Idealny kandydat na męża – historia Oli

Ola stała przy oknie i patrzyła na opustoszały podwórzec. Ubity śnieg pokrywał się połyskującym pyłem od petard, a na nagich gałązkach krzewów wisiały strzępki świątecznej lamety. Miasto wydawało się wymarłe. Wszyscy spali po długiej, wyczerpującej sylwestrowej nocy. W środku czułam taką samą pustkę. Jak mogłam się tak pomylić? Dlaczego nie wyczułam fałszu? Teraz wiele rzeczy wydawało się oczywistych, ale wtedy… wtedy widziałam tylko to, co chciałam widzieć.

W kuchni cicho brzęczał czajnik, a mama krzątała się przy stole, udając, że nie zauważa mojej obecności. Od kilku tygodni nasze rozmowy ograniczały się do minimum. Czułam jej rozczarowanie mną, choć nie wypowiedziała ani słowa. „Ola, kiedy w końcu zaczniesz myśleć rozsądnie?” – powtarzała mi przez całe dzieciństwo. Teraz jej milczenie bolało bardziej niż te wszystkie napomnienia.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Poznałam Michała na uczelni, podczas wykładów z psychologii społecznej. Był czarujący, elokwentny, zawsze uśmiechnięty. Miał w sobie coś, co przyciągało ludzi – pewność siebie i spokój. Moje koleżanki od razu zwróciły na niego uwagę, ale to mnie zaprosił na kawę po zajęciach. „Olu, jesteś inna niż wszystkie” – powiedział wtedy, patrząc mi głęboko w oczy. Uwielbiałam te nasze rozmowy do późna, spacery po Krakowie i jego czułe gesty. Wszystko wydawało się takie proste i piękne.

Mama była zachwycona. „Wreszcie ktoś odpowiedni!” – mówiła z dumą do ciotki przez telefon. Michał miał dobrą pracę w banku, pochodził z porządnej rodziny z Katowic, był kulturalny i uprzejmy. Idealny kandydat na męża – powtarzała mi sąsiadka, pani Zofia, kiedy spotykałyśmy się na klatce schodowej. Nawet tata, który zwykle był powściągliwy w ocenach, przyznał: „Chłopak ma głowę na karku”.

Przez chwilę uwierzyłam, że wszystko się ułoży. Że jestem szczęśliwa. Że to właśnie jest ta miłość, o której marzyłam jako nastolatka. Ale z czasem zaczęły pojawiać się drobne rysy na tym idealnym obrazie. Michał coraz częściej krytykował moje wybory – od ubrań po znajomych. „Po co ci ta Magda? Przecież ona tylko ci zazdrości” – mówił z przekąsem. Zaczęłam rezygnować ze spotkań z przyjaciółkami, bo wiedziałam, że Michał będzie niezadowolony.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Michał czekał na mnie pod drzwiami mojego mieszkania. Był wściekły. „Gdzie byłaś? Dlaczego nie odbierałaś telefonu?” – krzyczał tak głośno, że sąsiadka zza ściany zaczęła stukać w kaloryfer. Próbowałam mu tłumaczyć, że byłam u Magdy, że straciłam poczucie czasu, ale on nie chciał słuchać. „Nie szanujesz mnie!” – rzucił i trzasnął drzwiami.

Od tego dnia wszystko zaczęło się psuć. Michał coraz częściej wybuchał gniewem z byle powodu. Potrafił przez kilka dni nie odzywać się do mnie, a potem nagle przynosił kwiaty i przepraszał. „Wiesz, że cię kocham” – powtarzał szeptem do mojego ucha. Chciałam wierzyć, że to tylko chwilowe trudności, że każda para przechodzi kryzysy.

Mama zaczęła coś podejrzewać. Pewnego popołudnia usiadła naprzeciwko mnie w kuchni i powiedziała cicho: „Ola, widzę, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć prawdę”. Ale ja tylko pokręciłam głową i uciekłam do swojego pokoju. Wstydziłam się przyznać do porażki.

W sylwestrową noc Michał przyszedł do nas na kolację. Wszyscy byli w świetnych humorach – śmialiśmy się, wspominaliśmy stare czasy, oglądaliśmy zdjęcia z dzieciństwa. Mama patrzyła na nas z dumą i nadzieją w oczach. Ale ja czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu.

Po północy wyszliśmy na dwór obejrzeć fajerwerki. Michał złapał mnie za rękę i szepnął: „Chodźmy na chwilę sami”. Zaprowadził mnie za blok i nagle zaczął mówić o ślubie. „Olu, chcę żebyś została moją żoną” – powiedział poważnie i wręczył mi pierścionek. Powinnam była być szczęśliwa… Ale poczułam tylko strach i ciężar odpowiedzialności.

Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Michał spał jeszcze obok mnie, a ja patrzyłam na jego twarz i zastanawiałam się: czy naprawdę go kocham? Czy chcę spędzić z nim resztę życia? Czy jestem gotowa poświęcić siebie dla tej relacji?

Wyszłam z mieszkania i poszłam przed siebie przez opustoszałe miasto. Śnieg skrzypiał pod butami, a ja czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Przypomniałam sobie wszystkie chwile szczęścia i wszystkie momenty zwątpienia. Wiedziałam już wtedy, że muszę podjąć decyzję.

Wieczorem zadzwoniłam do Magdy i poprosiłam ją o spotkanie. Siedziałyśmy długo w jej kuchni przy herbacie z cytryną i rozmawiałyśmy o wszystkim – o marzeniach, o strachu przed samotnością, o presji rodziny i oczekiwaniach społeczeństwa. Magda spojrzała mi prosto w oczy: „Ola, nie możesz żyć dla innych. Musisz być szczęśliwa sama ze sobą”.

Wróciłam do domu późno w nocy. Michał czekał na mnie w salonie.
– Gdzie byłaś? – zapytał chłodno.
– Musimy porozmawiać – odpowiedziałam spokojnie.
Przez godzinę tłumaczyłam mu wszystko: moje wątpliwości, lęki i to, że nie jestem gotowa na ślub ani na życie według jego zasad.
Michał milczał przez dłuższą chwilę.
– Myślałem, że jesteś inna – powiedział w końcu i wyszedł bez słowa.

Mama płakała przez całą noc.
– Ola… przecież on był taki dobry…
– Mamo, ja już nie chcę żyć według twoich oczekiwań – odpowiedziałam cicho.

Minęły tygodnie zanim znów zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać normalnie. Tata długo nie odzywał się do mnie ani słowem – chyba był rozczarowany moją decyzją bardziej niż mama.

Dziś wiem jedno: nie można budować szczęścia na cudzych oczekiwaniach i pozorach. Czasem trzeba mieć odwagę powiedzieć „nie”, nawet jeśli wszyscy wokół sądzą inaczej.

Czy naprawdę jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka? A może sami siebie oszukujemy najbardziej?