Kiedy własna krew wbija nóż w plecy: Historia o zaufaniu, zdradzie i przebaczeniu
– Znowu nie mogę znaleźć portfela! – krzyknęłam, przeszukując szuflady w kuchni. Serce waliło mi jak młot, a w głowie kłębiły się myśli: czy znowu coś zgubiłam? Czy to tylko moja nieuwaga? Ostatnio coraz częściej ginęły mi drobne rzeczy – banknoty, biżuteria, nawet kosmetyki. Próbowałam sobie tłumaczyć, że to przez stres w pracy i bałagan, który robiłam w pośpiechu. Ale tym razem czułam, że to coś więcej.
Moja kuzynka, Marta, siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Wprowadziła się do mnie trzy miesiące temu, kiedy jej życie się posypało – rozwód, utrata pracy, długi. Nie mogłam jej odmówić, bo przecież rodzina jest najważniejsza. Tak mnie wychowano: „Rodzina to świętość” – powtarzała mama. Patrzyłam na Martę i próbowałam wyczytać coś z jej twarzy. Była spokojna, może aż za bardzo.
– Znowu coś zgubiłaś? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Tak… chyba tak – odpowiedziałam niepewnie. – Ostatnio wszystko mi ginie z oczu.
– Może powinnaś trochę zwolnić – rzuciła lekko. – Praca cię wykańcza.
Chciałam jej uwierzyć. Chciałam wierzyć, że to tylko moja wina, że jestem roztrzepana i nieogarnięta. Ale w środku czułam narastający niepokój. Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich tygodni: Marta coraz częściej wychodziła wieczorami, wracała późno, czasem czułam od niej alkohol. Zaczęła kupować nowe ubrania, choć przecież nie miała pieniędzy.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W przedpokoju usłyszałam szelest. Zajrzałam do swojego pokoju i zobaczyłam Martę przy mojej szafce nocnej. Miała w ręku moją portmonetkę.
– Co ty robisz?! – wykrzyknęłam.
Zamarła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Widziałam w jej oczach strach i wstyd.
– Ja… tylko chciałam pożyczyć trochę pieniędzy… Oddam ci wszystko! – zaczęła się tłumaczyć.
– Pożyczyć? Bez pytania? – głos mi drżał ze złości i rozczarowania.
Marta spuściła głowę. – Przepraszam… Nie wiedziałam już, co robić. Wszystko się wali…
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przecież to moja kuzynka! Dziewczyna, z którą bawiłyśmy się w dzieciństwie na podwórku, dzieliłyśmy sekrety i marzenia. Jak mogła mi to zrobić?
Wybiegłam z mieszkania i długo chodziłam po mieście bez celu. W głowie miałam mętlik: gniew mieszał się z żalem i poczuciem winy. Czy to ja byłam naiwna? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? A może powinnam była być twardsza?
Kiedy wróciłam do domu, Marta siedziała na kanapie i płakała. – Przepraszam cię… Nie chciałam cię skrzywdzić. Po prostu nie miałam już siły prosić o pomoc… Wszyscy się ode mnie odwrócili.
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy. Czułam się rozdarta: z jednej strony chciałam ją wyrzucić za drzwi, z drugiej – żal mi jej było jak nikogo innego.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam cicho.
– Bałam się… Wszyscy zawsze mówili, że jestem nieudacznikiem. Ty byłaś tą silną, odpowiedzialną… Nie chciałam cię zawieść.
Te słowa zabolały mnie bardziej niż sama kradzież. Przypomniały mi się nasze rozmowy sprzed lat, kiedy obie marzyłyśmy o lepszym życiu. Ja poszłam na studia, znalazłam pracę, ona została w małym miasteczku i utknęła w toksycznym związku.
Przez kolejne dni unikałyśmy siebie nawzajem. W domu panowała cisza pełna napięcia. Zastanawiałam się, co zrobić: wyrzucić Martę czy dać jej jeszcze jedną szansę? Rodzina naciskała, żebym „nie robiła afery” – przecież to tylko pieniądze, a ona jest w trudnej sytuacji.
Ale ja czułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Straciłam zaufanie nie tylko do Marty, ale też do własnego osądu. Jak mogłam być tak ślepa? Jak mogłam wierzyć, że rodzina zawsze będzie lojalna?
W końcu postawiłam sprawę jasno:
– Marta, musisz się wyprowadzić. Pomogę ci znaleźć mieszkanie i pracę, ale nie mogę już ci ufać tak jak kiedyś.
Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. – Rozumiem… Zasłużyłam na to.
Pomogłam jej znaleźć tani pokój na obrzeżach miasta i załatwić dorywczą pracę w sklepie spożywczym. Przez kilka tygodni nie odzywałyśmy się do siebie. Czułam ulgę, ale też pustkę – jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
Po miesiącu dostałam od niej SMS-a: „Dziękuję za wszystko. Przepraszam jeszcze raz. Może kiedyś mi wybaczysz”.
Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam najpierw wybaczyć sobie – swoją naiwność i ślepą wiarę w rodzinne więzi.
Dziś patrzę na tę historię inaczej. Wiem już, że zaufanie trzeba budować powoli i ostrożnie – nawet wobec najbliższych. Że czasem trzeba postawić granice, choćby bolało najbardziej na świecie.
Czy można naprawdę wybaczyć zdradę kogoś z rodziny? Czy warto próbować odbudować relację po takim upadku? Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź na te pytania.