Dlaczego moja córka mi nie wierzy? Historia Barbary, która po pięćdziesiątce zapragnęła szczęścia

„Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje?! On cię wykorzystuje!” – krzyk mojej córki rozdarł ciszę kuchni, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Stałam przy zlewie, ścierając ręce o fartuch, i patrzyłam na Agatę – moją jedyną córkę, która jeszcze niedawno była dla mnie całym światem. Teraz jej oczy płonęły gniewem i rozczarowaniem.

„Agatko, proszę cię… Nie mów tak. Marek jest dobrym człowiekiem. Znasz go ledwie z kilku spotkań…” – próbowałam tłumaczyć, ale ona tylko przewróciła oczami.

„Mamo! Poznałaś go przez internet! Nawet nie wiesz, gdzie mieszka naprawdę! Przecież on cię tylko omotał. Widziałam, jak patrzy na twoją torebkę, jak pyta o twoje konto. Ty tego nie widzisz?”

Zadrżałam. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale powstrzymałam się. Po tylu latach samotności, po śmierci mojego męża, po tym, jak dom opustoszał i nawet kot zdechł ze starości, pozwoliłam sobie na odrobinę nadziei. Marek pojawił się nagle – najpierw jako cichy rozmówca na portalu dla samotnych, potem jako ktoś, kto potrafił słuchać i rozumieć. Czy naprawdę mogłam być aż tak ślepa?

Agata nie dawała za wygraną. „Mamo, ja już nie mogę patrzeć, jak się łudzisz. On cię skrzywdzi!”

„A ty? Ty nigdy nie popełniłaś błędu? Nigdy nie zaufałaś nieodpowiedniej osobie?” – wyrwało mi się ostro. Widziałam, jak jej twarz blednie. Przez chwilę milczałyśmy obie, a napięcie wisiało w powietrzu jak burza.

Wieczorem usłyszałam przez drzwi jej rozmowę z mężem: „Tomek, ja już nie wiem, co robić z mamą. Ona jest jak zaczarowana. Boję się o nią.”

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, patrząc na ciemny sufit mojego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Wspominałam Marka – jego ciepły głos przez telefon, jego nieśmiałe uśmiechy podczas naszych spacerów po Łazienkach. Przypominałam sobie jego opowieści o trudnym dzieciństwie w małym miasteczku pod Radomiem, o rozwodzie i walce o syna. Czy to wszystko było kłamstwem?

Następnego dnia zadzwoniłam do Marka.

– Cześć, Basiu. Coś się stało? – zapytał od razu.

– Marek… Musimy porozmawiać. Agata… ona twierdzi, że masz wobec mnie złe zamiary.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Basia… Ja wiem, że twoja córka mnie nie lubi. Ale ja cię kocham. Chcę być z tobą…

– Czy na pewno? – zapytałam cicho.

– Tak. Przecież wiesz…

Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam.

Przez kolejne dni Agata przestała dzwonić. Przysyłała mi tylko krótkie wiadomości: „Mamo, proszę cię, uważaj.” Czułam się rozdarta – między lojalnością wobec córki a własnym pragnieniem szczęścia.

Pewnego popołudnia wróciłam do domu i zobaczyłam Agatę siedzącą przy stole z plikiem papierów.

– Mamo… Musisz to zobaczyć – powiedziała cicho i podała mi wydruki z internetu.

Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Marka i nagłówek: „Oszust matrymonialny zatrzymany przez policję”. Dalej były informacje o długach alimentacyjnych i sprawach sądowych.

– To niemożliwe… – wyszeptałam.

Agata objęła mnie mocno.

– Mamo, ja cię kocham. Nie chcę, żebyś cierpiała.

Łzy same popłynęły mi po policzkach. Czułam się zdradzona przez cały świat – przez Marka, przez własną naiwność, przez los.

Wieczorem długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Przypominały mi się wszystkie rozmowy z Markiem: jego plany o wspólnej przyszłości, propozycje sprzedaży mojego mieszkania i kupna domku pod Warszawą… Czy naprawdę byłam aż tak łatwowierna?

Następnego dnia spotkałam się z Markiem w kawiarni na Mokotowie.

– Marek… Dlaczego mi nie powiedziałeś o tych sprawach? O długach? O policji?

Zbladł.

– Bałem się… Bałem się cię stracić. Ale przysięgam, Basia… Ja już się zmieniłem.

– Skąd mam wiedzieć, że to prawda? – zapytałam drżącym głosem.

– Nie wiem… Ale proszę cię… Daj mi szansę.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej. Agata czekała na mnie w kuchni.

– I co? – zapytała bez cienia triumfu w głosie.

– Sama nie wiem…

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Marek dzwonił codziennie, przysyłał kwiaty pod drzwi, pisał listy pełne przeprosin i obietnic poprawy. Agata coraz częściej wpadała bez zapowiedzi – sprawdzała lodówkę („czy nie kupiłaś mu czegoś drogiego?”), zaglądała do szuflad („czy nie zabrał ci dokumentów?”). Czułam się jak więzień we własnym domu.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole. Agata była blada i zmęczona.

– Mamo… Ja wiem, że chcesz być szczęśliwa. Ale czasem trzeba wybrać między sercem a rozumem.

Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach łzy.

– A jeśli to moja ostatnia szansa? Jeśli już nigdy nikogo nie pokocham?

Objęła mnie mocno.

– Lepiej być samej niż z kimś, kto cię zrani – wyszeptała.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na szare niebo nad Warszawą. Wspominam wszystkie swoje błędy i wszystkie chwile szczęścia. Czy kobieta po pięćdziesiątce ma jeszcze prawo wierzyć w miłość? Czy powinna ufać sercu czy rozumowi?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto jeszcze ryzykować dla odrobiny szczęścia?