„Gdy przywiozłam chorą mamę do siebie, mąż zażądał: 'Sprzedaj jej mieszkanie i niech się wynosi’” – historia Magdy z Poznania
– Magda, nie możemy tak żyć! – głos Pawła odbił się echem w mojej głowie, gdy zamykałam za sobą drzwi sypialni. Mama leżała w salonie na rozkładanej kanapie, a ja czułam, jak serce ściska mi się z bólu. – Albo ona wraca do siebie, albo ja się wyprowadzam.
Nie spałam tej nocy. Siedziałam na podłodze przy łóżku mamy i słuchałam jej płytkiego oddechu. Miała 72 lata, po udarze, z trudem mówiła i jeszcze trudniej chodziła. Odkąd lekarz powiedział, że nie może już mieszkać sama, nie miałam wątpliwości – zabiorę ją do siebie. Przecież jestem jej jedyną córką. Ale Paweł… Paweł nigdy nie miał z nią dobrego kontaktu. Zawsze uważał, że mama się wtrąca, że jest zbyt krytyczna wobec niego i naszego małżeństwa.
– Magda, nie przesadzaj – powiedział mi kiedyś, gdy płakałam po kolejnej kłótni z mamą. – Ona zawsze będzie niezadowolona. Ale teraz… teraz to już nie chodziło o drobne sprzeczki. Chodziło o życie.
Rano Paweł czekał na mnie w kuchni. Siedział przy stole z kubkiem kawy, patrzył przez okno na szare poznańskie blokowisko.
– Przemyślałaś to? – zapytał bez cienia czułości.
– Nie zostawię jej samej – odpowiedziałam cicho.
– To sprzedaj jej mieszkanie i wynajmij jej opiekunkę. Albo niech idzie do domu opieki. Ja nie będę żył w ten sposób.
Zaparło mi dech. Mama całe życie pracowała jako nauczycielka polskiego, mieszkała na Jeżycach w dwupokojowym mieszkaniu pełnym książek i wspomnień. Jak mogłam jej to odebrać? Jak mogłam ją oddać obcym ludziom?
– Paweł, ona jest moją matką! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– A ja twoim mężem! – odparł ostro. – Od dwóch miesięcy nie mamy ani chwili dla siebie. Wszędzie jej rzeczy, jej lekarstwa, jej zapach! Nawet w nocy budzi mnie jej kaszel!
Wiedziałam, że to prawda. Nasze życie zamieniło się w szpitalny oddział. Ale czy to znaczyło, że miałam ją zostawić?
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Kasi.
– Magda, musisz myśleć też o sobie – powiedziała delikatnie. – Ale rozumiem cię… Ja bym chyba zrobiła to samo.
Nie miałam rodzeństwa. Ojciec zmarł dziesięć lat temu. Mama była moją jedyną rodziną.
Wieczorem usiadłam przy niej i próbowałam się uśmiechnąć.
– Mamusiu, jak się czujesz?
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Nie chcę być ciężarem…
– Nie jesteś ciężarem – przerwałam jej szybko.
Ale widziałam w jej oczach smutek i poczucie winy. Wiedziała, że coś jest nie tak.
Następnego dnia Paweł wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Rzucił teczkę na fotel i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Rozmawiałem z kolegą z pracy. Jego matka jest w świetnym domu opieki pod Gnieznem. Może tam zadzwonisz?
Poczułam, jak narasta we mnie gniew.
– To nie jest pies! To moja matka!
– A ja? Ja się nie liczę? – Paweł podszedł bliżej, ściszając głos. – Magda… Ja cię kocham, ale nie wytrzymam tego dłużej.
Przez kolejne dni chodziliśmy wokół siebie jak obcy ludzie. Mama coraz częściej pytała mnie szeptem:
– Czy Paweł mnie nie lubi?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu przyszedł dzień, który zmienił wszystko. Wróciłam z apteki i zobaczyłam Pawła pakującego walizkę.
– Co robisz?
– Jadę do rodziców na wieś. Daj mi znać, jak podejmiesz decyzję.
Zostałam sama z mamą i ciszą tak gęstą, że aż bolało mnie serce.
Przez kilka dni żyłyśmy we dwie. Opiekowałam się mamą najlepiej jak umiałam, ale byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Wieczorami płakałam do poduszki. Czułam się zdradzona przez męża i winna wobec mamy.
Pewnego popołudnia zadzwoniła teściowa.
– Magdo, Paweł mówił mi o wszystkim… Może powinnaś jednak rozważyć dom opieki? On bardzo cierpi…
Zacisnęłam pięści.
– A czy ktoś myśli o tym, jak cierpi moja mama?
Teściowa westchnęła i rozłączyła się bez słowa.
W końcu przyszedł dzień rozmowy z mamą, której bałam się najbardziej.
– Mamusiu… Paweł chce, żebym ci znalazła dom opieki albo opiekunkę…
Mama spojrzała na mnie długo i cicho powiedziała:
– Jeśli to ma uratować twoje małżeństwo… Zrób to.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
Przez kolejne dni rozmawiałam z opiekunkami, oglądałam domy opieki i płakałam po nocach. Każda rozmowa była jak nóż w plecy. Mama coraz bardziej gasła w oczach.
W końcu Paweł wrócił do domu.
– I co postanowiłaś? – zapytał chłodno.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie oddam mamy do domu opieki. Jeśli chcesz odejść – droga wolna.
Paweł patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, potem chwycił walizkę i wyszedł bez słowa.
Zostałyśmy same. Przez pierwsze dni czułam ulgę pomieszaną z rozpaczą. Mama próbowała mnie pocieszać:
– Może jeszcze wróci…
Ale wiedziałam, że coś się skończyło na zawsze.
Po kilku tygodniach zaczęły się plotki wśród sąsiadów: „Magda została sama z chorą matką”, „Paweł miał rację”, „Kto normalny poświęca męża dla starej kobiety?”. Przestałam wychodzić na klatkę schodową bez makijażu i uśmiechu przyklejonego do twarzy.
Kasia odwiedzała mnie częściej niż zwykle.
– Jesteś silniejsza niż myślisz – mówiła, ściskając mnie za rękę.
Ale były dni, kiedy miałam ochotę wyć do księżyca z bezsilności i żalu. Czułam się zdradzona przez męża, niezrozumiana przez rodzinę Pawła i osamotniona wobec całego świata.
Mama powoli dochodziła do siebie. Rehabilitacja przynosiła efekty, zaczynała chodzić o lasce po mieszkaniu. Czasem śmiałyśmy się razem z dawnych wspomnień, czasem płakałyśmy nad tym, co straciłyśmy.
Po kilku miesiącach Paweł przysłał mi SMS-a: „Chcę się rozwieść”.
Nie odpowiedziałam od razu. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. W końcu podpisałam papiery i oddałam je do sądu.
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Mieszkamy z mamą razem na Jeżycach – sprzedałyśmy moje mieszkanie i wróciłyśmy do jej starego M-3 pełnego książek i wspomnień. Czasem czuję pustkę po Pawle, ale wiem jedno: nie mogłam postąpić inaczej.
Czy żałuję? Może czasem… Ale patrząc na mamę, wiem, że wybrałam dobrze. Bo czym jest rodzina? Czy to tylko ludzie związani papierkiem? Czy ci, którzy zostają wtedy, gdy wszyscy inni odchodzą?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?