Nie jestem waszą służącą: Historia kobiety z Nowej Huty, która odważyła się powiedzieć „dość”
— Aniu, czy możesz jeszcze raz przetrzeć podłogę w kuchni? — głos teściowej rozbrzmiał w moich uszach jak dzwon, choć ledwo zdążyłam odłożyć ścierkę po poprzednim sprzątaniu. Stałam przy oknie, patrząc na szare bloki Nowej Huty, i czułam, jak coś we mnie pęka. Osiem lat temu wyszłam za Piotra z miłości i nadziei, że razem stworzymy dom pełen ciepła. Dziś miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego rodziny — niewidzialną służącą, która ma spełniać cudze oczekiwania.
— Mamo, może Ania odpocznie? — Piotr próbował czasem stanąć po mojej stronie, ale jego głos był cichy, niepewny. Wiedziałam, że nie chce konfliktów. Zawsze powtarzał: „Nie róbmy problemów, Aniu. Mama jest już starsza, trzeba jej pomóc”.
Ale ja też byłam zmęczona. Pracowałam na pół etatu w bibliotece, potem biegłam do domu, gotowałam obiad dla pięciu osób — dla nas, teściowej i jego siostry z dzieckiem. Zmywałam naczynia, sprzątałam po wszystkich, a wieczorem słyszałam jeszcze: „Aniu, mogłabyś wyprasować koszule Piotra?”
Czasem łapałam się na tym, że nie pamiętam już, kiedy ostatnio zrobiłam coś tylko dla siebie. Kiedy ostatni raz przeczytałam książkę dla przyjemności? Kiedy poszłam na spacer bez poczucia winy? Nawet moje marzenie o studiach pedagogicznych musiało poczekać — „bo teraz są ważniejsze sprawy”.
Najgorsze były święta. Wtedy cała rodzina Piotra zjeżdżała się do naszego mieszkania. Ja w kuchni od rana do nocy, a oni przy stole — śmiechy, rozmowy, wspomnienia. Czułam się jak duch.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z teściową i szwagierką. Rozmawiały o planach na wakacje.
— Aniu, ty pewnie zostaniesz w domu? — zapytała szwagierka z uśmiechem.
— Tak, ktoś musi się wszystkim zająć — odpowiedziała za mnie teściowa.
Poczułam gulę w gardle. Chciałam krzyknąć: „A co ze mną? Czy ja też nie mam prawa do odpoczynku?” Ale tylko skinęłam głową i poszłam do łazienki. Tam pozwoliłam sobie na łzy.
Z czasem zaczęły się kłótnie z Piotrem. Coraz częściej mówiłam mu o swoim zmęczeniu.
— Piotrze, ja tak nie mogę. Czuję się jak służąca w tym domu.
— Przesadzasz, Aniu. Wszyscy mamy swoje obowiązki.
— Ale ja mam ich najwięcej! Twoja mama i siostra nawet nie próbują mi pomóc!
— One są rodziną…
Wtedy zrozumiałam: ja nie jestem ich rodziną. Jestem kimś obcym w ich świecie.
Pewnej nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Piotra i patrzyłam w sufit. W głowie miałam jedno pytanie: „Gdzie jestem ja w tym wszystkim?”
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Magda.
— Anka, musisz coś zmienić. Przecież ty się tu dusisz.
— Ale jak? Przecież nie mogę tak po prostu odejść…
— Możesz. Masz prawo być szczęśliwa.
Te słowa długo we mnie rezonowały. Zaczęłam powoli stawiać granice. Odmówiłam prasowania koszul szwagierki. Powiedziałam teściowej, że dziś sama zrobi sobie herbatę. Piotr patrzył na mnie zdziwiony.
— Co się z tobą dzieje?
— Uczę się mówić „nie”.
Nie było łatwo. Teściowa obraziła się na kilka dni. Szwagierka przestała ze mną rozmawiać. Piotr był coraz bardziej rozdrażniony.
— Zmieniasz się, Aniu. Nie poznaję cię.
— Może właśnie teraz zaczynam być sobą?
W końcu przyszedł dzień, kiedy powiedziałam Piotrowi: „Chcę się wyprowadzić”.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
— Naprawdę chcesz to zrobić?
— Tak. Muszę odnaleźć siebie.
Wyprowadziłam się do wynajmowanego pokoju na drugim końcu miasta. Było ciężko — samotność bolała bardziej niż myślałam. Ale pierwszy raz od lat poczułam ulgę.
Zaczęłam studia zaoczne. Poznałam nowych ludzi. Znowu zaczęłam czytać książki dla przyjemności. Czasem płakałam z tęsknoty za dawnym życiem, ale wiedziałam, że nie mogę wrócić do roli służącej.
Piotr dzwonił kilka razy.
— Może wrócisz? Mama obiecuje poprawę…
Ale ja już wiedziałam, że nie chcę żyć cudzym życiem.
Dziś stoję przed lustrem i widzę kobietę zmęczoną, ale wolną. Czy było warto? Czy każda z nas musi przejść przez taki bunt, żeby poczuć własną wartość?
Czasem pytam siebie: ile jeszcze kobiet w Polsce żyje cudzymi oczekiwaniami? Czy mamy odwagę powiedzieć „dość” i zacząć żyć dla siebie?