„Nie chcę być twoją lalką”: Jak moja mama zniszczyła więź z moją córką, próbując ją ubierać po swojemu

– Znowu nie założyła tej bluzki! – głos mojej mamy rozległ się w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Było zimno, listopadowy wieczór, a ja wracałam z pracy z ciężką głową. Wiedziałam już, co mnie czeka – kolejna kłótnia o ubrania.

Moja córka, Zosia, siedziała skulona przy stole, dłubiąc widelcem w ziemniakach. Mama stała nad nią z miną obrażonej królowej. – Przecież się starałam! – powtórzyła, jakby to miało zamknąć temat.

– Mamo, prosiłam cię… – zaczęłam spokojnie, ale ona już była w swoim żywiole.

– Ty ją rozpuściłaś! Za moich czasów dzieci nie miały nic do gadania. Dostała bluzkę – powinna być wdzięczna! – jej głos podnosił się z każdym słowem.

Zosia spojrzała na mnie błagalnie. Miała trzynaście lat i własny styl: szerokie spodnie, bluzy z nadrukami, czasem kolorowe włosy. Mama tego nie rozumiała. Kupowała jej ubrania jak dla siebie: sztywne spódnice, sweterki w kwiatki, rajstopy w romby. Wszystko z bazaru albo z tanich sklepów w centrum miasta.

– Babciu, ja nie lubię takich rzeczy… – Zosia wyszeptała.

– Bo jesteś niewdzięczna! – wybuchła mama. – Ja całe życie oszczędzałam, żebyście miały co jeść i w co się ubrać! A ty…

Poczułam znajome ukłucie winy. Przecież ja też byłam tak wychowywana. W latach 90., w małym miasteczku pod Radomiem, nie było pieniędzy na modne ubrania. Mama szyła mi spodnie ze starych zasłon, a kurtki dostawałam po kuzynkach. Zawsze za duże, zawsze niemodne. Wstydziłam się w szkole, ale nie miałam wyboru.

Teraz mogłam dać Zosi więcej swobody. Chciałam, żeby była sobą. Ale dla mamy to był dowód mojej słabości jako matki.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam jeszcze raz.

– Nie! – przerwała mi ostro. – Jak tak dalej pójdzie, wyrośnie na egoistkę! Ty jej na wszystko pozwalasz!

Zosia wybiegła do swojego pokoju. Usłyszałam trzask drzwi i jej cichy płacz. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Widzisz? To przez ciebie.

Wieczorem usiadłam na łóżku Zosi. Miała czerwone oczy i ściskała w ręku ulubioną bluzę z logo zespołu rockowego.

– Przepraszam cię za babcię – powiedziałam cicho.

– Czemu ona mnie nie lubi? – zapytała Zosia przez łzy.

– Lubi cię. Tylko… nie umie inaczej okazywać troski.

Zosia spojrzała na mnie poważnie:

– Ale ja nie chcę być jej lalką.

Te słowa zostały ze mną na długo.

Następnego dnia mama przyszła z kolejną torbą ubrań. Tym razem były tam dwie sukienki w groszki i sweter z cekinami.

– Zobaczcie, jakie ładne! – powiedziała z entuzjazmem.

Zosia nawet nie spojrzała.

– Nie będę tego nosić – rzuciła twardo i wyszła do szkoły.

Mama usiadła ciężko na krześle i zaczęła płakać. Nigdy wcześniej tego nie widziałam.

– Po co ja się staram? Po co? – łkała. – Wszystko na nic…

Próbowałam ją pocieszyć:

– Mamo, ona po prostu ma inny gust. To normalne…

– Ty zawsze ją bronisz! Nigdy mnie!

Wtedy pękło we mnie coś starego i bolesnego.

– Mamo, całe życie robiłaś wszystko po swojemu. Nigdy mnie nie pytałaś, czego chcę. Teraz robisz to samo z Zosią. Ona nie jest tobą!

Mama spojrzała na mnie zaskoczona i przez chwilę milczała.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama przestała przychodzić tak często. Zosia odżyła – zaczęłyśmy razem chodzić na zakupy do galerii w Radomiu, wybierałyśmy ubrania według jej gustu. Czasem pozwalałam jej kupić coś szalonego: neonowe buty albo kurtkę w panterkę.

Ale mama nie odpuszczała tak łatwo. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wieczorem:

– Wiesz co? Sąsiadka mówiła mi, że twoja córka chodzi po mieście jak chłopak! Wstyd mi za was!

Poczułam gniew:

– Mamo, to jej życie. Pozwól jej być sobą!

Rozłączyła się bez słowa.

Wkrótce potem przyszły święta Bożego Narodzenia. Wiedziałam już, że będzie ciężko. Mama przyszła z prezentami – oczywiście kolejne ubrania dla Zosi.

Przy stole panowała napięta cisza. W końcu mama wybuchła:

– Kiedyś dzieci szanowały rodziców! Teraz tylko fochy i stroje!

Zosia spojrzała na nią spokojnie:

– Babciu, ja cię kocham, ale nie chcę nosić tych rzeczy. Chcę być sobą.

Mama pobladła i wyszła do kuchni.

Po kolacji usiadłyśmy we trzy przy herbacie. Mama milczała długo, aż w końcu powiedziała cicho:

– Może rzeczywiście przesadzam… Ale ja nie umiem inaczej okazywać miłości.

Zosia uśmiechnęła się smutno:

– Możesz po prostu być ze mną. Pogadać czasem o czymś innym niż ubrania?

Mama skinęła głową i pierwszy raz od dawna zobaczyłam w jej oczach łzy wzruszenia, a nie gniewu.

Od tamtej pory jest lepiej – choć nie idealnie. Mama czasem jeszcze przynosi jakieś drobiazgi, ale już pyta Zosię o zdanie. Zosia nauczyła się mówić „nie” bez poczucia winy. Ja nauczyłam się stawiać granice.

Czasem myślę: czy naprawdę tak trudno jest pozwolić dziecku być sobą? Czy musimy powtarzać błędy naszych rodziców? Może miłość to właśnie akceptacja inności?