Pod Mikroskopem Matki: Jak Uciekłam z Jej Klauzury i Co To Ze Mną Zrobiło

– Gdzie byłaś?! – głos mamy przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu mojego pokoju, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, a jej oczy płonęły gniewem. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już wiedziałam, że wie. Zawsze wiedziała.

Miałam wtedy siedemnaście lat i wróciłam do domu godzinę później niż zwykle. Spotkanie z Olą przeciągnęło się, a autobus uciekł mi sprzed nosa. Ale dla mojej mamy to nie miało znaczenia. Liczyły się tylko zasady i jej nieustanna kontrola.

– Byłam u Oli, mówiłam ci przecież…

– U Oli? – Matka uniosła brwi. – A może u tej twojej nowej koleżanki, tej… Justyny? Wiem, że jej brat miał problemy z policją. Nie chcę, żebyś się z nią zadawała!

Zacisnęłam pięści. Skąd ona to wszystko wiedziała? Skąd znała nawet imię brata Justyny? Przecież nigdy jej o tym nie mówiłam. Czułam się jak pod mikroskopem – każdy mój ruch był analizowany, każdy gest rozkładany na czynniki pierwsze.

Od dziecka żyłam w cieniu jej podejrzliwości. Gdy miałam dziesięć lat, mama potrafiła zadzwonić do wychowawczyni, żeby upewnić się, czy naprawdę zostałam po lekcjach na kółku plastycznym. W gimnazjum śledziła mnie przez okno, kiedy szłam do sklepu po chleb. W liceum potrafiła przeszukiwać mój plecak, szukając „dowodów” na moje rzekome kłamstwa.

Ojciec odszedł, gdy miałam osiem lat. Mama mówiła, że to dlatego, że był słaby i nieodpowiedzialny. Ale czasem myślę, że po prostu nie wytrzymał tej atmosfery podejrzeń i kontroli.

Tamtego wieczoru, kiedy wróciłam spóźniona, coś we mnie pękło. Po raz pierwszy w życiu odważyłam się podnieść głos:

– Mamo, mam już dość! Nie możesz mnie tak ciągle kontrolować! Mam siedemnaście lat!

Jej twarz stężała.

– Dopóki mieszkasz pod moim dachem, będziesz robić to, co ci każę! – krzyknęła.

Wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Przez całą noc leżałam na łóżku i płakałam w poduszkę. Czułam się jak w klatce. W głowie kołatały mi słowa: „Muszę stąd uciec”.

Następnego dnia w szkole powiedziałam Oli o wszystkim.

– Może powinnaś po prostu wyjechać na studia do innego miasta? – zaproponowała.

– Nie wytrzymam tu jeszcze roku…

Ola spojrzała na mnie ze współczuciem.

– Moja mama też jest czasem upierdliwa, ale twoja… To już przesada.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była coraz gorsza. Mama zaczęła przeglądać mój telefon pod pretekstem „sprawdzania bezpieczeństwa”. Zainstalowała aplikację śledzącą na moim smartfonie – dowiedziałam się o tym przypadkiem, gdy zobaczyłam powiadomienie o lokalizacji.

Pewnego dnia podsłuchałam jej rozmowę telefoniczną z ciotką:

– Muszę mieć ją na oku. W dzisiejszych czasach tyle złego się dzieje…

Czułam się zdradzona i upokorzona. Przestałam rozmawiać z mamą. W domu panowała cisza przerywana tylko jej pytaniami: „Gdzie idziesz?”, „Z kim?”, „O której wrócisz?”

W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam plecak i napisałam kartkę: „Muszę odpocząć. Nie szukaj mnie.”

Nocą wymknęłam się z domu i pojechałam do Oli. Jej rodzice zgodzili się, żebym została na kilka dni. Czułam ulgę – pierwszy raz od dawna mogłam swobodnie oddychać.

Ale matka nie odpuszczała. Dzwoniła do mnie co godzinę, wysyłała SMS-y: „Wróć do domu”, „Martwię się”, „Nie rób mi tego”. Po dwóch dniach pod domem Oli pojawiła się policja – mama zgłosiła moje zaginięcie.

Musiałam wrócić.

W domu czekała na mnie zapłakana matka.

– Dlaczego mi to robisz? – łkała. – Przecież chcę dla ciebie dobrze!

Nie potrafiłam jej współczuć. Byłam wściekła.

– Chcesz dobrze dla siebie! Chcesz mieć wszystko pod kontrolą! Nigdy nie pozwalasz mi być sobą!

Po tej awanturze mama zaczęła chodzić do psychologa. Ja też poszłam na terapię dla młodzieży. Przez kilka miesięcy rozmawiałyśmy tylko przy mediatorze.

Dopiero wtedy zaczęłyśmy rozumieć siebie nawzajem. Mama przyznała, że boi się samotności i że po odejściu ojca straciła poczucie bezpieczeństwa. Ja zrozumiałam, że jej kontrola to nie tylko chora potrzeba władzy – to także lęk przed utratą mnie.

Ale czy to wystarczyło? Nadal czuję się czasem jak pod mikroskopem. Nadal boję się jej oceny i tego, że nigdy nie będę wystarczająco dobra.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy kiedykolwiek uda mi się być naprawdę wolną? Czy można kochać kogoś tak bardzo, że aż go tym ranić?