„Nie wytrzymam dłużej! Albo schabowy, albo wychodzę!” – Historia mojego życia między tradycją a oczekiwaniami

– Nie wytrzymam dłużej! – krzyknąłem, trzaskając drzwiami lodówki. – Albo schabowy, albo wychodzę!

Agnieszka spojrzała na mnie z niedowierzaniem, trzymając w ręku miskę z czymś zielonym, co miało udawać obiad. – Przesadzasz, Tomek. To tylko sałatka z jarmużu i kaszy jaglanej. Dla twojego zdrowia!

Zacisnąłem pięści. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia dzieciństwa: niedzielne obiady u babci Zosi, zapach smażonego schabowego, chrupiąca panierka, ziemniaki z koperkiem i mizeria. To był dom. To była miłość. A teraz? Teraz miałem jeść coś, co wyglądało jak trawa z przyblokowego trawnika.

– Dla mojego zdrowia? – powtórzyłem z goryczą. – A co z moją duszą? Co z tradycją? Co z tym, że po całym tygodniu harówki chcę poczuć się jak człowiek?

Agnieszka westchnęła ciężko i odwróciła się do okna. – Tomek, nie rozumiesz… Mój tata miał zawał w wieku pięćdziesięciu lat. Nie chcę, żebyś skończył jak on.

Wtedy poczułem ukłucie winy. Przecież ona robi to z troski. Ale czy troska musi oznaczać rezygnację z siebie?

W pracy nie było lepiej. Koledzy śmiali się ze mnie, gdy wyciągałem pudełko z „zielonym czymś”. – Tomek, co to za pasza? – żartował Krzysiek. – Moja świnka morska by tego nie tknęła!

Śmiałem się razem z nimi, ale w środku czułem się coraz bardziej samotny. Zacząłem więc wymykać się na obiady do baru „U Stasia”. Tam czekał na mnie prawdziwy kotlet schabowy, taki jak u mamy. Tam byłem sobą.

Pewnego dnia Agnieszka znalazła paragon w mojej kurtce.

– Byłeś w barze? – zapytała cicho.

– Tak – odpowiedziałem bez wahania. – Bo miałem dość tej trawy.

W jej oczach pojawiły się łzy. – Myślałam, że robimy to razem…

Zamilkłem. Czy naprawdę ją zdradziłem? Czy schabowy był ważniejszy niż ona?

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Synku, wszystko w porządku? Agnieszka dzwoniła do mnie…

– Mamo, nie mogę już tego wytrzymać. Ona chce mnie zmienić na siłę!

Mama westchnęła. – Każda kobieta chce dobrze dla swojego mężczyzny. Ale pamiętaj, żeby nie zgubić siebie.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. W głowie słyszałem głosy: Agnieszki, mamy, nawet babci Zosi. Każda chciała dla mnie czegoś innego.

Następnego dnia wróciłem wcześniej do domu. Agnieszka siedziała przy stole, patrząc w pusty talerz.

– Przepraszam – powiedziałem cicho. – Może spróbujmy znaleźć kompromis?

Spojrzała na mnie z nadzieją. – Może raz w tygodniu schabowy?

Uśmiechnąłem się pierwszy raz od wielu dni.

Ale życie nie jest takie proste. Po miesiącu kompromisów znów zaczęły się kłótnie. Ja chciałem wrócić do tradycji, ona coraz bardziej zagłębiała się w blogi o zdrowym stylu życia.

Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę Agnieszki z jej matką przez telefon:

– On nigdy nie zrozumie…

Zrozumiałem wtedy, że nie chodzi tylko o jedzenie. Chodzi o to, kim jesteśmy i czy potrafimy zaakceptować siebie nawzajem.

W pracy Krzysiek zaprosił mnie na piwo.

– Stary, po co się tak męczysz? Życie jest za krótkie na kompromisy.

Ale czy naprawdę można żyć bez kompromisów?

Wróciłem do domu późno. Agnieszka czekała na mnie w kuchni.

– Tomek… Ja też mam dość tej walki.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w ciszy.

– Może powinniśmy się rozstać? – zapytała nagle.

Serce mi stanęło. Przecież to tylko jedzenie! Ale wiedziałem, że to coś więcej.

Minęły tygodnie pełne milczenia i chłodu. W końcu spakowałem walizkę i wróciłem do mamy.

Pierwszego wieczoru usiadłem przy stole, a mama postawiła przede mną talerz schabowego.

– Smakuje jak dawniej? – zapytała z uśmiechem.

Zacząłem płakać jak dziecko.

Dziś siedzę sam w swoim starym pokoju i zastanawiam się: czy warto było walczyć o schabowego? Czy może powinienem był nauczyć się jeść jarmuż dla kogoś, kogo kochałem?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między sobą a kimś bliskim? Czy kompromis zawsze jest możliwy?