Baby shower, które zmieniło wszystko – jak jedno popołudnie zburzyło moje życie
– Mamo, proszę, nie dzwoń teraz! – syknęłam do telefonu, próbując ukryć łzy. Stałam w łazience, ściskając brzuch, jakby to mogło powstrzymać ból, który rozlewał się we mnie falami. Za drzwiami słychać było śmiechy i gwar – baby shower trwało w najlepsze. Wszystko miało być idealnie. Miałam być szczęśliwą przyszłą mamą, otoczoną bliskimi, a zamiast tego czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu.
Wróciłam do salonu, gdzie na stole piętrzyły się prezenty – kocyki, pieluszki, pluszowe misie. Moja przyjaciółka, Asia, podeszła do mnie z szerokim uśmiechem.
– Ola, wszystko w porządku? Wyglądasz na bladą.
– Tak, po prostu… hormony – wymamrotałam.
Asia spojrzała na mnie uważnie, ale nie drążyła tematu. Usiadłam na kanapie obok mojej siostry Magdy. Próbowałam się skupić na rozmowie, ale myśli wciąż wracały do tego, co usłyszałam przed chwilą w kuchni.
– Słyszałaś? – szepnęła jedna z koleżanek Asi do drugiej. – Podobno Tomek znowu widział Pawła z tą blondynką z pracy…
Paweł. Mój mąż. Blondynka z pracy. Poczułam, jak świat wiruje. Przez chwilę miałam nadzieję, że to nie o niego chodzi. Ale potem usłyszałam: – Ola nic nie wie? Przecież ona jest w ciąży!
Nie pamiętam, jak dotarłam do łazienki. Nie pamiętam, jak długo tam siedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to możliwe?
Wieczorem, gdy wszyscy już wyszli, a Asia została pomagać mi sprzątać, zebrałam się na odwagę.
– Asia… muszę cię o coś zapytać. Czy… czy wiesz coś o Pawle i tej dziewczynie z jego pracy?
Asia zamarła z kubkiem w dłoni. Przez chwilę milczała, a potem spuściła wzrok.
– Ola… nie chciałam ci mówić. Myślałam, że to plotki. Ale… widziałam ich razem kilka razy. Przepraszam.
Poczułam się zdradzona nie tylko przez Pawła, ale i przez nią. Przez wszystkich. Przez świat.
Paweł wrócił późno. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle.
– Ola? Co ty tu robisz po ciemku?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
Usiadł naprzeciwko mnie. Patrzył na mnie tymi swoimi spokojnymi oczami, które kiedyś kochałam.
– Wiesz coś? – zapytał nagle.
– Wiem tyle, ile muszę wiedzieć – odpowiedziałam drżącym głosem. – Powiedz mi prawdę.
Przez chwilę milczał. Potem spuścił głowę.
– To nic nie znaczyło… To był tylko jeden raz…
Zacisnęłam pięści.
– Jeden raz? A może dwa? A może cały czas?
Nie odpowiedział. Wstałam gwałtownie i poczułam ból w podbrzuszu. Przestraszył się.
– Ola! Usiądź! Proszę cię!
Nie chciałam go słuchać. Chciałam krzyczeć, płakać, uciec gdzieś daleko. Ale byłam w ciąży. Musiałam myśleć o dziecku.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Paweł próbował się tłumaczyć, przynosił kwiaty, gotował obiady. Ale ja nie mogłam mu wybaczyć. Każde spojrzenie bolało jak cios.
Mama przyjechała następnego dnia.
– Olu, musisz być silna dla dziecka – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić, żeby jego błędy zniszczyły twoje życie.
Ale jak być silną, kiedy wszystko się wali?
Magda zabrała mnie na spacer po parku.
– Wiesz… zawsze myślałam, że Paweł jest ideałem – powiedziała cicho. – Ale ludzie się zmieniają. Ty też możesz się zmienić. Możesz być szczęśliwa bez niego.
Patrzyłam na dzieci bawiące się na placu zabaw i zastanawiałam się, czy dam radę wychować swoje dziecko sama.
Wieczorami płakałam w poduszkę. Pisałam listy do nienarodzonego synka:
„Kochany Antosiu,
Nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądało nasze życie. Ale obiecuję ci jedno: zawsze będę cię kochać i zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy.”
Paweł wyprowadził się po tygodniu. Zostawił mi klucze i krótką wiadomość: „Przepraszam”.
Czułam pustkę i ulgę jednocześnie.
Asia przychodziła codziennie. Gotowała mi rosół i opowiadała głupie żarty.
– Wiesz co? – powiedziała pewnego dnia. – Jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam.
Nie czułam się dzielna. Czułam się złamana.
Ale z każdym dniem było trochę łatwiej oddychać.
Poród był trudny i długi. Mama trzymała mnie za rękę przez całą noc.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Antosia, wiedziałam już, że dam radę.
Dziś mijają trzy miesiące od tamtego dnia. Jestem samotną mamą i uczę się żyć od nowa. Czasem jeszcze boli, ale coraz częściej czuję wdzięczność za to, co mam.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy lepiej walczyć o rodzinę za wszelką cenę? A może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co nas niszczy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?