Syn chciał mnie wyrzucić z własnego mieszkania: „Będziesz spała w kuchni, mamo” – historia Marii z Wrocławia

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedział Tomasz, stojąc w progu mojego pokoju. Jego głos był twardy, obcy. Zmarszczyłam brwi, bo przecież jeszcze niedawno przychodził do mnie po radę, a dziś patrzył na mnie jak na intruza. W dłoniach ściskał jakieś papiery.

– O czym chcesz rozmawiać? – zapytałam, choć przeczuwałam, że to nie będzie zwykła rozmowa.

– O mieszkaniu. Wiesz, że z Anią spodziewamy się dziecka. Potrzebujemy przestrzeni. Myśleliśmy… – zawahał się – …że mogłabyś spać w kuchni. Tam jest miejsce na rozkładane łóżko.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Kuchnia? Własne mieszkanie, które kupiłam z mężem po latach wyrzeczeń? Przecież to ja oddałam Tomaszowi największy pokój, kiedy był nastolatkiem. To ja rezygnowałam z siebie, by jemu było lepiej.

– Tomasz, czy ty siebie słyszysz? – głos mi zadrżał. – Chcesz wyrzucić mnie z mojego pokoju?

– Mamo, nie przesadzaj. Przecież i tak większość czasu spędzasz w kuchni. To tylko na jakiś czas, dopóki nie znajdziemy większego mieszkania.

Zacisnęłam pięści. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, ale łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie wszystkie noce spędzone przy jego łóżku, gdy miał gorączkę. Wszystkie obiady gotowane po pracy, żeby miał ciepły posiłek. Wszystkie rozmowy o życiu, kiedy był zagubiony.

– A jeśli się nie wyprowadzicie? – zapytałam cicho.

Tomasz wzruszył ramionami.

– Zobaczymy. Na razie musimy się jakoś pomieścić.

Nie spałam tej nocy. Siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na stare zdjęcia. Na jednym Tomasz miał może pięć lat – uśmiechnięty chłopiec w czerwonym sweterku, trzymający mnie za rękę. Jak to możliwe, że ten sam chłopiec dziś patrzy na mnie jak na przeszkodę?

Rano przyszła Ania. Nawet nie spojrzała mi w oczy.

– Pani Mario, proszę się nie martwić. To tylko na chwilę – powiedziała chłodno.

Nie odpowiedziałam. Czułam się jak powietrze.

Przez kolejne dni Tomasz zaczął wynosić moje rzeczy do kuchni. Najpierw książki, potem ubrania. Każdy przedmiot był jak kolejny gwóźdź do trumny mojej godności. Sąsiedzi pytali, dlaczego nie wychodzę już na spacer. Nie miałam siły tłumaczyć.

Pewnego wieczoru zadzwoniła moja córka, Agnieszka.

– Mamo, co się dzieje? Tomasz mówił coś o remoncie?

Zawahałam się.

– Agnieszko… Twój brat chce, żebym spała w kuchni.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Co?! On zwariował? Mamo, nie pozwól mu na to! To twoje mieszkanie!

Ale jak miałam nie pozwolić? Przecież to mój syn. Zawsze powtarzałam sobie, że rodzina jest najważniejsza. Że trzeba pomagać dzieciom, nawet jeśli czasem boli.

Kolejne tygodnie były koszmarem. Każdego ranka budziłam się na twardym tapczanie pod oknem kuchennym. Słyszałam szepty Ani i Tomasza za ścianą. Czułam się jak lokatorka we własnym domu.

Pewnego dnia przyszła sąsiadka, pani Zofia.

– Mario, słyszałam… Nie możesz tak żyć! Powinnaś pójść do prawnika.

Pokręciłam głową.

– To mój syn. Nie chcę go krzywdzić.

Ale czy on nie krzywdził mnie?

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do Agnieszki.

– Mamo, musisz walczyć o siebie – powiedziała stanowczo. – Przecież to ty jesteś właścicielką mieszkania! Tomasz nie ma prawa cię wyrzucać!

Wróciłam do domu z nową siłą. Wieczorem usiadłam naprzeciwko Tomasza i Ani.

– Chcę porozmawiać – zaczęłam spokojnie. – To moje mieszkanie i nie pozwolę się upokarzać. Jeśli wam tu źle, możecie poszukać czegoś innego.

Tomasz spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Mamo… Przesadzasz!

– Nie przesadzam – przerwałam mu. – Przez całe życie dawałam wam wszystko. Teraz chcę tylko szacunku.

Ania wstała gwałtownie.

– Chodź, Tomek. Nie będziemy tego słuchać!

Wyszli trzaskając drzwiami. Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez chwilę poczułam ulgę… a potem przyszła fala smutku i żalu.

Czy naprawdę musiałam wybierać między własną godnością a miłością do syna? Czy matczyna miłość powinna mieć granice? Może czasem trzeba powiedzieć „dość”, nawet jeśli serce pęka na pół?