Kiedy Teściowa Wprowadziła Swojego Partnera do Naszego Wspólnego Mieszkania

— Nie wierzę, że to się dzieje — pomyślałam, patrząc na walizki stojące w przedpokoju. Był środek tygodnia, wtorek, godzina dziewiętnasta. Wróciłam z pracy zmęczona, marząc o ciszy i kubku herbaty, a zamiast tego zobaczyłam moją teściową, panią Krystynę, z szerokim uśmiechem na twarzy i nieznajomego mężczyznę, który właśnie zdejmował buty.

— Kochana, poznaj Zbyszka! — powiedziała z entuzjazmem, jakby przedstawiała mi nowego psa, a nie swojego partnera, który miał zamieszkać z nami w dwupokojowym mieszkaniu.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam głos mojego męża, Jakuba:

— Mamo, przecież mieliście tylko przenocować kilka dni…

Krystyna machnęła ręką:

— No i co z tego? Zbyszek stracił pracę, ja też nie mam gdzie się podziać. Przecież jesteśmy rodziną!

Poczułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. Przypomniałam sobie moment sprzed dwóch lat, kiedy przeprowadzałam się do Wrocławia na studia. Wszystko było nowe, trochę straszne, ale ekscytujące. Po obronie magisterki dostałam pracę w agencji reklamowej. Poznałam Jakuba w kawiarni na Nadodrzu — zamówił dla mnie kawę, bo pomylił kolejkę. Zakochaliśmy się szybko i mocno. Wynajęliśmy razem mieszkanie na Ołbinie. Miało być nasze miejsce na ziemi.

A teraz? Nasze miejsce zamieniło się w pole bitwy.

Pierwsze dni były niezręczne. Zbyszek był uprzejmy, ale czułam się jak intruz we własnym domu. Krystyna przejęła kuchnię — gotowała bigos i pierogi, zostawiając po sobie bałagan. W łazience pojawiły się jej kosmetyki i szczoteczka Zbyszka. Wieczorami oglądali głośno telewizję w salonie, a ja z Jakubem zamykaliśmy się w sypialni.

— Musimy coś z tym zrobić — szepnęłam do Jakuba pewnej nocy.

— To moja mama… Nie mogę jej wyrzucić na ulicę — odpowiedział bezradnie.

— Ale to jest nasze życie! — wybuchłam. — Nie mogę tak żyć!

Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Krystyna udawała, że nie słyszy naszych rozmów, ale widziałam jej spojrzenia pełne wyrzutu. Zbyszek próbował być miły, ale jego obecność tylko pogarszała sprawę.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W kuchni usłyszałam rozmowę:

— Ona mnie nie lubi — mówiła Krystyna do Zbyszka. — Myśli, że wszystko jej się należy.

— Daj spokój, Krystyna. To młodzi ludzie, mają swoje życie — odpowiedział spokojnie Zbyszek.

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę byłam taka zła? Przecież chciałam tylko trochę prywatności i spokoju.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Krystyną.

— Pani Krystyno… Musimy ustalić jakieś zasady. To jest nasze mieszkanie i czuję się tutaj coraz gorzej.

Spojrzała na mnie chłodno:

— Myślałam, że jesteś bardziej wyrozumiała. Rodzina powinna sobie pomagać.

— Pomagać tak, ale nie kosztem własnego szczęścia — odpowiedziałam drżącym głosem.

Wieczorem Jakub próbował mediować:

— Może znajdziemy im jakieś inne mieszkanie? Pomogę mamie finansowo…

Krystyna obraziła się na dobre. Przez kilka dni nie odzywała się do mnie ani do Jakuba. Atmosfera była gęsta jak śmietana.

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę:

— Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.

Nie wiedziałam już, gdzie szukać wsparcia. Moja mama mieszkała daleko pod Poznaniem, nie chciałam jej martwić. Przyjaciółki miały swoje problemy.

Pewnej nocy usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Jakub przytulił mnie mocno:

— Przepraszam… Nie wiedziałem, że to aż tak cię boli.

— Boję się, że jeśli nic się nie zmieni, to my się rozstaniemy — wyszeptałam.

To był punkt zwrotny. Następnego dnia Jakub porozmawiał poważnie z matką:

— Mamo, musisz znaleźć inne miejsce. Pomogę ci finansowo, ale nie możemy tak żyć.

Krystyna była wściekła. Spakowała rzeczy i przez kilka dni nie odbierała telefonu od Jakuba. Zbyszek zadzwonił później do mojego męża i podziękował za pomoc.

Mieszkanie znów stało się ciche i nasze. Ale coś we mnie pękło — zaufanie do rodziny Jakuba zostało nadszarpnięte. Czułam ulgę i smutek jednocześnie.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę być szczęśliwym w związku, jeśli rodzina jednej ze stron nie szanuje granic? Czy powinnam była być bardziej wyrozumiała? A może to ja powinnam była wcześniej postawić sprawę jasno? Co wy byście zrobili na moim miejscu?