Sąsiadka zarzuca mi zaniedbanie babci – czy naprawdę jestem złą wnuczką?

– Pani Aniu, muszę z panią porozmawiać – głos pani Zofii, mojej sąsiadki z góry, rozbrzmiał w korytarzu, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za sobą. Stała tam, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z wyraźnym wyrzutem.

– Słucham? – odpowiedziałam, próbując ukryć zmęczenie po kolejnej nieprzespanej nocy przy łóżku babci.

– Proszę się nie gniewać, ale… czy pani nie uważa, że ta starsza pani powinna być pod lepszą opieką? Słyszę, jak płacze po nocach. To nie jest normalne.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem albo krzykiem. Ale tylko skinęłam głową i wymamrotałam coś niezrozumiałego. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. W uszach dźwięczały mi słowa sąsiadki: „lepsza opieka”. Czy naprawdę robię za mało?

Babcia mieszka ze mną od trzech lat, odkąd mama zmarła na raka. Tata wyjechał do Niemiec za pracą i kontaktuje się tylko przez telefon. Mam 29 lat, pracuję zdalnie jako księgowa i próbuję pogodzić pracę z opieką nad osobą, która coraz częściej zapomina, kim jestem.

Wieczorem, kiedy podaję babci kolację, ona patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem. – Aniu, a kiedy wróci mama? – pyta po raz setny tego miesiąca. – Babciu, mama już nie wróci…

Czasem mam wrażenie, że to ja jestem dzieckiem, a ona moją córką. Kąpię ją, karmię, zmieniam pieluchy. W nocy budzi mnie jej płacz albo krzyk. Sąsiedzi słyszą wszystko przez cienkie ściany starej kamienicy.

Kilka dni temu babcia przewróciła się w łazience. Zanim dobiegłam, leżała na zimnych kafelkach i płakała z bólu. Wezwałam karetkę. Lekarz spojrzał na mnie z politowaniem: – Może powinna pani pomyśleć o domu opieki?

Ale jak mam oddać ją do domu starców? Przecież obiecałam mamie na łożu śmierci, że się nią zaopiekuję. Tylko że czasem mam ochotę uciec. Marzę o jednym spokojnym wieczorze bez strachu, że coś się stanie.

Po rozmowie z panią Zofią zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem złą wnuczką? Może powinnam zatrudnić opiekunkę? Ale skąd wziąć na to pieniądze? Moja pensja ledwo starcza na rachunki i leki dla babci.

Wieczorem zadzwoniłam do taty. – Tato, sąsiadka mówi, że zaniedbuję babcię…

– Nie przejmuj się gadaniem ludzi – odpowiedział szybko. – Robisz więcej niż ktokolwiek inny by zrobił.

Ale jego słowa nie przyniosły ulgi. Bo przecież sąsiadka widzi tylko fragmenty naszego życia: płacz babci, moje zmęczone oczy, czasem podniesiony głos. Nie widzi tych chwil, kiedy trzymam babcię za rękę i opowiadam jej o świecie za oknem.

W pracy coraz trudniej mi się skupić. Szefowa napisała ostatnio maila: „Aniu, musisz poprawić wyniki”. A ja siedzę przy komputerze i jednym uchem nasłuchuję, czy babcia nie woła pomocy.

Wczoraj wieczorem znów usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem przyszła pani Zofia z ciastem.

– Przepraszam, jeśli byłam zbyt ostra – powiedziała cicho. – Po prostu… moja mama też chorowała na Alzheimera. Wiem, jak to jest.

Usiadłyśmy razem w kuchni. Po raz pierwszy od dawna poczułam się zrozumiana. Pani Zofia opowiadała o swoich lękach i bezsilności sprzed lat.

– Ludzie często oceniają innych, bo nie wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami – powiedziała na koniec.

Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. Może powinnam poprosić o pomoc? Może nie muszę być bohaterką?

Dziś rano zadzwoniłam do MOPS-u i zapytałam o możliwość wsparcia dla opiekunów osób starszych. To był pierwszy krok od bardzo dawna.

Patrzę na babcię śpiącą spokojnie w fotelu i myślę: czy naprawdę musimy być zawsze silni? Czy ktoś jeszcze czuje się tak rozdarty między obowiązkiem a własnym życiem?