Kiedy sąsiadka wyjechała do Anglii: Opieka nad panią Ewą odmieniła moje życie na emeryturze

– Pani Zosiu, czy mogłaby mi pani pomóc? – głos Magdy, mojej sąsiadki, drżał przez telefon. – Mama nie chce się zgodzić na dom opieki, a ja… ja muszę wyjechać do Anglii. Nie mam wyjścia.

Zawahałam się. Przez okno patrzyłam na szare, listopadowe niebo nad naszym blokiem na warszawskim Ursynowie. Odkąd przeszłam na emeryturę, dni zlewały mi się w jedno. Czasem miałam wrażenie, że jestem przezroczysta – dla dzieci, dla sąsiadów, nawet dla siebie. Ale głos Magdy był tak pełen rozpaczy, że nie umiałam odmówić.

– Oczywiście, Magdo. Pomogę pani Ewie jak tylko będę mogła – odpowiedziałam, choć serce biło mi szybciej niż zwykle.

Nie wiedziałam wtedy, że ta decyzja wywróci moje życie do góry nogami.

Pani Ewa mieszkała piętro wyżej. Zawsze była elegancka, z paznokciami pomalowanymi na czerwono i włosami ułożonymi w kok. Gdy zapukałam do jej drzwi po raz pierwszy jako opiekunka, spojrzała na mnie z podejrzliwością.

– Przyszła pani mnie pilnować? – zapytała lodowatym tonem.

– Nie pilnować, tylko pomóc – odpowiedziałam spokojnie. – Magda prosiła.

Westchnęła ciężko i odwróciła się na pięcie. Weszłam za nią do mieszkania pełnego bibelotów i rodzinnych zdjęć. Na jednym z nich młoda Ewa w sukni ślubnej śmiała się do obiektywu obok wysokiego mężczyzny w mundurze.

Pierwsze dni były trudne. Pani Ewa była uparta jak osioł. Nie chciała jeść moich zup, nie pozwalała mi sprzątać jej pokoju.

– Ja sobie sama poradzę! – powtarzała z uporem.

Ale widziałam, jak drżą jej ręce, gdy próbowała nalać sobie herbaty. Udawałam, że tego nie zauważam. Zamiast tego opowiadałam jej o swoich wnukach, o tym, jak kiedyś pracowałam w bibliotece i jak bardzo brakuje mi ludzi.

Któregoś dnia usłyszałam płacz zza drzwi jej sypialni. Weszłam bez pukania. Leżała na łóżku skulona w kłębek.

– Tęsknię za Magdą – wyszeptała. – Za wnukami… Za dawnym życiem.

Usiadłam obok niej i pogłaskałam ją po dłoni. – Ja też tęsknię – powiedziałam cicho. – Moje dzieci mieszkają w Gdańsku. Wnuki widuję raz na pół roku.

Spojrzała na mnie zaskoczona. Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach coś innego niż niechęć – współczucie.

Od tego dnia coś się zmieniło. Zaczęłyśmy razem gotować obiady – ona uczyła mnie robić najlepsze gołąbki na świecie, ja pokazywałam jej swoje przepisy na ciasta drożdżowe. Wieczorami grałyśmy w warcaby albo oglądałyśmy stare polskie filmy.

Ale nie wszystko było sielanką. Pewnego popołudnia zadzwonił telefon. To była Magda.

– Mamo, dlaczego Zosia mówi mi, że nie bierzesz leków? – usłyszałam przez drzwi podniesiony głos pani Ewy.

– Bo nie chcę! – krzyknęła Ewa. – Nie będę się truć!

Weszłam do pokoju i zobaczyłam ją z telefonem przy uchu, całą roztrzęsioną.

– Pani Ewo…

– Niech się pani nie wtrąca! – syknęła. – To moja sprawa!

Poczułam się jak intruz. Przez kolejne dni unikała mnie, zamykała się w pokoju i udawała, że śpi. Wtedy pierwszy raz pomyślałam: może to był błąd? Może powinnam wrócić do swojego pustego mieszkania i zostawić ją samą?

