Powrót, którego się nie spodziewałam

– Lenka! Gdzie jesteś? Lenka! – głos Kasi rozdarł ciszę popołudnia, a echo jej słów odbiło się od starych ścian domu. Stałam w kuchni, z plastikową miednicą w rękach, próbując zebrać się na odwagę, by wejść do pokoju, w którym czekała na mnie matka. Przez chwilę miałam ochotę schować się za drzwiami spiżarni, jak wtedy, gdy byłam dzieckiem i bałam się jej gniewu. Ale teraz byłam dorosła. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Kasia wbiegła do domu, stukając obcasami i trzaskając drzwiami. Jej twarz była napięta, oczy rozbiegane. – No wreszcie. Krzyczę, krzyczę… – mruknęła z wyrzutem, patrząc na mnie tak, jakby cała ta sytuacja była moją winą. – Pomóż mi z tymi rzeczami. Ojciec zaraz wróci z pola, a tu jeszcze tyle do zrobienia.

Zebrałam się w sobie i ruszyłam za nią. W powietrzu czuć było zapach świeżo skoszonej trawy i starego domu – mieszankę wspomnień, których nie chciałam przywoływać. Każdy kąt tego miejsca przypominał mi o czymś bolesnym: o krzykach w nocy, o łzach tłumionych w poduszkę, o listach, których nigdy nie wysłałam.

– Długo cię nie było – powiedziała matka, kiedy weszłam do salonu. Jej głos był chłodny, jakbyśmy rozmawiały przez szybę. – Myślałam, że już nie wrócisz.

Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego zaczęłam układać naczynia na stole, udając, że jestem zajęta. W rzeczywistości próbowałam ukryć drżenie rąk. – Musiałam… Musiałam przemyśleć kilka spraw – wymamrotałam w końcu.

– Zawsze uciekasz – rzuciła Kasia z goryczą. – Zostawiasz mnie tu samą z tym wszystkim.

Poczułam ukłucie winy. To prawda – uciekłam z domu zaraz po maturze, zostawiając młodszą siostrę samą z naszymi rodzicami i ich wiecznymi kłótniami. Przez lata nie potrafiłam wrócić. Bałam się tego miejsca i ludzi, którzy tu zostali.

Ojciec wrócił późnym popołudniem. Jego twarz była zmęczona, ręce brudne od ziemi. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie wierzył własnym oczom.

– Lena… To naprawdę ty? – zapytał cicho.

Przytaknęłam. Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie w niezręcznej ciszy. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam od lat – żal i tęsknotę.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Matka nakładała zupę do talerzy, milcząc uparcie. Kasia patrzyła na mnie spod byka.

– Dlaczego wróciłaś? – zapytała nagle.

Zawahałam się. Nie chciałam mówić prawdy – że wszystko mi się posypało: praca, związek, życie w Warszawie. Że nie miałam już dokąd pójść.

– Chciałam was zobaczyć – skłamałam.

Matka prychnęła pod nosem. – Po tylu latach? Nagle sobie przypomniałaś?

Zrobiło mi się gorąco ze wstydu i złości. Chciałam wykrzyczeć jej wszystko: jak bardzo mnie zraniła, jak bardzo brakowało mi czułości i wsparcia. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Po kolacji wyszłam na ganek. Noc była cicha, tylko gdzieś daleko szczekał pies sąsiadów. Usiadłam na schodach i zaczęłam płakać – cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Nagle obok mnie pojawiła się Kasia. Usiadła bez słowa i przez chwilę milczałyśmy razem.

– Wiesz… – zaczęła niepewnie – ja też mam ci za złe, że wyjechałaś. Ale rozumiem cię trochę bardziej niż kiedyś.

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.

– Bałam się tu wracać – przyznałam szeptem. – Bałam się was wszystkich… i siebie też.

Kasia westchnęła ciężko.

– Mama nigdy nie była łatwa. Ale odkąd wyjechałaś… jest jeszcze gorzej. Wszystko zwala na mnie. A ja czasem mam ochotę po prostu uciec.

Objęłam ją mocno. Po raz pierwszy od lat poczułam, że nie jestem sama ze swoim bólem.

Następnego dnia rano matka weszła do mojego pokoju bez pukania.

– Musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy – dwie kobiety, które przez lata udawały przed sobą obojętność.

– Dlaczego nigdy mnie nie kochałaś? – zapytałam nagle, sama nie wierząc, że wypowiedziałam te słowa na głos.

Matka zbladła. Jej usta drgnęły lekko.

– Myślisz, że to było łatwe? – wyszeptała po chwili. – Twój ojciec pił… Ja musiałam wszystko dźwigać sama. Nie umiałam być dobrą matką.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez tyle lat obwiniałam ją za wszystko, nie widząc jej własnego cierpienia.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Może jeszcze możemy coś naprawić?

Nie odpowiedziałam od razu. W moim sercu walczyły ze sobą gniew i współczucie.

Wieczorem cała rodzina usiadła razem przy stole po raz pierwszy od wielu lat. Rozmawialiśmy długo – o przeszłości, o błędach i żalach. Nie wszystko dało się naprawić od razu, ale po raz pierwszy poczułam cień nadziei.

Teraz siedzę na ganku i patrzę na zachód słońca nad polami mojego dzieciństwa. Zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć? Czy da się zacząć od nowa tam, gdzie wszystko się skończyło? Może czasem powrót jest jedyną drogą do przodu.