Babcia znikąd – historia jednej nocy, która zmieniła wszystko

— Jezu, kto tam, oszalał czy co? Tak wcześnie! — burknęłam, przewracając się na drugi bok. Dzwonek nie ustawał. Natrętny, niecierpliwy, jakby ktoś za drzwiami przegrywał walkę z czasem. Wściekła, narzuciłam szlafrok i podeszłam do drzwi. Była 4:17 nad ranem, 30 kwietnia, Warszawa spała jeszcze głębokim snem. Ja też powinnam spać — po trzech nocach bez odpoczynku czułam się jak zombie.

Otworzyłam drzwi z impetem, gotowa zrugać każdego, kto śmie zakłócać mój spokój o tej porze. Na klatce stała starsza kobieta w wyblakłym płaszczu i zniszczonych butach. Trzymała w ręku plastikową reklamówkę, a jej twarz była dziwnie znajoma, choć nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

— Przepraszam… — zaczęła cicho. — Czy to mieszkanie państwa Nowaków?

— Tak… — odpowiedziałam niepewnie. — Ale kim pani jest?

Kobieta spojrzała na mnie z takim bólem w oczach, że aż cofnęłam się o krok.

— Jestem twoją babcią, Marto.

Zamarłam. Moja babcia zmarła dziesięć lat temu. Przynajmniej tak mi powiedziano. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, kobieta weszła do środka, jakby znała każdy kąt tego mieszkania.

— Przepraszam, że tak nagle… Nie miałam dokąd pójść — powiedziała, siadając na kanapie.

Patrzyłam na nią oszołomiona. W głowie miałam mętlik: czy to jakiś żart? Może pomyliła adres? Ale ona znała moje imię. I spojrzenie… coś w nim było znajomego.

— Moja babcia umarła — powiedziałam ostrożnie.

— Tak ci powiedziano — odpowiedziała cicho. — Ale to nieprawda. Twój ojciec… on chciał mnie wymazać z waszego życia.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Słyszałam tylko tykanie zegara i własne przyspieszone bicie serca.

— Dlaczego teraz? — zapytałam w końcu. — Po tylu latach?

Babcia spuściła wzrok.

— Bo jestem chora. I boję się umrzeć sama. Chciałam cię zobaczyć… choć raz.

W tej chwili poczułam mieszankę gniewu i współczucia. Chciałam ją wyrzucić za drzwi, ale coś mnie powstrzymało. Może to była ciekawość? A może samotność, która od miesięcy była moją jedyną towarzyszką?

Usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiadała mi o swoim życiu: o wojnie, o miłości do dziadka, którego nigdy nie poznałam, o błędach, które popełniła jako matka mojego ojca. Słuchałam jej historii z niedowierzaniem i coraz większym żalem.

— Twój ojciec nigdy mi nie wybaczył — powiedziała w pewnym momencie. — Zrobiłam coś strasznego… Zostawiłam go, gdy miał dziesięć lat. Uciekłam z innym mężczyzną.

Poczułam, jak narasta we mnie złość. Mój ojciec był zimnym człowiekiem, nigdy nie okazywał uczuć. Teraz zaczynałam rozumieć dlaczego.

— Dlaczego wróciłaś dopiero teraz? — zapytałam z goryczą.

Babcia zaczęła płakać. Jej łzy spływały po pomarszczonych policzkach.

— Bo przez całe życie byłam tchórzem — wyszeptała. — Ale teraz już nie mam nic do stracenia.

Siedziałyśmy tak do rana. W pewnym momencie zadzwonił mój ojciec. Zawsze dzwonił rano, żeby sprawdzić, czy żyję i czy nie zapomniałam zapłacić rachunków.

— Tata… — zaczęłam niepewnie. — Musisz przyjechać… To ważne.

Przyjechał po godzinie. Gdy zobaczył matkę w moim mieszkaniu, pobladł jak ściana.

— Co ona tu robi?! — krzyknął.

— Przyszła do mnie… — odpowiedziałam cicho.

Między nimi rozegrała się scena pełna wyrzutów i łez. Ojciec krzyczał, babcia błagała o przebaczenie. Ja patrzyłam na nich i czułam się jak dziecko w środku burzy rodzinnych sekretów.

W końcu ojciec wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami. Babcia została ze mną jeszcze kilka dni. Każdego wieczoru opowiadała mi kolejne historie z przeszłości: o tym, jak bardzo żałuje swoich decyzji, jak bardzo kochała mojego ojca i jak bardzo chciałaby cofnąć czas.

Zaczęłam jej współczuć. Zrozumiałam, że każdy ma swoje powody i swoje rany. Że czasem łatwiej jest uciec niż zostać i walczyć o rodzinę.

Babcia zmarła dwa tygodnie później w szpitalu na Banacha. Byłam przy niej do końca. Trzymałam ją za rękę i słuchałam jej ostatnich słów:

— Przepraszam…

Po jej śmierci długo nie mogłam dojść do siebie. Ojciec przestał się odzywać na kilka miesięcy. Nasza rodzina rozpadła się jeszcze bardziej niż wcześniej.

Czasem myślę o tej nocy i zastanawiam się: czy gdybym wtedy nie otworzyła drzwi, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawić błędy przeszłości? Czy przebaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy rany są tak głębokie?

Może każdy z nas nosi w sobie jakąś tajemnicę i czeka na kogoś, kto odważy się zapukać do drzwi…