„Na telefonie mojego 63-letniego męża znalazłam wiadomości od innej kobiety” – historia, która zmieniła moje życie na zawsze
– Co to jest? – zapytałam, trzymając w ręku telefon mojego męża. Moje dłonie drżały, a serce waliło jak oszalałe. Zawsze ufałam Markowi. Przez trzydzieści pięć lat byliśmy razem – ja, Anna, i on, Marek. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On studiował inżynierię, ja polonistykę. Był czuły, opiekuńczy, zawsze gotowy do pomocy. Miałam wrażenie, że nasze życie jest jak z bajki.
Dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda – Kasia mieszka w Warszawie z mężem i dwójką dzieci, Tomek wyjechał do Wrocławia. Zostaliśmy sami w naszym trzypokojowym mieszkaniu na Ruczaju. Przez ostatnią dekadę byliśmy tylko we dwoje – czasem cicho, czasem głośno, ale zawsze razem. Myślałam, że nic nas nie rozdzieli.
Aż do tego dnia.
Telefon Marka zadzwonił późnym wieczorem. Był pod prysznicem, więc odebrałam – myślałam, że to Kasia albo Tomek. Na ekranie pojawiło się imię: „Ewa”. Nie znałam żadnej Ewy z jego pracy ani z naszych znajomych. Odebrałam, ale po drugiej stronie zapadła cisza i ktoś się rozłączył. Z ciekawości – a może już z niepokojem – weszłam w wiadomości.
„Tęsknię za tobą. Kiedy znów się zobaczymy?”
Zamarłam. Przewijałam dalej: „Dziękuję za wczoraj. Było cudownie.”
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Gdy Marek wyszedł z łazienki, stałam na środku salonu z jego telefonem w ręku.
– Co to jest? – powtórzyłam cicho.
Spojrzał na mnie i od razu zrozumiał. Zbladł. Przez chwilę milczał, potem powiedział: – To nic takiego, Aniu. To tylko koleżanka z pracy.
– Koleżanka? – powtórzyłam jak echo. – Koleżanki piszą takie rzeczy?
Nie chciałam krzyczeć. Nie chciałam robić sceny. Byłam zbyt przerażona tym, co mogę usłyszeć.
– Przysięgam ci, to nic nie znaczy – powiedział cicho.
Nie spałam tej nocy. Marek próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się od niego. W głowie miałam tysiące myśli: Czy przez te wszystkie lata byłam ślepa? Czy on mnie zdradzał? Czy to ja coś zrobiłam źle?
Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Zrobiłam śniadanie, poszłam na zakupy, nawet zadzwoniłam do Kasi, żeby porozmawiać o wnukach. Ale w środku czułam pustkę i strach.
Przez kilka tygodni Marek był dziwnie spięty. Częściej wychodził z domu „na spotkania służbowe”, wracał późno i unikał rozmów o pracy. Próbowałam nie podejrzewać najgorszego, ale nie potrafiłam przestać myśleć o tych wiadomościach.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego szept przez telefon w kuchni:
– Nie mogę teraz rozmawiać… Tak, tęsknię… Wiem… Ja też cię chcę zobaczyć…
Weszłam bez pukania. Spojrzał na mnie jak złapany na gorącym uczynku.
– Aniu…
– Ile to trwa? – zapytałam cicho.
Usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach.
– Pół roku – wyszeptał.
Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Wszystko zaczęło mi się kręcić przed oczami.
– Dlaczego? – spytałam przez łzy.
– Nie wiem… Sam nie wiem… Czułem się samotny… Ty ciągle zajęta wnukami, domem… Ja też chciałem poczuć się ważny…
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przecież zawsze byliśmy razem! Czy naprawdę aż tak się od siebie oddaliliśmy?
Przez kolejne dni unikaliśmy siebie nawzajem. Marek spał na kanapie w salonie. Ja płakałam nocami do poduszki. Nie miałam odwagi powiedzieć dzieciom – nie chciałam burzyć ich obrazu naszej rodziny.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy.
– Anka, musisz z nim porozmawiać szczerze – powiedziała stanowczo. – Albo wybaczysz i spróbujecie to naprawić, albo odejdź. Ale nie możesz żyć w zawieszeniu.
Łatwo powiedzieć…
Marek próbował mnie przepraszać. Pisał mi liściki: „Przepraszam”, „Kocham cię”, „Nie chcę cię stracić”. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać.
Pewnego dnia wrócił wcześniej z pracy i znalazł mnie siedzącą przy stole z walizką pełną jego rzeczy.
– Co robisz? – zapytał przerażony.
– Nie wiem już, kim jesteś – odpowiedziałam drżącym głosem. – Musisz się wyprowadzić. Potrzebuję czasu.
Patrzył na mnie długo i smutno. Wziął walizkę i wyszedł bez słowa.
Przez kolejne tygodnie czułam się jak cień samej siebie. Dzieci zaczęły coś podejrzewać – Kasia przyjechała niespodziewanie i zobaczyła pustą szafkę po Marku.
– Mamo… Co się dzieje?
Zaczęłam płakać i opowiedziałam jej wszystko.
– Mamo… Może spróbujecie terapii? – zaproponowała cicho.
Nie wiedziałam, czy jestem gotowa wybaczyć Markowi. Ale wiedziałam jedno: nie chcę żyć w kłamstwie ani udawać przed dziećmi i wnukami.
Po miesiącu Marek napisał do mnie list:
„Aniu,
Nie potrafię żyć bez ciebie. Popełniłem błąd życia i żałuję każdego dnia bez ciebie. Jeśli dasz mi szansę, zrobię wszystko, by odzyskać twoje zaufanie.”
Czy można wybaczyć zdradę po tylu latach wspólnego życia? Czy warto próbować ratować coś, co zostało tak bardzo zranione?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: Czy jestem jeszcze tą samą Anną sprzed trzydziestu pięciu lat? Czy można odbudować miłość po zdradzie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?