Między dwoma ogniami: Opowieść o niesprawiedliwości w rodzinie

— Znowu tylko ziemniaki? — zapytałam cicho, patrząc na plastikową torbę, którą teściowa postawiła na naszym kuchennym stole. Moje dłonie drżały, choć starałam się ukryć emocje przed synem, który bawił się w kącie.

— Ivana, nie przesadzaj — odpowiedział Marek, mój mąż, z rezygnacją w głosie. — Mama jest już starsza, nie wymagaj od niej za dużo.

Ale ja wiedziałam, że to nie wiek był powodem. Widziałam, jak tydzień temu teściowa wręczała mojej szwagierce, Agacie, kopertę z pieniędzmi i nowy mikser. Słyszałam, jak mówiła: „Ty zawsze możesz na mnie liczyć, córeczko”. A nam? Nam zostawiała tylko resztki — worek ziemniaków, czasem kilka jabłek. Nigdy nie usłyszałam od niej słowa wsparcia czy czułości.

W mojej głowie kłębiły się pytania: dlaczego ona mnie nie akceptuje? Co zrobiłam źle? Przecież staram się być dobrą żoną dla Marka i matką dla naszego syna. Pracuję na pół etatu w bibliotece, żeby pogodzić domowe obowiązki z pracą. Nigdy nie prosiłam o pomoc finansową. Ale kiedy widzę, jak Agata dostaje wszystko na tacy — od pieniędzy po opiekę nad dziećmi — czuję się niewidzialna.

Pewnego wieczoru, kiedy Marek wrócił późno z pracy, zebrałam się na odwagę.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo. — Nie mogę już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

Marek westchnął i usiadł naprzeciwko mnie. — O co chodzi?

— O twoją mamę. O to, jak nas traktuje. Czuję się gorsza. Nasz syn widzi, że babcia przynosi prezenty tylko kuzynce, a jemu daje stare książki albo nic. To boli.

Mój mąż spuścił wzrok. — Wiem… Ale co mam zrobić? To moja matka. Zawsze była bliżej z Agatą.

— Ale to nie jest sprawiedliwe! — głos mi się załamał. — Próbowałam być cierpliwa, ale już nie mogę. Czuję się jak intruz we własnym domu.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową. Zaprosiłam ją na kawę. Przyszła punktualnie, z chłodnym uśmiechem na twarzy.

— Dzień dobry, pani Zofio — zaczęłam niepewnie. — Chciałam porozmawiać o czymś ważnym.

— O czym? — zapytała oschle.

— O tym, jak nas pani traktuje. Wiem, że Agata jest pani córką i zawsze będzie miała szczególne miejsce w pani sercu. Ale my też jesteśmy rodziną. Marek to pani syn, a nasz syn to pani wnuk.

Teściowa spojrzała na mnie z wyższością.

— Agata ma trudniej w życiu. Jej mąż wyjechał za granicę, sama wychowuje dzieci. Ty masz Marka i stabilną pracę.

— Ale czy to znaczy, że nas można ignorować? — zapytałam drżącym głosem.

Zofia wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy.

— Nie rozumiesz tego i chyba nigdy nie zrozumiesz.

Wyszła po dziesięciu minutach, zostawiając mnie z poczuciem winy i bezsilności. Przez kolejne dni czułam się jeszcze gorzej. Marek próbował mnie pocieszać, ale widziałam, że sam nie wie, jak rozwiązać ten konflikt.

Wkrótce zaczęły się pojawiać plotki w rodzinie. Agata zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:

— Słyszałam, że miałaś pretensje do mamy. Wiesz, ona naprawdę stara się pomagać każdemu na swój sposób.

— Agata, nie chodzi o pieniądze czy prezenty. Chodzi o szacunek i równe traktowanie — odpowiedziałam spokojnie.

— Może powinnaś być bardziej wdzięczna za to, co masz? — rzuciła z ironią i rozłączyła się.

Czułam się coraz bardziej osamotniona. Nawet w pracy trudno mi było się skupić. Koleżanka z biblioteki zauważyła moje przygnębienie.

— Ivana, co się dzieje? Wyglądasz na zmęczoną życiem.

Opowiedziałam jej wszystko podczas przerwy na kawę. Słuchała uważnie i pokiwała głową.

— Wiesz co? Moja teściowa była taka sama. Dopóki nie postawiłam granic i nie powiedziałam jasno: albo traktujesz nas równo, albo przestajemy się spotykać. To było trudne, ale pomogło.

Zaczęłam zastanawiać się nad jej słowami. Czy naprawdę muszę poświęcać własne poczucie wartości dla świętego spokoju? Czy mój syn powinien dorastać w poczuciu bycia gorszym?

W niedzielę podczas rodzinnego obiadu atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Zofia przyniosła dla Agaty nowy płaszcz i kopertę z pieniędzmi „na zimowe wydatki”. Dla nas miała tylko słoik ogórków.

Spojrzałam na Marka i zobaczyłam w jego oczach smutek i bezradność. Wstałam od stołu i powiedziałam głośno:

— Jeśli mamy być rodziną tylko na papierze, to może lepiej będzie nam osobno.

Zapadła cisza. Zofia spojrzała na mnie z niedowierzaniem, Agata zacisnęła usta.

— Ivana… — zaczął Marek cicho.

— Nie chcę już dłużej udawać — przerwałam mu drżącym głosem. — Albo będziemy traktowani z szacunkiem, albo przestaniemy przychodzić na te spotkania.

Wyszliśmy wcześniej niż zwykle. W drodze do domu Marek milczał długo, aż w końcu powiedział:

— Może miałaś rację… Może czas coś zmienić.

Od tamtej pory relacje w rodzinie stały się chłodniejsze, ale przynajmniej przestałam czuć się niewidzialna. Zaczęliśmy budować własne tradycje i spędzać więcej czasu tylko we troje. Syn przestał pytać, dlaczego babcia kocha kuzynkę bardziej.

Czasem zastanawiam się jednak: czy warto było ryzykować rodzinny spokój dla własnej godności? Czy można wymagać od innych sprawiedliwości tam, gdzie jej nigdy nie było? Może czasem trzeba wybrać siebie… Ale czy to naprawdę wystarczy do szczęścia?