Ale gdy któregoś ranka znalazłam ją leżącą na podłodze w łazience, całą posiniaczoną po upadku, zrozumiałam, że nie mogę się wycofać.

– Przepraszam… – wyszeptała słabo, gdy pomogłam jej wstać. – Bałam się…

Objęłam ją delikatnie. – Już dobrze. Jestem tu.

Od tej pory nasza relacja stała się bliższa niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim: o młodości pani Ewy spędzonej w powojennej Warszawie, o jej mężu, który zginął tragicznie w wypadku samochodowym pod Łodzią; o moim rozwodzie i samotności po śmierci mamy.

Czasem jednak wracały demony przeszłości. Magda dzwoniła coraz rzadziej, a gdy już rozmawiały przez Skype’a, kłóciły się o pieniądze i przyszłość mieszkania.

– Sprzedajmy to mieszkanie i zamieszkaj ze mną w Anglii! – przekonywała córka.

– Nigdy! To mój dom! Tu jest wszystko, co kocham!

Po jednej z takich rozmów pani Ewa płakała całą noc. Rano powiedziała mi:

– Zosiu… czy ty też boisz się starości?

Zamyśliłam się długo nad tym pytaniem. Bałam się samotności bardziej niż śmierci. Bałam się być ciężarem dla własnych dzieci.

Wkrótce zaczęły pojawiać się problemy zdrowotne: zapalenie płuc, szpital, rehabilitacja. Spędzałam przy niej całe dnie i noce, gotując rosół i czytając jej „Lalkę” Prusa na głos.

Któregoś dnia odwiedził nas syn pani Ewy – Andrzej, który od lat mieszkał pod Wrocławiem i rzadko bywał w Warszawie.

– Co tu się dzieje? – zapytał podejrzliwie, patrząc na mnie spode łba.

– Pomagam pani Ewie od kilku miesięcy – odpowiedziałam spokojnie.

– A za ile? Mama mówiła mi o jakichś pieniądzach…

Poczułam rumieniec na twarzy. – Robię to z dobrego serca. Magda czasem przesyła mi drobne na zakupy…

Andrzej spojrzał na matkę z wyrzutem:

– Mamo, nie możesz ufać obcym ludziom!

Pani Ewa spojrzała mu prosto w oczy:

– Zosia jest dla mnie jak rodzina. Ty przyjeżdżasz raz na rok!

Wyszłam wtedy do kuchni i usłyszałam ich kłótnię przez zamknięte drzwi:

– Chcesz mnie oddać do domu starców?!
– Nie chcę! Ale nie możesz być sama!
– Mam Zosię!

Po tej wizycie Andrzej już więcej się nie pojawił.

Zimą stan zdrowia pani Ewy pogorszył się gwałtownie. Spędziłyśmy razem Wigilię przy barszczu i uszkach; śpiewałyśmy kolędy i wspominałyśmy dawne święta z rodzinami pełnymi ludzi i śmiechu.

W styczniu pani Ewa trafiła do szpitala. Odwiedzałam ją codziennie mimo mrozu i śniegu po kolana. Gdy wróciła do domu, była już bardzo słaba.

Pewnego wieczoru poprosiła mnie:
– Zosiu… jeśli coś mi się stanie… zadbaj o to mieszkanie. Nie pozwól Magdzie go sprzedać od razu…

Poczułam łzy pod powiekami.
– Obiecuję.

Kilka tygodni później pani Ewa odeszła spokojnie we śnie.

Po pogrzebie Magda przyjechała z Anglii tylko na dwa dni. Była zimna i zdystansowana; szybko załatwiła formalności spadkowe i wróciła do siebie.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu pani Ewy, patrząc na jej zdjęcia i czując dziwną pustkę… ale też wdzięczność za te wspólne miesiące.

Czasem myślę: czy naprawdę trzeba wyjechać za granicę albo zostać samemu, żeby docenić wartość bliskości? Czy rodzina to tylko więzy krwi?

A Wy? Czy mieliście kiedyś kogoś takiego jak pani Ewa w swoim życiu?