„Mamo, chcę się ożenić!” – Jak poradzić sobie, gdy dorosłe dziecko chce założyć rodzinę pod twoim dachem?
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – głos Pawła drżał, a ja już wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Stał w drzwiach kuchni, oparty o framugę, z miną tak poważną, jakby miał mi oznajmić koniec świata. Młodszy syn, Michał, udawał, że nie słyszy, ale kątem oka widziałam, jak przestaje stukać w klawiaturę laptopa.
– Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć narastający niepokój.
– Oświadczyłem się Kasi. Zgodziła się. Chcemy się pobrać… i… zamieszkać razem. U nas.
W tej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Nasze dwupokojowe mieszkanie na warszawskim Bródnie już teraz pękało w szwach. Ja spałam w salonie na rozkładanej kanapie, chłopcy dzielili pokój. Ledwo starczało na rachunki. A teraz miałabym przyjąć pod dach jeszcze jedną osobę?
– Paweł… – zaczęłam ostrożnie – przecież ty jeszcze studiujesz. Nie masz pracy. Jak wy to sobie wyobrażacie?
– Mamo, damy radę! Kasia też studiuje, ale możemy dorabiać. Przecież dziadkowie czasem pomagają…
Wybuchłam śmiechem przez łzy. – Dziadkowie? Synu, oni sami ledwo ciągną emeryturę! Pomagają nam, bo nie mają serca patrzeć, jak się męczymy. A ty chcesz sprowadzić tu jeszcze Kasię?
Paweł spuścił głowę. Michał wstał z krzesła i wyszedł do łazienki trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że dla niego to też będzie szok – on i Paweł zawsze byli blisko, dzielili wszystko. Teraz miałby dzielić pokój z bratową?
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciche chrapanie Michała zza cienkiej ściany. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam pozwolić Pawłowi na ten krok? Czy mam prawo mu zabronić? Sama wyszłam za mąż mając dwadzieścia lat – i po pięciu latach zostałam sama z dwójką dzieci.
Rano zadzwoniła mama.
– Coś się stało? – zapytała od razu. – Słyszę po głosie.
Opowiedziałam jej wszystko. Westchnęła ciężko.
– Dzieci dorastają szybciej niż byśmy chcieli. Ale ty nie możesz brać wszystkiego na siebie. Powiedz Pawłowi jasno: nie stać was na to.
Łatwo powiedzieć…
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Paweł patrzył na mnie wyczekująco.
– Synu – zaczęłam spokojnie – rozumiem twoje uczucia do Kasi. Ale musisz być odpowiedzialny. Nie możemy sobie pozwolić na jeszcze jedną osobę w tym mieszkaniu. Nie chodzi tylko o pieniądze – tu po prostu nie ma miejsca.
Paweł zacisnął pięści.
– To co mam zrobić? Mam ją zostawić? Mamo, ja ją kocham!
– Nie o to chodzi! – podniosłam głos. – Chcę tylko, żebyś pomyślał o przyszłości. O waszej przyszłości! Może poczekajcie z tym ślubem? Znajdź pracę, wynajmijcie coś razem…
Wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Michał spojrzał na mnie smutno.
– Mamo… on ci tego nie wybaczy.
Przez kolejne dni Paweł wracał późno albo wcale. Kasia dzwoniła do mnie raz, płakała do słuchawki:
– Pani Aniu, my naprawdę nie mamy gdzie pójść… Moja mama wyrzuciła mnie z domu, bo nie chce słyszeć o ślubie przed końcem studiów…
Czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam pomóc dzieciom – przecież wiem, jak to jest być młodym i zakochanym bez grosza przy duszy. Z drugiej strony – nie mogłam poświęcić wszystkiego dla ich szczęścia.
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Basia, zapytała:
– Coś cię gryzie?
Opowiedziałam jej całą historię.
– Wiesz co? Może powinnaś pogadać z Kasią i jej mamą razem? Może da się znaleźć jakieś rozwiązanie?
Zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do pani Ewy, mamy Kasi. Spotkałyśmy się w kawiarni przy Rondzie Wiatraczna.
– Pani Aniu – zaczęła Ewa – ja rozumiem młodych, ale oni są jeszcze dziećmi! Nie mają pojęcia o życiu…
– Ja też tak uważam – przyznałam cicho. – Ale jeśli ich zmusimy do rozstania, mogą zrobić coś głupiego…
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Może spróbujemy razem im pomóc? – zaproponowałam niepewnie.
Ustaliłyśmy: Paweł i Kasia mogą zamieszkać przez kilka miesięcy u Ewy w pokoju gościnnym pod warunkiem, że znajdą pracę i będą dokładać się do rachunków. Ja obiecałam pomóc im szukać pracy i wspierać w razie potrzeby.
Kiedy powiedziałam o tym Pawłowi, najpierw był wściekły:
– Czyli co? Wyrzucasz mnie z domu?!
– Nie wyrzucam! Pomagam ci dorosnąć!
Po kilku dniach przyszedł do mnie wieczorem do kuchni.
– Mamo… przepraszam za wszystko. Wiem, że chcesz dla mnie dobrze.
Przytuliłam go mocno.
Dziś Paweł i Kasia wynajmują mały pokój u Ewy. Pracują dorywczo i powoli uczą się życia na własny rachunek. Michał znów ma swój kąt i spokój do nauki.
Czasem pytam siebie: czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była bardziej ich wspierać czy raczej twardo postawić granice?
A wy co byście zrobili na moim miejscu? Czy rodzic powinien zawsze pomagać dzieciom za wszelką cenę?