Dzwonek do drzwi, łzy teściowej i prawda, której nigdy nie chciałam znać – Historia jednej nocy, która zburzyła nasze życie
– Otwórz, proszę… – głos mojej teściowej drżał tak, jakby zaraz miała się rozpaść na kawałki. Stała w progu, z rozmazanym makijażem i czerwonymi oczami. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić – czy przytulić ją, czy zapytać, co się stało.
– Mamo, co się dzieje? – zapytałam cicho, czując jak serce wali mi w piersi.
– On… on wszystko zabrał… – wyszeptała, a potem osunęła się na podłogę, jakby nagle zabrakło jej sił.
Zamknęłam drzwi i pomogłam jej wstać. W salonie usiadła na kanapie i zaczęła płakać jeszcze głośniej. Moje dzieci wybiegły z pokoju, patrząc na babcię z przerażeniem. Musiałam je odesłać do siebie, choć najchętniej sama uciekłabym przed tym wszystkim.
– Kto zabrał? – spytałam, choć już czułam, że odpowiedź będzie bolała.
– Ta kobieta… ta… jego kochanka… – wykrztusiła przez łzy. – Twój teść… on… on wszystko jej oddał! Oszczędności, biżuterię po mojej mamie… Nawet dom przepisał na nią!
Poczułam, jak świat wiruje. Przez piętnaście lat byłam przekonana, że nasza rodzina jest silna. Owszem, były kłótnie, były ciche dni i żale, ale nigdy nie sądziłam, że coś takiego może nas spotkać.
Teść zawsze był powściągliwy, czasem szorstki, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby zdradzić swoją żonę. A już na pewno nie wyobrażałam sobie, że zostawi ją z niczym.
– Musisz zadzwonić do Pawła – powiedziała teściowa. – Ja nie mam siły…
Mój mąż wrócił późno tego dnia. Gdy tylko wszedł do domu i zobaczył matkę w takim stanie, pobladł.
– Co się stało? – spytał nerwowo.
– Twój ojciec… – zaczęłam cicho. – Mamo, powiedz mu sama.
Teściowa długo nie mogła wydusić z siebie słowa. W końcu jednak opowiedziała wszystko: o tym, jak od miesięcy czuła się ignorowana, jak teść coraz częściej znikał wieczorami. O tajemniczych telefonach i o tym, że kilka dni temu znalazła w jego rzeczach listy miłosne podpisane przez „Kasię”.
– Myślałam, że to tylko przelotny romans – mówiła przez łzy. – Ale dziś rano dostałam pismo od notariusza. Dom już nie należy do nas. Wszystko jest na nią…
Paweł siedział w milczeniu. Widziałam w jego oczach gniew i bezradność.
– Zadzwonię do niego – powiedział w końcu. – Muszę usłyszeć to od niego.
Rozmowa była krótka i brutalna.
– Tato… co ty zrobiłeś? – Paweł krzyczał do słuchawki. – Jak mogłeś zostawić mamę bez niczego? Jak mogłeś oddać dom obcej kobiecie?
Nie słyszałam odpowiedzi teścia, ale widziałam jak Paweł coraz bardziej blednie.
– On mówi, że to jego życie i ma prawo być szczęśliwy – powiedział po chwili z niedowierzaniem. – Że mama nigdy go nie rozumiała…
W tamtej chwili poczułam coś dziwnego: gniew na teścia, współczucie dla teściowej i strach o naszą rodzinę. Bo jeśli po tylu latach można tak po prostu odejść i zostawić wszystko za sobą… to czy ja mogę być pewna czegokolwiek?
Następne dni były jak koszmar. Teściowa zamieszkała u nas. Była cieniem samej siebie: nie jadła, nie spała, całymi dniami siedziała w jednym miejscu i patrzyła w okno. Dzieci pytały mnie szeptem: „Mamo, czy babcia będzie już zawsze smutna?”
Paweł próbował rozmawiać z ojcem jeszcze kilka razy. Bez skutku. Teść był nieugięty: nowa kobieta była dla niego wszystkim. Stara rodzina przestała istnieć.
Zaczęły się problemy finansowe. Teściowa nie miała gdzie wrócić – dom był już sprzedany. Musieliśmy pomagać jej ze wszystkim: rachunkami, zakupami, nawet lekami na uspokojenie.
W domu narastało napięcie. Paweł coraz częściej zamykał się w sobie. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto ma odebrać dzieci ze szkoły, kto ma zrobić zakupy, kto ma posprzątać po obiedzie.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.
– Paweł… ja też już nie daję rady! – wybuchłam płaczem. – Twoja mama jest załamana, dzieci są przestraszone… Ja się boję! Boję się o nas!
Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Myślisz, że mi jest łatwo? To mój ojciec! Zdradził nas wszystkich! Nie wiem już nawet, kim jestem…
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potem Paweł wyszedł z domu i długo nie wracał.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to wszystko naprawdę dzieje się nam? Czy można odbudować rodzinę po czymś takim? Czy kiedyś znów będziemy szczęśliwi?
Kilka tygodni później przyszło pismo z sądu: teściowa miała opuścić dom w ciągu siedmiu dni. To był gwóźdź do trumny jej dawnego życia.
Pomagaliśmy jej znaleźć nowe mieszkanie socjalne. Przeprowadzka była bolesna: każda rzecz przypominała jej o dawnym życiu z mężem. Każda filiżanka była wspomnieniem świąt spędzonych razem.
Pewnej nocy usiadłam przy niej na kanapie.
– Mamo… musisz spróbować żyć dalej – powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie pustym wzrokiem.
– A jeśli już nie potrafię? Jeśli wszystko we mnie umarło?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Minęły miesiące. Teściowa powoli zaczęła wracać do życia: zapisała się na zajęcia dla seniorów, poznała nowe koleżanki. Ale blizny zostały.
Nasza rodzina też się zmieniła. Zaufanie między mną a Pawłem zostało nadszarpnięte – nie przez naszą winę, ale przez strach przed powtórką tej historii.
Czasem patrzę na nasze dzieci i zastanawiam się: czy one też kiedyś będą musiały zmierzyć się z taką zdradą? Czy można nauczyć je ufać ludziom?
Dziś wiem jedno: życie potrafi runąć w jednej chwili. Ale czy można je odbudować na nowo? Czy po zdradzie można jeszcze wierzyć w rodzinę?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę?