Grzech z orzechem, pestka z wiadrem – historia zakazanej namiętności

– Nie wierzę, że to zrobiłeś! – krzyknęłam, czując jak moje serce wali jak oszalałe. Stałam w kuchni, z rękami opartymi o blat, a przed sobą miałam męża, który nie potrafił spojrzeć mi w oczy. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy, ale dla mnie wszystko pachniało zdradą.

Marek miał 46 lat. Zawsze był spokojny, odpowiedzialny, trochę nudny – tak przynajmniej myślałam przez ostatnie dwadzieścia lat naszego małżeństwa. Nasza córka, Ola, właśnie skończyła studia i wyprowadziła się do Krakowa. My zostaliśmy sami w naszym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Myślałam, że teraz będziemy mieli czas dla siebie – może pojedziemy na Mazury, może zaczniemy chodzić do teatru, może po prostu będziemy cieszyć się ciszą. Ale Marek miał inne plany.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Pewnego dnia wrócił do domu później niż zwykle. Tłumaczył się korkami, potem jakimś spotkaniem służbowym. Nie zwróciłam na to uwagi – przecież każdy czasem zostaje dłużej w pracy. Ale potem zaczęły się telefony po nocach, wiadomości ukradkiem pisane w łazience, dziwne uśmiechy do ekranu telefonu. Zaczęłam podejrzewać najgorsze.

Pewnego wieczoru, kiedy Marek brał prysznic, nie wytrzymałam. Zajrzałam do jego telefonu. Wiem, to nie było w porządku, ale czułam się jak mysz w pułapce – musiałam wiedzieć. I wtedy zobaczyłam jej imię: Julia. Wiadomości pełne serduszek, zdjęcia z kawiarni, plany na wspólne weekendy. Julia miała 24 lata. Była młodsza od naszej córki! Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.

Kiedy Marek wyszedł z łazienki, nie mogłam już udawać. – Kim jest Julia? – zapytałam drżącym głosem. Zbladł i przez chwilę milczał. Potem usiadł naprzeciwko mnie i powiedział: – Kinga, przepraszam… Nie chciałem cię skrzywdzić.

Nie chciał mnie skrzywdzić? A co innego zrobił? Przez kolejne dni chodziłam jak zombie. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. W pracy wszyscy pytali, czy wszystko w porządku – kłamałam, że mam grypę. Wieczorami płakałam w poduszkę i zadawałam sobie pytanie: co zrobiłam nie tak? Czy byłam zbyt nudna? Zbyt przewidywalna? Może powinnam była bardziej dbać o siebie?

Marek próbował rozmawiać. – To nie twoja wina – powtarzał. – Po prostu… poczułem się znowu młody przy Julii. Ona patrzy na mnie z podziwem, śmieje się z moich żartów…

– Ona mogłaby być twoją córką! – wybuchłam któregoś wieczoru. – Co ty sobie wyobrażasz? Że rzucisz wszystko i zaczniesz nowe życie z dwudziestolatką?

Marek spuścił wzrok. – Nie wiem… Może…

Wtedy poczułam prawdziwą złość. Przez dwadzieścia lat byłam przy nim – kiedy miał depresję po śmierci matki, kiedy stracił pracę, kiedy Ola zachorowała na zapalenie płuc i nie spałam przez trzy noce z rzędu. A teraz on zakochał się jak nastolatek! Grzech z orzechem, pestka z wiadrem – pomyślałam gorzko.

Zadzwoniłam do mojej siostry Magdy. Przyszła natychmiast z butelką wina i pudełkiem lodów pistacjowych. Siedziałyśmy na kanapie i płakałyśmy razem.

– Kinga, musisz być silna – mówiła Magda. – Marek zwariował na chwilę. To minie.

– A jeśli nie minie? – spytałam cicho.

– Wtedy musisz pomyśleć o sobie. O swoim szczęściu.

Nie potrafiłam jednak przestać myśleć o Marku i Julii. Wyobrażałam sobie ich razem: on opowiada jej o swoich młodzieńczych marzeniach, ona śmieje się i patrzy na niego z zachwytem. Czy naprawdę można zakochać się po czterdziestce tak mocno, że zapomina się o wszystkim?

W pracy zaczęły się plotki. Ktoś widział Marka z Julią w kawiarni na Nowym Świecie. Koleżanka z biura rzuciła mi współczujące spojrzenie i powiedziała: – Trzymaj się, Kinga.

Czułam się upokorzona. Ola zadzwoniła któregoś wieczoru i od razu wyczuła coś nie tak.

– Mamo, co się dzieje?

Nie chciałam jej martwić, ale nie potrafiłam kłamać.

– Tata… tata ma kogoś innego.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Kogo? – spytała Ola cicho.

– Dziewczynę… dużo młodszą od siebie.

Ola przyjechała następnego dnia. Wpadła do mieszkania jak burza i zaczęła krzyczeć na Marka:

– Jak mogłeś to zrobić mamie? Jak mogłeś to zrobić nam?

Marek milczał. Widziałam łzy w jego oczach, ale nie umiałam już współczuć.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Marek coraz częściej wychodził wieczorami, ja zamykałam się w sypialni z książką albo serialem. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Pewnego dnia znalazłam na stole list od Marka:

„Kingo,
Nie potrafię już dłużej udawać. Kocham Julię i chcę spróbować z nią życia. Wiem, że cię ranię i nigdy sobie tego nie wybaczę. Proszę cię tylko o jedno: nie nienawidź mnie całkiem.
Marek”

Zawalił mi się świat. Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Magda przychodziła codziennie i próbowała mnie pocieszać.

– Kinga, dasz radę. Jesteś silniejsza niż myślisz.

Ale ja czułam się jak pestka wrzucona do wiadra pełnego zimnej wody – samotna i bezużyteczna.

Minęły miesiące. Zaczęłam chodzić na terapię. Powoli uczyłam się żyć bez Marka. Czasem spotykam go przypadkiem na ulicy – wygląda starzej, jakby coś go przygniatało. Julia już dawno zniknęła z jego życia.

Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć taki grzech? Czy można odbudować siebie po zdradzie? A może każdy z nas nosi w sobie własne orzechy i pestki – sekrety i żale, które nigdy nie pozwalają nam być naprawdę szczęśliwymi?