Wdzięczność, której się nie spodziewałam – historia Ewy
– Mamo, nie możesz tego zrobić. To nie twoja sprawa! – głos mojego syna, Piotra, rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnął drzwiami.
Stałam w kuchni, patrząc na filiżankę herbaty, która stygnęła na stole. W pokoju obok leżała jego żona, Magda – moja synowa. Od miesięcy przykuta do łóżka po wypadku samochodowym. Piotr nie wytrzymał. Zostawił ją. Zostawił nas wszystkich.
Czułam gniew, żal i… wstyd. Czy to ja go tak wychowałam? Czy to ja jestem winna temu, że uciekł od odpowiedzialności? Przez lata powtarzałam mu, że rodzina jest najważniejsza. A teraz ja musiałam być tą, która zostaje.
– Pani Ewo… – Magda spojrzała na mnie z łóżka. Jej oczy były zmęczone, ale wciąż miały w sobie to ciepło, które tak lubiłam. – Nie musi pani tu być. Rozumiem, jeśli pani odejdzie.
Poczułam ukłucie w sercu. Przecież to ja powinnam być tą, która daje wsparcie. A ona… ona dziękuje mi za coś, co powinno być oczywiste.
– Magdo, nie zostawię cię – odpowiedziałam cicho, siadając na brzegu łóżka. – Jesteś rodziną.
Przez pierwsze tygodnie opieka nad nią była wyczerpująca. Musiałam nauczyć się wszystkiego od nowa: jak zmieniać opatrunki, jak podawać leki, jak rozmawiać z lekarzami. Czasem miałam ochotę uciec. Czasem płakałam w łazience, żeby Magda nie widziała mojej słabości.
Najgorsze były noce. Siedziałam przy jej łóżku i słuchałam jej oddechu. Czasem budziła się z płaczem.
– Przepraszam… – szeptała wtedy. – Przepraszam, że jestem ciężarem.
Za każdym razem ściskało mnie w gardle. Chciałam jej powiedzieć, że nie jest ciężarem. Że to ja powinnam przepraszać za Piotra. Ale nie umiałam.
Pewnego dnia przyszła do nas moja córka, Ania.
– Mamo, dlaczego to robisz? – zapytała bez ogródek. – Przecież ona nie jest twoją córką.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– A czy to coś zmienia? – odpowiedziałam ostro. – Gdybyś ty była na jej miejscu…
Ania spuściła wzrok.
– Ale Piotr… On już ułożył sobie życie z kimś innym. Po co się poświęcasz?
Nie umiałam odpowiedzieć. Może dlatego, że sama nie znałam odpowiedzi.
Z czasem Magda zaczęła się otwierać. Opowiadała mi o swoim dzieciństwie w małym miasteczku pod Lublinem, o rodzicach, którzy zginęli w wypadku, gdy miała dziesięć lat. O tym, jak bardzo bała się samotności.
– Myślałam, że z Piotrem będzie inaczej – powiedziała kiedyś cicho. – Ale on…
Nie dokończyła. Widziałam łzy w jej oczach.
Zaczęłyśmy spędzać razem coraz więcej czasu. Oglądałyśmy stare polskie filmy, słuchałyśmy radia, rozwiązywałyśmy krzyżówki. Magda śmiała się coraz częściej – jej śmiech był cichy, ale szczery.
Któregoś dnia przyniosłam jej ulubione ciastka z cukierni na rogu.
– Pani Ewo… – zaczęła niepewnie. – Dziękuję. Za wszystko.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Nie musisz mi dziękować.
– Muszę – przerwała mi stanowczo. – Bo nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, co pani.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakakolwiek krytyka czy wyrzut sumienia. Poczułam się… doceniona? A może zawstydzona? Przecież robiłam tylko to, co uważałam za słuszne.
Wieczorem zadzwonił Piotr.
– Mamo, słyszałem, że dalej siedzisz u Magdy. Po co ci to?
Nie wytrzymałam.
– Po to, żebyś kiedyś mógł spojrzeć sobie w twarz bez wstydu! – krzyknęłam do słuchawki i rozłączyłam się.
Przez kolejne dni Piotr nie dzwonił. Ania przestała przychodzić. Zostałyśmy z Magdą same.
Zaczęłyśmy rozmawiać o przyszłości. Magda chciała wrócić do pracy jako nauczycielka polskiego, choć lekarze mówili, że to niemożliwe.
– Spróbujemy razem – obiecałam jej pewnego wieczoru.
I próbowałyśmy: ćwiczenia rehabilitacyjne, nauka pisania lewą ręką (prawa była sparaliżowana), czytanie na głos fragmentów „Lalki”.
Po kilku miesiącach Magda zrobiła pierwsze kroki o kulach. Płakałyśmy obie ze wzruszenia.
Wtedy zadzwonił Piotr.
– Mamo… Chciałbym porozmawiać z Magdą.
Oddałam mu telefon bez słowa. Słyszałam ich rozmowę przez drzwi:
– Przepraszam…
– Za późno na przeprosiny – odpowiedziała mu spokojnie Magda.
Po tej rozmowie Piotr już więcej się nie odezwał.
Minęły dwa lata od wypadku. Magda wróciła do pracy na pół etatu w szkole podstawowej na naszym osiedlu. Ja… nauczyłam się żyć bez syna i córki u boku. Zyskałam za to przyjaciółkę i córkę z wyboru.
Czasem zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była walczyć o rodzinę bardziej? Czy można przyjąć wdzięczność od kogoś, komu zawdzięczamy własne przebudzenie?
Może właśnie po to są takie historie – żebyśmy mogli zapytać siebie: co byśmy zrobili na moim miejscu?