Prawie pięć lat później: Jak moja teściowa próbowała wskrzesić przeszłość mojego męża

— Michał, nie rozumiesz, że robisz krzywdę własnemu dziecku? — głos Barbary, mojej teściowej, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. Stałam przy zlewie, udając, że myję naczynia, ale każdy nerw w moim ciele był napięty jak struna. Michał siedział przy stole, zgarbiony, z dłońmi splecionymi na kolanach. — Mamo, to nie jest takie proste — odpowiedział cicho. — Zofia i ja… — Zofia i ty! — przerwała mu ostro. — A Anna? A Jaś? Pięć lat temu zostawiłeś rodzinę dla tej kobiety! Spojrzała na mnie z pogardą, jakby moje istnienie było solą w jej ranie.

To był kolejny niedzielny obiad u Barbary. Od pięciu lat byłam żoną Michała, a mimo to czułam się tu jak intruz. Barbara nigdy nie zaakceptowała naszego małżeństwa. W jej oczach byłam tą, która rozbiła rodzinę. Czasem sama się zastanawiałam, czy nie miała racji. Michał rozwiódł się z Anną, bo ich związek był martwy od lat. Ale Barbara widziała tylko to, co chciała widzieć: syna, który porzucił żonę i dziecko dla „obcej”.

Najgorsze było to, że Anna wcale nie była taka święta, jak ją malowała Barbara. Była chłodna, zamknięta w sobie, a ich relacja już dawno przestała być związkiem dwojga ludzi. Ale Barbara nie chciała tego słyszeć. Dla niej liczyło się tylko jedno: rodzina powinna być razem.

— Michał, Jaś potrzebuje ojca! — ciągnęła Barbara. — Anna jest sama, ledwo sobie radzi. Ty powinieneś tam wrócić.

Poczułam pieczenie w oczach. Ile razy jeszcze będę musiała słuchać tych samych słów? Ile razy jeszcze będę musiała udawać, że mnie to nie rani?

Po obiedzie Michał był przybity. W drodze do domu milczeliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę:

— Może powinniśmy przestać tam jeździć?

Spojrzał na mnie smutno.

— To moja matka. Nie mogę jej zostawić.

— Ale ona nas niszczy — powiedziałam cicho.

Tydzień później wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Barbara zadzwoniła do mnie wieczorem.

— Zofia, musimy porozmawiać — powiedziała stanowczo.

Pojechałam do niej z duszą na ramieniu. Siedziała przy stole z Anną i Jasiem. Anna wyglądała na zmieszaną.

— Chcę, żebyście wszyscy usiedli i porozmawiali jak dorośli ludzie — zaczęła Barbara. — Michał powinien wrócić do Anny. Dla dobra Jasia.

Zamarłam. Anna spuściła wzrok.

— Mamo, przestań — powiedział Michał, który wszedł za mną do kuchni. — To nie twoja sprawa.

Barbara spojrzała na niego z wyrzutem.

— To jest moja sprawa! Jaś jest moim wnukiem!

Anna w końcu podniosła głowę.

— Barbaro, proszę cię… To nie ma sensu. Michał i ja już dawno się rozstaliśmy. On kocha Zofię.

Barbara spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— Ale Jaś…?

Anna westchnęła ciężko.

— Jaś potrzebuje ojca, ale nie kosztem czyjegoś szczęścia. Nie chcę żyć w kłamstwie.

Wtedy Jaś podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

— Lubię cię, Zosiu — powiedział cicho.

Poczułam łzy w oczach.

Barbara patrzyła na nas wszystkich jakby pierwszy raz widziała tę scenę naprawdę. Jej twarz stwardniała.

— Nie rozumiem was — wyszeptała i wyszła z kuchni.

Przez następne tygodnie Barbara była chłodna i zdystansowana. Przestała nas zapraszać na obiady. Michał cierpiał, ale wiedziałam, że musimy to przetrwać razem.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Anna.

— Zosiu, chciałam ci podziękować — powiedziała cicho. — Wiem, że nie było ci łatwo. Ale Jaś cię naprawdę lubi. I ja też zaczynam ci ufać.

To był pierwszy raz od lat, kiedy poczułam się częścią tej rodziny.

Barbara w końcu pogodziła się z naszym wyborem. Zrozumiała, że nie da się cofnąć czasu ani zmusić ludzi do miłości na siłę. Dziś nasze relacje są poprawne, choć nigdy nie będą idealne.

Czasem zastanawiam się: ile rodzin żyje w cieniu niespełnionych oczekiwań? Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość i zacząć od nowa? Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź.