„Zrezygnuj z pracy, jeśli mnie kochasz” – historia o miłości, dumie i wyborach, których nie da się cofnąć

– Zrezygnuj z pracy, jeśli mnie kochasz i chcesz, żeby nasza rodzina przetrwała. Nie czuję się przy tobie mężczyzną – powiedział Michał, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos był cichy, ale stanowczy. W tej chwili czas jakby się zatrzymał. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem padał deszcz. Nasza córka, Zosia, bawiła się w swoim pokoju, nieświadoma burzy, która właśnie przetaczała się przez nasze małżeństwo.

Mam na imię Anna. Mam 35 lat i od dziesięciu lat jestem żoną Michała. Poznaliśmy się jeszcze w liceum w małym miasteczku pod Poznaniem. Był moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością i – jak wtedy myślałam – jedynym człowiekiem, z którym mogę sobie wyobrazić życie. Michał był zawsze ambitny, marzył o własnej firmie. Ja chciałam zostać nauczycielką i pomagać dzieciom z trudnych rodzin. Po studiach pobraliśmy się i zaczęliśmy wspólne życie w Poznaniu.

Przez pierwsze lata wszystko układało się dobrze. Michał otworzył mały warsztat samochodowy, a ja dostałam pracę w szkole podstawowej. Byliśmy szczęśliwi, choć nie bogaci. Potem urodziła się Zosia i wszystko nabrało sensu. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Michał miał coraz mniej klientów, coraz częściej wracał do domu sfrustrowany i zmęczony. Ja awansowałam na wicedyrektorkę szkoły – to była dla mnie ogromna szansa i spełnienie marzeń.

Zaczęły się kłótnie o pieniądze. Michał coraz częściej wypominał mi, że zarabiam więcej niż on. – To ja powinienem utrzymywać rodzinę! – krzyczał pewnego wieczoru, kiedy wróciłam późno po radzie pedagogicznej. – Ty nawet nie masz czasu dla nas! Zosia tęskni za tobą! – dodał z wyrzutem.

Próbowałam tłumaczyć, że robię to dla nas wszystkich. Że dzięki mojej pracy możemy pozwolić sobie na lepsze życie, na wakacje nad morzem czy nowe ubrania dla Zosi. Ale Michał jakby nie słyszał moich argumentów. Coraz częściej zamykał się w sobie albo wybuchał gniewem z byle powodu.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W salonie siedziała teściowa i szeptała coś do ucha Michałowi. Kiedy mnie zobaczyli, nagle zamilkli. – Anna, kobieta powinna być przy dziecku, a nie gonić za karierą – powiedziała teściowa lodowatym tonem. – Michał jest nieszczęśliwy przez ciebie.

Poczułam się jak intruz we własnym domu. Przez kolejne dni Michał był jeszcze bardziej oschły. Przestał ze mną rozmawiać, unikał mojego wzroku. W końcu wybuchłam: – Co się z nami dzieje? Przecież kiedyś byliśmy szczęśliwi! – krzyknęłam przez łzy.

I wtedy padły te słowa: „Zrezygnuj z pracy, jeśli mnie kochasz i chcesz, żeby nasza rodzina przetrwała”.

Nie spałam całą noc. Patrzyłam na śpiącą Zosię i zastanawiałam się, czy naprawdę muszę wybierać między rodziną a sobą samą. Rano Michał zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Przy śniadaniu zapytał tylko: – Przemyślałaś to?

W pracy nie mogłam się skupić. Moja przyjaciółka Kasia zauważyła, że coś jest nie tak. – Anna, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie – powiedziała troskliwie podczas przerwy na kawę.

Opowiedziałam jej wszystko. Kasia złapała mnie za rękę: – Nie możesz rezygnować z siebie tylko dlatego, że on ma kompleksy! Jesteś świetną nauczycielką i matką!

Ale w domu presja rosła z każdym dniem. Teściowa dzwoniła codziennie i pytała: – No i co postanowiłaś? Michał cierpi przez ciebie!

Zosia zaczęła zadawać pytania: – Mamusiu, dlaczego tata jest taki smutny? Czy to moja wina?

Serce mi pękało.

Pewnego wieczoru usiadłam z Michałem przy stole.
– Kocham cię – zaczęłam cicho – ale nie mogę zrezygnować z pracy. To część mnie. Jeśli mnie kochasz, musisz to zaakceptować.

Michał spojrzał na mnie z rozpaczą w oczach.
– Więc wybierasz karierę zamiast rodziny? – zapytał drżącym głosem.
– Nie! Wybieram siebie i naszą córkę! Chcę być dla niej wzorem silnej kobiety!

Michał wstał od stołu i wyszedł trzaskając drzwiami.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał coraz częściej znikał wieczorami z domu. Zaczęły krążyć plotki, że widziano go z jakąś kobietą z sąsiedztwa.

W końcu pewnego dnia powiedział: – Anna, chyba musimy się rozstać.

Poczułam ulgę i ból jednocześnie. Ulgę, bo nie musiałam już wybierać między sobą a nim. Ból, bo rozpadło się coś, co budowaliśmy przez lata.

Dziś mieszkam z Zosią w małym mieszkaniu na Jeżycach. Pracuję dalej w szkole i wiem, że podjęłam właściwą decyzję. Ale czasem nocami pytam siebie: czy naprawdę można być szczęśliwym bez kompromisów? Czy miłość zawsze musi oznaczać rezygnację z siebie?

Może ktoś z was zna odpowiedź?