Wiem, że jesteś zła – powiedział w końcu. – Ale twoja mama… Ona już dawno przestała być szczęśliwa. Ja też.
– A ja? – zapytałam z goryczą. – Kto pomyślał o mnie?
Tata pokręcił głową. – Czasem trzeba coś stracić, żeby zrozumieć, co jest naprawdę ważne.
Nie rozumiałam tego wtedy. Czułam tylko żal i wściekłość.
W domu rodzinnym zaczęły się przygotowania do sprzedaży. Mama pakowała rzeczy do kartonów, tata wyprowadził się do kawalerki na Ursynowie. Każda wizyta bolała coraz bardziej. Pewnego dnia znalazłam w szufladzie stare listy mamy do babci:
„Nie wiem, czy dam radę jeszcze długo tak żyć. Dla Marty próbuję być silna, ale czasem mam ochotę uciec.”
Poczułam ukłucie winy. Może rzeczywiście byłam ślepa na ich cierpienie?
Michał coraz częściej namawiał mnie na kredyt i kupno własnego mieszkania:
– Nie możemy wiecznie żyć przeszłością twoich rodziców.
Ale ja nie umiałam odpuścić. Kiedy przyszli pierwsi potencjalni kupcy, zamknęłam się w swoim dawnym pokoju i płakałam jak dziecko.
Pewnego wieczoru mama przyszła do mnie z butelką wina.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Wiem, że cię zawiodłam.
– Nie chodzi tylko o dom – odpowiedziałam przez łzy. – Chodzi o wszystko… O to, że już nie jesteśmy rodziną.
Mama przytuliła mnie mocno.
– Rodzina to nie tylko ściany i dach nad głową. To my… Nawet jeśli każde z nas pójdzie inną drogą.
Zrozumiałam wtedy, że muszę pozwolić im odejść – i sobie też.
Ostatni raz przeszłam się po pustych pokojach domu w Piasecznie. Każda ściana szeptała wspomnieniami: pierwsze kroki, zapach pierników na Boże Narodzenie, kłótnie o bałagan w łazience…
Sprzedaż domu była jak pogrzeb dzieciństwa.
Dziś mieszkam z Michałem na Mokotowie. Mamy własne cztery kąty i powoli budujemy nowe wspomnienia. Czasem odwiedzam mamę w jej małym mieszkaniu na Żoliborzu albo tatę na Ursynowie. Już nie pytam „dlaczego?”. Staram się zrozumieć.
Ale czasem nocą budzę się z pytaniem: czy można naprawdę zacząć od nowa, jeśli serce wciąż tęskni za tym, co utracone? Czy dom to tylko miejsce… czy może coś więcej?
A Wy? Co dla Was znaczy dom? Czy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę?