Miłość i Zazdrość: Dzień, w Którym Moja Rodzina Rozpadła się na Kawałki

– To ty zawsze musiałaś być tą najważniejszą, prawda? – głos Agaty drżał, a jej oczy płonęły gniewem. Stała naprzeciwko mnie w kuchni, tej samej kuchni, w której mama piekła szarlotkę na nasze urodziny. Teraz zapach cynamonu zastąpiła woń świeżo zaparzonej kawy i napięcia, które można było kroić nożem.

Nie odpowiedziałam od razu. Wpatrywałam się w popękane kafelki podłogi, próbując powstrzymać łzy. W głowie dudniło mi jedno zdanie: „To nie tak miało być”. Mama zawsze powtarzała, że rodzina jest najważniejsza. Ale odkąd jej zabrakło, wszystko się posypało.

Pogrzeb był dwa dni temu. Ludzie przychodzili, składali kondolencje, a ja czułam się jak aktorka w kiepskim spektaklu. Tata siedział w kącie, milczący i nieobecny. Agata i Tomek – moje rodzeństwo – trzymali się razem, rzucając mi ukradkowe spojrzenia pełne pretensji. Ja? Ja po prostu chciałam przetrwać ten dzień.

Po pogrzebie wróciliśmy do domu. Każdy z nas zamknął się w swoim pokoju, jakby ściany mogły ochronić nas przed bólem. Ale żal przeciekał przez mury, rozlewał się po całym domu.

Następnego ranka zaczęła się walka o rzeczy mamy. Agata weszła do salonu z kartonami i zaczęła pakować porcelanę.

– Co robisz? – zapytałam cicho.

– Zabieram to, co mi się należy – odpowiedziała szorstko. – Ty już masz jej pierścionek.

– Mama chciała, żebym go miała…

– Tak? A skąd wiesz? Może tylko tobie tak powiedziała? – Tomek wszedł do pokoju, z rękami w kieszeniach i miną obrażonego dziecka.

Wtedy wybuchłam. Wszystkie emocje, które tłumiłam przez ostatnie dni, wylały się ze mnie jak rwąca rzeka.

– Czy wy naprawdę myślicie, że to dla mnie łatwe? Że chciałam być tą „ulubioną”? Mama kochała nas wszystkich!

Agata spojrzała na mnie z pogardą.

– Łatwo ci mówić. Zawsze byłaś jej oczkiem w głowie. My byliśmy tylko dodatkiem.

Tomek milczał, ale widziałam w jego oczach zgodę z siostrą. Poczułam się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem usiadłam na łóżku mamy. Jej zapach jeszcze unosił się w powietrzu – mieszanka lawendy i starego mydła. Przypomniałam sobie, jak kiedyś tuliła mnie do snu po kłótni z Agatą. „Rodzeństwo to skarb,” mówiła wtedy. „Nie pozwólcie, żeby coś was rozdzieliło.” Teraz te słowa brzmiały jak okrutny żart.

Tata był cieniem samego siebie. Siedział godzinami przy stole, patrząc w okno na ogród, który mama pielęgnowała przez lata. Próbowałam z nim rozmawiać, ale odpowiadał półsłówkami albo wcale.

– Tato…

– Daj mi spokój, Aniu – rzucił beznamiętnie.

Czułam się coraz bardziej samotna. Nawet dom wydawał się obcy – ściany przesiąknięte były nie tylko wspomnieniami, ale i bólem.

Kolejne dni przyniosły tylko więcej konfliktów. Agata zarzucała mi egoizm:

– Myślisz tylko o sobie! Nawet teraz nie potrafisz się podzielić!

– To nieprawda! – krzyknęłam. – Chcę tylko zachować coś po mamie…

– Każdy z nas chce! Ale ty zawsze musisz mieć najwięcej!

Tomek próbował być mediatorem:

– Może podzielmy wszystko równo…

Ale Agata nie chciała słuchać. Ja też nie byłam gotowa na kompromisy. Każda rzecz wydawała się bezcenna – filiżanka z odpryskiem, stara broszka, zdjęcia z dzieciństwa.

W końcu doszło do awantury o album ze zdjęciami. Agata wyrwała mi go z rąk.

– Oddaj! – wrzasnęłam.

– Nie! Ty już masz wystarczająco dużo!

Tomek próbował nas rozdzielić, ale album upadł na podłogę i rozpadł się na części. Zdjęcia rozsypały się po całym pokoju. Patrzyliśmy na nie w milczeniu – dziecięce uśmiechy, wakacje nad Bałtykiem, święta przy stole…

Wtedy coś we mnie pękło.

– Czy naprawdę o to chodzi? O rzeczy? Mama by tego nie chciała…

Ale nikt nie odpowiedział. Każde z nas zebrało swoje zdjęcia i wyszło z pokoju.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: mama śmiejąca się przy kuchennym stole, tata czytający gazetę, Agata i Tomek bawiący się w ogrodzie… Gdzie to wszystko się podziało?

Następnego dnia postanowiłam wyjść z domu. Przeszłam przez ogród pełen przekwitłych róż i usiadłam na ławce pod jabłonią. Tam znalazł mnie tata.

– Aniu…

Spojrzałam na niego przez łzy.

– Tato, ja nie chcę tak żyć…

Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy.

– Twoja mama zawsze wierzyła, że rodzina przetrwa wszystko – powiedział cicho. – Ale czasem ludzie są za bardzo poranieni.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo ktoś wreszcie nazwał to, co czułam; smutek, bo wiedziałam, że miał rację.

Wieczorem spróbowałam jeszcze raz porozmawiać z rodzeństwem.

– Może spróbujemy razem posprzątać rzeczy mamy? Wybrać coś wspólnie?

Agata spojrzała na mnie nieufnie.

– Po co? I tak już wszystko zabrałaś.

Tomek wzruszył ramionami.

– Może spróbujmy…

Siedzieliśmy więc razem przy stole i przeglądaliśmy rzeczy mamy. Każda rzecz miała swoją historię: broszka od babci, listy od taty z czasów studiów, stara sukienka z komunii Agaty… Rozmawialiśmy o wspomnieniach, czasem śmialiśmy się przez łzy.

To był pierwszy raz od śmierci mamy, kiedy poczułam cień nadziei. Ale wiedziałam też, że przed nami długa droga do przebaczenia i pojednania.

Dziś dom jest pusty. Każde z nas wróciło do swojego życia – Agata do Warszawy, Tomek do Poznania, ja zostałam z tatą w rodzinnym domu pod Krakowem. Czasem dzwonimy do siebie, ale rozmowy są krótkie i pełne niezręczności.

Często siadam wieczorami w kuchni i patrzę na stare zdjęcia mamy. Zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować rodzinę po takim rozpadzie? Czy ból kiedyś minie? Czy potrafimy sobie wybaczyć?

A może to właśnie strata pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy?