„Dwa razy w roku wysyłam wnukowi pieniądze, a on… milczy. Czy to ja zawiodłam jako babcia?”
– Znowu nic… – westchnęłam, patrząc na pusty ekran telefonu. Minęły już dwa tygodnie, odkąd wysłałam przelew do Kacpra. Dwa razy w roku, regularnie, odkładam z emerytury, żeby wesprzeć wnuki. Dla Kacpra, najstarszego, zawsze trochę więcej – przecież studiuje w Warszawie, życie tam drogie. Jego siostry, Ola i Zosia, dzwonią niemal natychmiast: „Babciu, dziękuję! Kupiłam sobie nową kurtkę!”, „Babciu, za twoje pieniądze pójdę z koleżankami do kina!”. Ich radość rozgrzewa mi serce. A od Kacpra? Cisza. Ani telefonu, ani SMS-a, ani nawet krótkiego maila.
Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu przyjeżdżał do mnie na wakacje. Siedzieliśmy razem w kuchni, piekliśmy szarlotkę, a on opowiadał mi o swoich marzeniach – chciał zostać architektem, podróżować po świecie. Był wtedy taki otwarty, czuły… Co się stało z tym chłopcem?
– Może jest zajęty – tłumaczyła mnie sobie córka, Ania. – Studia, praca dorywcza…
– Ola i Zosia też mają swoje sprawy, a jednak znajdują czas – odpowiedziałam z żalem.
W głowie kłębiły się myśli: Może to ja zrobiłam coś nie tak? Może za bardzo go rozpieszczałam? Albo przeciwnie – byłam zbyt wymagająca? Próbowałam przypomnieć sobie nasze ostatnie spotkanie. Był wtedy cichy, zamknięty w sobie. Pytałam o uczelnię, o dziewczynę – unikał odpowiedzi.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego sama. Po kilku sygnałach odebrał:
– Cześć, babciu.
– Cześć, Kacperku. Chciałam tylko zapytać, czy dostałeś pieniądze?
– Tak, dostałem. Dzięki.
– I… jak tam u ciebie?
– Wszystko w porządku. Muszę lecieć, mam zajęcia.
Rozłączył się szybko. Zostałam z telefonem w ręku i poczuciem pustki. Czy naprawdę jestem dla niego tylko bankomatem?
Następnego dnia zadzwoniła Ola:
– Babciu, nie martw się o Kacpra. On taki jest… zamknięty w sobie. Może nie umie okazywać wdzięczności?
– Ale przecież kiedyś umiał…
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przypominały mi się czasy mojego dzieciństwa – jak bardzo ceniło się wtedy rodzinę. Listy od babci były świętością. Dziś wszystko jest szybkie, powierzchowne. Czy to świat się zmienił, czy my?
W niedzielę przyszła do mnie Ania z mężem i dziewczynkami.
– Mamo, nie bierz tego do siebie – próbowała mnie pocieszyć córka. – Kacper jest w trudnym momencie życia.
– Ale przecież wystarczyłoby jedno słowo…
– On nie wie, jak bardzo ci na tym zależy.
Zastanawiałam się: może powinnam mu napisać list? Taki prawdziwy, papierowy. Może wtedy zrozumie? Usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać:
„Kochany Kacperku,
Pamiętasz nasze wspólne pieczenie szarlotki? Twoje opowieści o marzeniach? Bardzo za tym tęsknię. Wiem, że jesteś dorosły i masz swoje życie, ale dla mnie zawsze będziesz moim wnuczkiem. Chciałabym usłyszeć od ciebie choć kilka słów…”
Wysłałam list następnego dnia. Czekałam tydzień, dwa… W końcu przyszła odpowiedź – krótki SMS: „Babciu, przepraszam. Mam dużo na głowie. Dziękuję za wszystko.”
To było coś – ale czy wystarczająco? Czułam ulgę i jednocześnie smutek. Czy naprawdę tak trudno dziś rozmawiać? Czy młodzi ludzie już nie potrzebują bliskości?
Kilka dni później przyszła Ola z Zosią.
– Babciu, Kacper ma problemy na uczelni – powiedziała cicho Ola. – Boję się, że sobie nie radzi.
Serce mi zamarło.
– Dlaczego nikt mi nic nie powiedział?
– Nie chciał cię martwić.
Zrozumiałam wtedy: może jego milczenie to nie brak wdzięczności, tylko wołanie o pomoc? Może czuje się zagubiony i nie wie, jak o tym mówić?
Wieczorem zadzwoniłam do niego jeszcze raz.
– Kacperku… jeśli chcesz pogadać, jestem tu dla ciebie. Nie musisz być sam ze swoimi problemami.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Babciu… dziękuję. Może przyjadę w weekend?
Łzy napłynęły mi do oczu. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Czasem zastanawiam się: czy my, starsi, potrafimy naprawdę słuchać młodych? Czy umiemy dać im przestrzeń na ich własne emocje? A może za bardzo oczekujemy wdzięczności zamiast po prostu być obok?