Zostawiona na Pastwę Losu: Historia Matki, Która Poświęciła Wszystko, a Została Sama

— Mamo, przecież wiesz, że nie mam miejsca — głos Magdy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na mokre od deszczu podwórko, i czułam, jak coś we mnie pęka.

— Magda, ja nie proszę o wiele. Wystarczy mi mały pokój, nawet kanapa w salonie… — próbowałam jeszcze raz, choć wiedziałam, że to już kolejna taka rozmowa w tym tygodniu.

— U mnie też nie ma warunków — wtrącił się Tomek przez telefon na głośnomówiącym. — Przecież wiesz, że dzieci mają szkołę, a Anka pracuje z domu. Nie damy rady.

Przez chwilę słyszałam tylko ich oddechy. Moje dzieci. Całe życie dla nich harowałam — po śmierci męża byłam i matką, i ojcem. Pracowałam na dwa etaty, żeby mieli na studia, na wycieczki szkolne, na nowe buty zimowe. Ile razy rezygnowałam z własnych potrzeb? Ile razy płakałam nocami ze zmęczenia? A teraz… teraz jestem dla nich ciężarem.

— To co mam zrobić? — zapytałam cicho, ledwo słyszalnie.

— Może dom opieki? — rzuciła Magda beznamiętnie. — Tam będziesz miała opiekę i towarzystwo.

Dom opieki. Słowo, które zawsze kojarzyło mi się z końcem wszystkiego. Z samotnością, zapomnieniem. Przecież obiecywaliśmy sobie, że nigdy do tego nie dopuścimy. Że będziemy rodziną, wspierać się do końca.

Pamiętam dzień, kiedy Magda przyszła na świat. Był listopad, śnieg padał za oknem szpitala w Olsztynie. Trzymałam ją w ramionach i przysięgałam sobie, że zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Tomek urodził się trzy lata później — wtedy już wiedziałam, jak ciężko będzie samej. Ale nigdy nie żałowałam ani jednej nieprzespanej nocy.

Teraz siedzę w pustym mieszkaniu na osiedlu Zatorze. Każdy kąt przypomina mi o dzieciach: rysunki Magdy na lodówce, stare piłki Tomka pod łóżkiem. Cisza boli bardziej niż samotność.

Wczoraj sąsiadka Zosia przyniosła mi zupę i powiedziała: — Pani Haniu, niech pani nie płacze. Dzieci czasem zapominają o tym, co ważne.

Ale jak można zapomnieć o matce?

Kilka dni później Magda przyszła sama. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole i zaczęła mówić:

— Mamo, ja naprawdę nie wiem, co robić. Michał nie chce się zgodzić, żebyś z nami zamieszkała. Mówi, że to zburzy naszą równowagę… Ja też się boję. Boję się konfliktów, boję się tego wszystkiego.

Patrzyłam na nią i widziałam w niej siebie sprzed lat — zagubioną, zmęczoną kobietę. Ale ja wtedy nie miałam wyboru. Musiałam być silna.

— Magda, ja nie chcę być dla was ciężarem — powiedziałam spokojnie. — Ale czy naprawdę nie ma innego wyjścia?

Milczała długo. W końcu wyszła bez słowa.

Tomek zadzwonił wieczorem:

— Mamo, przepraszam. Może rzeczywiście dom opieki to najlepsze rozwiązanie? Tam będziesz miała lekarzy pod ręką… Ja naprawdę nie dam rady.

Nie odpowiedziałam nic. Położyłam się do łóżka i płakałam długo w poduszkę.

Następnego dnia przyszło pismo z urzędu: „Z powodu zaległości czynszowych grozi pani eksmisja”. Zawsze byłam dumna z tego mieszkania — wywalczyłam je po latach starań jeszcze za PRL-u. Teraz nawet ono mnie opuszcza.

Zadzwoniłam do Magdy:

— Córciu… stracę mieszkanie. Nie mam dokąd pójść.

— Mamo… ja naprawdę nie wiem… Może spróbuj pogadać z Tomkiem jeszcze raz?

— Już rozmawiałam.

Po tej rozmowie poczułam się jak powietrze — przezroczysta, niewidzialna dla własnych dzieci.

Wieczorem przyszła Zosia:

— Haniu, nie możesz tak tego zostawić! Musisz walczyć o siebie! Może są jakieś organizacje? Może ktoś ci pomoże?

Ale ja już nie miałam siły walczyć. Przez całe życie walczyłam sama.

W końcu zgodziłam się na dom opieki. Magda załatwiła formalności szybko i sprawnie. Nawet mnie tam zawiozła — po drodze milczałyśmy obie.

Pierwsza noc była najgorsza. Obce łóżko, obce twarze za ścianą. Pani Basia z pokoju obok płakała całą noc — jej dzieci też ją zostawiły.

Czasem odwiedza mnie Zosia albo sąsiadka z dawnego bloku. Dzieci dzwonią rzadko — zawsze mają coś ważniejszego do załatwienia.

Często pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo ich kochałam? Czy za mało wymagałam? Czy naprawdę rodzina znaczy dziś mniej niż kiedyś?

Może jestem staroświecka. Może dzisiejszy świat jest inny. Ale czy naprawdę tak musi być?

Czy ktoś z Was też czuje się czasem niewidzialny dla tych, których kocha najbardziej?