Zranione Serce i Tajemniczy Eliksir: Opowieść Weroniki z podpoznańskiego miasteczka

— Mamo, daj już spokój, mam dość twoich kazań! — głos Bartka odbił się echem od ścian naszego małego mieszkania. Stałam w drzwiach jego pokoju, jeszcze w płaszczu, z torbą przewieszoną przez ramię, a w mojej głowie wciąż brzmiały słowa pani Bronisławy z wywiadówki: „Bartek jest zdolny, ale ostatnio sprawia wrażenie nieobecnego. Czy coś się dzieje w domu?”

— Jak to „daj spokój”? Dopiero zaczęłam! — odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. — Pani Bronisława jest tobą bardzo rozczarowana. Mówiła, że nie odrabiasz prac domowych, że jesteś opryskliwy…

Bartek przewrócił oczami i rzucił się na łóżko. — Może po prostu nie rozumiesz, że mam swoje życie? — burknął. — Nie wszystko kręci się wokół szkoły.

Zacisnęłam dłonie na pasku torby. W środku czułam narastającą frustrację i bezsilność. Od śmierci mojego męża, Pawła, wszystko było na mojej głowie. Praca w sklepie spożywczym, rachunki, wychowanie Bartka… Czasem miałam wrażenie, że jestem przezroczysta dla własnego syna.

— Bartek, ja tylko chcę ci pomóc… — zaczęłam łagodniej, ale on już założył słuchawki na uszy i odwrócił się do ściany.

Wyszłam z jego pokoju i opadłam na kanapę w salonie. Przez chwilę siedziałam w ciszy, wsłuchując się w ciche buczenie lodówki i odgłosy ulicy za oknem. W mojej głowie kłębiły się pytania: Gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę jestem tak złą matką?

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: „Marta”. Moja przyjaciółka od lat, jedyna osoba, której mogłam się zwierzyć.

— Weronika? Wszystko w porządku? — zapytała od razu.

— Nie wiem… Bartek znowu się zamknął w sobie. Po wywiadówce czuję się jak najgorsza matka świata — wyszeptałam.

— Może potrzebujecie trochę czasu razem? Wiesz… coś innego niż kłótnie o szkołę? — zaproponowała Marta.

Westchnęłam ciężko. — Chciałabym, ale on mnie nie słucha. Odkąd Paweł odszedł…

— Wiem, kochana. Ale pamiętaj, że ty też masz prawo być szczęśliwa. Może powinnaś pomyśleć o sobie? — jej głos był ciepły i troskliwy.

Nie odpowiedziałam. Od śmierci Pawła nie pozwoliłam sobie nawet na myśl o nowym początku. Ale tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w mojej głowie pojawiła się dziwna myśl: „A gdyby istniał eliksir na złamane serce?”

Następnego dnia po pracy poszłam do apteki po leki dla mamy. Za ladą stała pani Zofia — starsza kobieta o przenikliwym spojrzeniu.

— Wygląda pani na zmęczoną życiem — powiedziała nagle, patrząc mi prosto w oczy.

Zaskoczona uśmiechnęłam się blado. — Tak to już jest, kiedy jest się samotną matką nastolatka.

Pani Zofia nachyliła się konspiracyjnie. — Wie pani… kiedyś moja babcia robiła specjalny eliksir na złamane serce. Podobno pomagał nie tylko zakochanym, ale i tym, którzy stracili nadzieję.

Zaśmiałam się nerwowo. — Gdyby to było takie proste…

— Czasem trzeba uwierzyć w magię — szepnęła pani Zofia i wręczyła mi małą buteleczkę z ciemnego szkła. — Proszę spróbować. To tylko napar ziołowy… ale może pomoże spojrzeć na świat inaczej.

Wróciłam do domu z buteleczką eliksiru w kieszeni. Przez kilka dni patrzyłam na nią nieufnie, aż pewnego wieczoru, po kolejnej kłótni z Bartkiem o jego oceny i tajemnicze wypady wieczorami, postanowiłam spróbować.

Usiadłam przy kuchennym stole, nalałam kilka kropel do herbaty i zamknęłam oczy. Przez chwilę poczułam ciepło rozlewające się po ciele i… coś jeszcze. Jakby ktoś szeptał mi do ucha: „Nie jesteś sama”.

Następnego dnia obudziłam się z dziwnym spokojem. Zamiast krzyczeć na Bartka za spóźnienie do szkoły, zapytałam go po prostu: — Co cię tak naprawdę gryzie?

Spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę milczał, a potem… zaczął mówić. O tym, jak bardzo tęskni za ojcem. O tym, że czuje się samotny wśród rówieśników. O tym, że boi się przyszłości.

Słuchałam go uważnie, nie przerywając ani razu. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że naprawdę jesteśmy razem.

Wieczorem zadzwoniła Marta.

— I jak tam? — zapytała.

— Dziwnie… dobrze — odpowiedziałam szczerze. — Może to ten eliksir?

Zaśmiała się głośno. — Albo po prostu pozwoliłaś sobie poczuć coś więcej niż strach i żal.

Przez kolejne tygodnie powoli odbudowywaliśmy z Bartkiem naszą relację. Było trudno — czasem wracały stare kłótnie, czasem płakałam po nocach ze zmęczenia i bezsilności. Ale coś się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać o Pawle, o naszych lękach i marzeniach.

Pewnego dnia Bartek przyszedł do mnie z zeszytem pełnym rysunków.

— Mamo… chciałbym pójść do liceum plastycznego — powiedział nieśmiało.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Zawsze myślałam o nim jako o przyszłym inżynierze czy lekarzu…

— Jeśli to twoje marzenie… spróbujmy razem je spełnić — odpowiedziałam cicho.

Wtedy po raz pierwszy od dawna Bartek mnie przytulił.

Dziś patrzę na niego i widzę nie tylko syna, ale młodego człowieka z własnymi pragnieniami i lękami. Czasem zastanawiam się: czy naprawdę potrzebowałam tajemniczego eliksiru? A może wystarczyło otworzyć serce na nowo?

Czy każda rana może się zagoić? Czy potrafimy przebaczyć sobie nawzajem nasze błędy? Może właśnie o to chodzi w życiu – by próbować jeszcze raz.