Między obowiązkiem a miłością: Gdy moja mama odmówiła opieki nad moją córką
– Mamo, proszę cię, tylko dwa popołudnia w tygodniu. Wiem, że masz swoje sprawy, ale ja naprawdę nie daję już rady – mój głos drżał, a w oczach czułam piekące łzy. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Po drugiej stronie słyszałam jej ciężki oddech.
– Marto, ja już swoje dzieci wychowałam – odpowiedziała chłodno mama. – Mam prawo do swojego życia. Nie mogę być twoją nianią.
To zdanie roztrzaskało się we mnie jak szkło. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Moja mama, zawsze taka pomocna dla sąsiadek, dla kuzynki z drugiego końca miasta, teraz odmawiała mi – swojej córce. W głowie kłębiły mi się myśli: „Może jestem złą matką? Może za dużo wymagam? Może ona mnie nie kocha?”
Odkąd urodziła się Zosia, wszystko się zmieniło. Mój mąż, Tomek, pracował na zmiany w fabryce pod Warszawą. Ja wróciłam do pracy w urzędzie gminy, bo kredyt na mieszkanie nie poczeka. Każdego ranka budziłam się z bólem żołądka, bo nie wiedziałam, jak pogodzić obowiązki matki z wymaganiami szefa. Zosia miała trzy lata i była żywym srebrem – wszędzie jej było pełno. Przedszkole kończyło się o 16:00, a ja często kończyłam pracę później. Mama mieszkała dwie ulice dalej – wydawało się to takie proste.
Ale dla niej nie było. Po tej rozmowie długo nie mogłam dojść do siebie. Wieczorem płakałam w łazience, żeby Zosia nie widziała. Tomek próbował mnie pocieszyć:
– Może twoja mama naprawdę potrzebuje odpoczynku? – zapytał cicho.
– Ale przecież ona zawsze mówiła, że rodzina jest najważniejsza! – wybuchłam. – A teraz zostawia mnie samą!
W pracy byłam cieniem samej siebie. Szefowa patrzyła na mnie z ukosa:
– Marta, musisz się bardziej przykładać. Nie możemy ciągle cię usprawiedliwiać.
Czułam się jak w potrzasku – z jednej strony praca i kredyt, z drugiej Zosia i jej potrzeby. Mama przestała odbierać ode mnie telefony. Przysyłała tylko krótkie SMS-y: „Nie mogę dziś rozmawiać”.
W weekend zebrałam się na odwagę i poszłam do niej z Zosią. Siedziała w fotelu, czytała gazetę. Zosia rzuciła jej się na szyję:
– Babciu! Pobawisz się ze mną?
Mama pogłaskała ją po głowie, ale zaraz odsunęła:
– Kochanie, babcia jest zmęczona.
Patrzyłam na nią i czułam narastający gniew.
– Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, jak bardzo cię potrzebuję? – zapytałam drżącym głosem.
Spojrzała na mnie surowo:
– Marta, całe życie poświęciłam dla ciebie i twojego brata. Teraz chcę mieć trochę spokoju. To twoje dziecko, twoja odpowiedzialność.
Zosia patrzyła to na mnie, to na babcię. W jej oczach pojawił się smutek.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Przez kolejne dni próbowałam znaleźć inne rozwiązania – sąsiadka czasem mogła odebrać Zosię z przedszkola, ale nie zawsze. Tomek brał nadgodziny, żebyśmy mogli wynająć opiekunkę choć na kilka godzin tygodniowo. Każda złotówka była na wagę złota.
Wieczorami leżałam obok śpiącej Zosi i myślałam: „Czy naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy każda matka musi być tak samotna?”
Pewnego dnia zadzwonił mój brat Paweł:
– Słyszałem, że pokłóciłyście się z mamą…
– Nie pokłóciłyśmy się – westchnęłam. – Ona po prostu… nie chce mi pomóc.
– Wiesz, ona mówiła mi kiedyś, że czuje się wykorzystana przez wszystkich wokół. Że nikt jej nie pyta, czego ona chce.
Zamilkłam. Nigdy nie patrzyłam na to z jej perspektywy.
Minęły tygodnie. Zosia coraz częściej pytała o babcię.
– Czemu babcia nie przychodzi?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam mamie list. Napisałam o swoim zmęczeniu, o strachu przed utratą pracy i o tym, jak bardzo brakuje mi jej wsparcia – nawet jeśli to miałoby być tylko dobre słowo albo wspólna kawa raz w tygodniu.
Odpisała po kilku dniach:
„Marto,
Rozumiem twoje rozczarowanie i ból. Ale ja też mam swoje granice. Kocham cię i Zosię bardzo mocno, ale muszę zadbać o siebie. Może znajdziemy inny sposób na bycie razem?”
Spotkałyśmy się tydzień później w parku. Mama przyniosła Zosi ulubione ciasteczka i razem karmiłyśmy gołębie. Nie rozwiązało to wszystkich problemów – nadal musiałam radzić sobie sama z opieką nad córką i pracą – ale poczułam ulgę. Przestałam oczekiwać od mamy tego, czego nie mogła mi dać.
Dziś wiem jedno: czasem nawet najbliżsi nie są w stanie spełnić naszych oczekiwań. Musimy nauczyć się prosić o pomoc innych i dbać o siebie nawzajem – nawet jeśli oznacza to zmianę naszych wyobrażeń o rodzinie.
Czy wy też czuliście kiedyś żal do bliskich za to, że nie dali wam wsparcia wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowaliście? Jak sobie z tym poradziliście?