Po dwudziestu latach małżeństwa mąż odszedł do młodszej. Ale to, kto pierwszy podał mi rękę, zmieniło wszystko…
– Naprawdę? Po tylu latach? – mój głos był cichy, prawie bezdźwięczny, kiedy Janek stał w progu z walizką. W jego oczach nie było już czułości, tylko coś na kształt ulgi i… wstydu? – Przepraszam, Aniu. Zakochałem się. To nie twoja wina. Po prostu… muszę spróbować jeszcze raz być szczęśliwy.
Nie pamiętam, jak długo siedziałam na kanapie z pustym wzrokiem. Łzy nie płynęły. W środku byłam jak zamarznięta. Słyszałam jeszcze, jak zamyka drzwi. Potem była cisza. Tylko zegar tykał na ścianie, jakby odliczał czas do końca starego życia.
Telefon dzwonił kilka razy – mama, siostra, nawet sąsiadka z dołu. Nie odebrałam. Nie chciałam słuchać współczucia ani rad. Przez pierwsze godziny nie ruszyłam się z miejsca. Dopiero wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. Pomyślałam: „Pewnie mama, nie odpuści”. Ale kiedy otworzyłam, zobaczyłam… Magdę.
Magda – moja była przyjaciółka. Od lat nie rozmawiałyśmy, odkąd pokłóciłyśmy się o głupoty przy okazji komunii naszych dzieci. Przyszła bez zapowiedzi, z butelką wina i pudełkiem lodów.
– Wiem, że mnie pewnie nie chcesz widzieć – powiedziała cicho – ale usłyszałam od Ewy, co się stało. Mogę wejść?
Nie odpowiedziałam. Po prostu odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. Usiadłyśmy w kuchni. Magda nalała nam po kieliszku i przez chwilę milczałyśmy.
– Wiesz – zaczęła – ja też przez to przeszłam. Może nie po dwudziestu latach, ale wiem, jak to boli.
Wtedy pękłam. Łzy popłynęły same. Magda objęła mnie mocno i pierwszy raz od wielu godzin poczułam, że oddycham.
Przez kolejne dni Magda była przy mnie niemal non stop. Pomagała mi ogarnąć dom, robiła zakupy, gotowała rosół, który zawsze poprawiał mi humor. Mój syn Bartek wrócił z uczelni i patrzył na mnie z troską, ale był zagubiony. – Mamo, co teraz będzie? – pytał wieczorami.
Nie wiedziałam.
Najgorsze przyszło po tygodniu. Janek przyszedł po swoje rzeczy. Próbował być uprzejmy, nawet zaproponował, że zostawi mi samochód i większą część oszczędności.
– Nie chcę twoich pieniędzy – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Chcę tylko spokoju.
Wtedy Bartek wybuchł:
– Tata! Jak mogłeś?!
Janek spuścił głowę i wyszedł bez słowa.
Wieczorem zadzwoniła teściowa:
– Aniu, wiem, że Janek narozrabiał… Ale nie odwracaj się od nas. Jesteś dla mnie jak córka.
Nie potrafiłam jej nienawidzić. Ale czułam się zdradzona przez wszystkich.
Magda próbowała mnie wyciągnąć z domu:
– Chodź na spacer! Albo do kina! Nie możesz tak siedzieć i się zamartwiać.
Nie chciałam ludzi. Ale poszłam.
W kinie spotkałyśmy Ewę – wspólną znajomą z dawnych lat.
– Anka! Co za spotkanie! Słyszałam o Janku…
Zacisnęłam pięści. Każdy wiedział szybciej ode mnie.
Po powrocie do domu Bartek czekał na mnie w kuchni:
– Mamo… Tata dzwonił. Chce się spotkać.
– I co mu powiedziałeś?
– Że nie wiem, czy chcę go widzieć.
Zrobiło mi się żal syna. To nie on powinien wybierać między rodzicami.
Następne tygodnie były jak życie pod wodą – wszystko działo się jakby obok mnie. Praca w szkole dawała mi chwilowe ukojenie – dzieciaki nie pytały o Janka, nie patrzyły z litością.
Pewnego dnia Magda przyszła z wiadomością:
– Anka… muszę ci coś powiedzieć.
Popatrzyłam na nią pytająco.
– Ta kobieta… ta młodsza… To moja kuzynka. Wiedziałam od początku, ale bałam się ci powiedzieć.
Zamarłam.
– Dlaczego mi to robisz? Dlaczego wszyscy wiedzieli oprócz mnie?!
Magda rozpłakała się:
– Przepraszam! Nie chciałam cię ranić jeszcze bardziej…
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po parku. Czułam się jak bohaterka kiepskiego serialu – zdradzona przez męża i przyjaciółkę jednocześnie.
Wieczorem Bartek usiadł obok mnie na kanapie:
– Mamo… Może powinnaś pogadać z tatą? Zamknąć ten rozdział?
Zadzwoniłam do Janka następnego dnia:
– Spotkajmy się.
Usiedliśmy w kawiarni przy rynku. Janek wyglądał na starszego niż miesiąc temu.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho. – Ale naprawdę zakochałem się w Kasi…
– Wiem już wszystko – przerwałam mu chłodno. – Chcę tylko jednego: żeby Bartek nie musiał wybierać między nami.
Janek skinął głową ze łzami w oczach.
Wróciłam do domu i długo patrzyłam w lustro. Kim jestem bez Janka? Bez naszej rodziny?
Magda przyszła jeszcze tego wieczoru:
– Anka… Jeśli chcesz mnie znienawidzić, rozumiem. Ale jestem tu dla ciebie.
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu.
W końcu powiedziałam:
– Nie wiem jeszcze, czy potrafię ci wybaczyć. Ale dziękuję, że byłaś przy mnie wtedy, kiedy nikt inny nie miał odwagi zapukać do moich drzwi.
Minęły miesiące. Powoli uczyłam się żyć na nowo – sama ze sobą i dla siebie. Zaczęłam chodzić na jogę, zapisałam się na kurs fotografii. Bartek wrócił do swojego życia studenckiego, a ja pierwszy raz od lat poczułam… spokój?
Czasem myślę: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się odbudować siebie po takim trzęsieniu ziemi? A może najważniejsze to nauczyć się ufać sobie – nawet jeśli świat wokół wali się w gruzy?