Cichy wróg: Kto chce skrzywdzić mojego psa? Moja walka o prawdę i bezpieczeństwo rodziny

– Mamo, Lila coś gryzie pod krzakiem! – krzyknął Kuba, wbiegając do kuchni z zadyszką. W jednej chwili poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Wybiegłam na ogród, a tam zobaczyłam moją ukochaną suczkę, Lilkę, jak szarpie coś w pysku. Zanim zdążyłam zareagować, połknęła kawałek kiełbasy.

– Lila! Zostaw! – wrzasnęłam, rzucając się do niej. Z trudem otworzyłam jej pysk i wyciągnęłam resztki. Poczułam dziwny zapach – chemiczny, ostry, niepodobny do niczego, co trzymałam w rękach. Obok leżała kartka: „Następnym razem nie zdążysz”.

Zamarłam. Przez chwilę świat przestał istnieć. Kuba patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja czułam, jak ogarnia mnie panika. Szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam do weterynarza.

– Proszę przyjechać natychmiast, pies mógł zjeść coś zatrutego! – krzyczałam do słuchawki.

W drodze do lecznicy modliłam się, żeby Lila przeżyła. Kuba płakał cicho na tylnym siedzeniu, a ja próbowałam nie myśleć o najgorszym. Weterynarz od razu podał jej środki na wywołanie wymiotów i kroplówkę. Czekaliśmy godzinami, aż jej stan się ustabilizuje.

Wróciłam do domu późnym wieczorem, wykończona psychicznie i fizycznie. Mąż, Tomek, próbował mnie uspokoić:

– Może to jakiś głupi żart…

– Głupi żart?! – wybuchłam. – Ktoś chciał zabić naszego psa! I zostawił mi groźbę!

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde wydarzenie z ostatnich miesięcy. Czy to przez sąsiadkę z naprzeciwka, panią Irenę, która zawsze narzekała na szczekanie Lili? A może to sprawka Marka z końca ulicy, który groził mi po tym, jak zgłosiłam jego dzikie imprezy na policję?

Następnego dnia zgłosiłam sprawę na komisariacie. Policjant spisał zeznania, ale widziałam w jego oczach rezygnację.

– Takie rzeczy się zdarzają… Proszę uważać na psa i nie zostawiać go samego w ogrodzie.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej przerażona. Przez kolejne dni nie spuszczałam Lili z oka nawet na chwilę. Kuba bał się wychodzić do ogrodu sam. Tomek próbował żyć normalnie, ale widziałam po nim, że też jest roztrzęsiony.

Zaczęliśmy podejrzewać wszystkich wokół. Każdy sąsiad wydawał się potencjalnym wrogiem. Pani Irena unikała kontaktu wzrokowego. Marek patrzył na nas z pogardą przez płot. Nawet pan Zbyszek spod trójki, zawsze uprzejmy, nagle przestał się uśmiechać.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z Kubą:

– Tato, czy ktoś nas nie lubi?
– Nie wiem, synku… Ale musimy być ostrożni.

Zrobiło mi się zimno. Jak mam chronić rodzinę przed kimś, kogo nie widzę? Ktoś obserwuje nasz dom, zna nasze zwyczaje…

Postanowiłam działać. Kupiłam kamerę i zamontowałam ją przy furtce. Każdego ranka sprawdzałam nagrania – bez skutku. Nocami nasłuchiwałam każdego szmeru.

Tydzień później znalazłam kolejną kartkę w skrzynce: „Nie ostrzegam drugi raz”.

To już nie była tylko groźba wobec psa – to była groźba wobec nas wszystkich.

Tomek próbował mnie przekonać, żebyśmy wyjechali na jakiś czas do jego rodziców pod Warszawą.

– Nie dam się zastraszyć! – powiedziałam stanowczo. – To nasz dom!

Ale w środku czułam narastający lęk. Zaczęły się kłótnie – Tomek chciał chronić rodzinę po swojemu, ja po swojemu. Kuba coraz częściej zamykał się w pokoju i przestał rozmawiać z kolegami.

Pewnej nocy obudziło mnie szczekanie Lili i trzask furtki. Wybiegłam na ogród z latarką – nikogo nie było, ale na trawie leżała kolejna kiełbasa. Tym razem nie zdążyliśmy jej podnieść na czas – Lila nawet jej nie powąchała.

Rano poszłam do pani Ireny.

– Pani Ireno… Czy widziała pani coś dziwnego ostatnio?

Spojrzała na mnie zaskoczona:

– Ja? Nie… Ale wie pani… Marek ostatnio coś kombinował przy waszym płocie.

Zadzwoniłam na policję jeszcze raz. Tym razem potraktowali sprawę poważniej – przyjechali, zabezpieczyli kiełbasę i kartki.

Czekałam na wyniki śledztwa jak na wyrok. Przez te tygodnie żyliśmy jak w oblężonej twierdzy. Każdy dzień był walką z własnym strachem i bezsilnością.

W końcu policja przyszła z informacją: na kiełbasie znaleziono ślady trucizny i odciski palców należące do… Marka.

Poczułam ulgę i wściekłość jednocześnie. Jak można być tak podłym? Przecież to tylko pies! A może aż pies – członek rodziny.

Marek został zatrzymany. Okazało się, że miał żal do nas za zgłoszenie jego imprez i postanowił się zemścić w najokrutniejszy sposób.

Lila wróciła do zdrowia, ale my już nigdy nie poczuliśmy się tak bezpiecznie jak dawniej. Kuba długo jeszcze budził się z krzykiem po nocach.

Czasem patrzę przez okno i zastanawiam się: ilu ludzi wokół nas nosi w sobie tyle nienawiści? Czy można naprawdę znać swoich sąsiadów?

Czy Wy też kiedyś poczuliście się zagrożeni we własnym domu? Jak radzicie sobie ze strachem i nieufnością?