Za Zamkniętymi Drzwiami: Cisza Między Matką a Synem
— Michał, proszę, otwórz te drzwi! — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Deszcz bębnił o parapet, a ja stałam na korytarzu naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z dłonią zaciśniętą na klamce. Po drugiej stronie drzwi panowała cisza. Tylko cichy szelest — może przewracał się na łóżku, może słuchał muzyki przez słuchawki, a może po prostu nie chciał mnie słyszeć.
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęliśmy się oddalać. Może wtedy, gdy po śmierci ojca Michała zamknęłam się w sobie, próbując przetrwać każdy dzień? Może gdy zaczęłam pracować po dwanaście godzin w szpitalu, zostawiając go samego z babcią? Albo wtedy, gdy pierwszy raz podniosłam na niego głos za ocenę z matematyki, zamiast zapytać, co się dzieje?
— Michał… — szepnęłam jeszcze raz, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Wiem, że jesteś zły. Ale musimy porozmawiać.
Cisza. Tylko szum deszczu i odległe odgłosy miasta. Przypomniałam sobie, jak kiedyś biegaliśmy razem po parku Łazienkowskim. On śmiał się wtedy tak głośno… Teraz nie pamiętam już tego śmiechu.
Wróciłam do kuchni. Na stole leżała kartka — jego charakter pisma: „Nie czekaj na mnie z kolacją”. Znowu. Ostatnio coraz częściej wracał późno, nie mówiąc gdzie był. Zaczęłam podejrzewać najgorsze — narkotyki? Alkohol? A może po prostu nie chciał być w domu.
Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.
— Cześć, Anka — usłyszałam głos mojej siostry, Magdy. — Jak tam u was?
— Bez zmian — odpowiedziałam krótko.
— Może przyjedziecie w niedzielę na obiad? Mama się martwi o Michała.
— Nie wiem, czy on będzie chciał…
— Anka, musisz coś zrobić. On cię potrzebuje. Ty jego też.
Zamknęłam oczy. Magda zawsze miała rację. Ale jak rozmawiać z kimś, kto nie chce cię słuchać?
Wieczorem usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych. Michał wrócił. Szybko wytarłam łzy i wyszłam do przedpokoju.
— Michał… — zaczęłam niepewnie.
— Nie teraz, mamo — rzucił bez patrzenia na mnie i zamknął się w swoim pokoju.
Zostałam sama w kuchni. Wzięłam głęboki oddech i nalałam sobie kieliszek wina. Przypomniałam sobie rozmowę sprzed dwóch lat:
— Mamo, dlaczego zawsze jesteś zmęczona? — zapytał wtedy Michał.
— Bo muszę pracować, żebyśmy mieli za co żyć — odpowiedziałam ostro.
— Ale ja cię prawie nie widuję…
Wtedy wzruszyłam ramionami. Teraz oddałabym wszystko za tamtą rozmowę.
Następnego dnia zadzwoniła wychowawczyni Michała.
— Pani Anno, czy mogłaby pani przyjść do szkoły? Chciałabym porozmawiać o Michału.
Serce mi zamarło. W pracy poprosiłam o wolne i pojechałam do liceum.
— Michał jest ostatnio bardzo zamknięty w sobie — powiedziała pani Kowalska. — Ma coraz gorsze oceny i unika kontaktu z rówieśnikami. Czy coś się dzieje w domu?
Zawahałam się.
— Jesteśmy sami od śmierci mojego męża… Staram się jak mogę…
— Może warto spróbować terapii rodzinnej? — zaproponowała delikatnie nauczycielka.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wieczorem spróbowałam jeszcze raz:
— Michał, porozmawiamy?
Tym razem wyszedł z pokoju. Stał przede mną — wysoki, chudy chłopak o oczach tak podobnych do mojego męża.
— Czego chcesz? — zapytał chłodno.
— Martwię się o ciebie. Wiem, że ostatnio nie byłam najlepszą matką…
— Ostatnio? Nigdy cię nie było! Zawsze tylko praca albo twoje smutki! Nawet nie zauważyłaś, że przestałem chodzić na treningi!
Zatkało mnie. Rzeczywiście nie wiedziałam…
— Przepraszam… — wyszeptałam bezradnie.
— Za późno na przeprosiny — rzucił i wrócił do pokoju.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam być lepszą matką?
Rano zadzwoniła mama:
— Aniu, przyjedźcie w niedzielę na rosół. Michał lubi mój rosół.
Obiecałam spróbować go namówić.
W sobotę wieczorem usiadłam pod drzwiami jego pokoju.
— Michał… Chciałabym ci coś powiedzieć. Wiem, że cię zawiodłam. Ale bardzo cię kocham i nie chcę cię stracić. Proszę… pojedźmy jutro do babci.
Cisza trwała długo. W końcu usłyszałam cichy głos:
— Dobrze…
W niedzielę jechaliśmy samochodem w milczeniu. Mama przywitała nas ciepło, a Magda próbowała rozluźnić atmosferę żartami o dzieciństwie.
Przy stole Michał nagle powiedział:
— Babciu, pamiętasz jak tata uczył mnie jeździć na rowerze?
Mama uśmiechnęła się smutno:
— Pamiętam, kochanie. Byłeś wtedy taki szczęśliwy…
Michał spojrzał na mnie:
— Chciałem być taki jak on. Ale ty nigdy nie miałaś dla mnie czasu.
Łzy napłynęły mi do oczu.
— Przepraszam… Naprawdę przepraszam…
Po obiedzie poszliśmy razem na spacer po ogrodzie babci. Michał milczał przez długi czas, aż w końcu powiedział:
— Chciałem ci powiedzieć coś jeszcze… Zdałem sobie sprawę, że też cię potrzebuję. Ale boję się ci zaufać.
Objęłam go ostrożnie.
— Spróbujmy jeszcze raz… Proszę.
Nie odpowiedział od razu. Ale poczułam, że coś się zmienia.
Wieczorem wracaliśmy do domu już trochę spokojniejsi. Wiem, że to dopiero początek długiej drogi. Ale pierwszy krok został zrobiony.
Czasem patrzę na zamknięte drzwi jego pokoju i zastanawiam się: ile razy można prosić o przebaczenie? Czy można odbudować to, co zostało złamane przez lata milczenia?