Dlaczego babcia już nie przychodzi? Cisza, która boli w domu
– Mamo, a kiedy babcia Zosia znowu przyjdzie? – zapytał dziś rano Staś, patrząc na mnie wielkimi, smutnymi oczami. Zamarłam. Słowa ugrzęzły mi w gardle, a serce ścisnęło się boleśnie. Jak mam wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, że jego ukochana babcia nagle przestała się pojawiać? Że nie ma już wspólnych niedzielnych obiadów, ciepłych naleśników i opowieści o czasach, gdy była młoda?
Od sześciu miesięcy w naszym domu panuje cisza, której nie potrafię zagłuszyć. Cisza po babci. Zofia – moja teściowa – była zawsze obecna. Nawet jeśli czasem się sprzeczałyśmy, to dzieci ją uwielbiały. A teraz… teraz nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomości. Ostatni raz widzieliśmy ją w styczniu, kiedy przyszła z prezentami na urodziny Marysi. Pamiętam jej uśmiech, czułość w oczach, gdy tuliła wnuki. I pamiętam też tamten wieczór – kłótnię, której nie potrafię sobie wybaczyć.
– Marta, nie możesz tak ciągle krytykować Piotra – powiedziała wtedy Zofia cicho, ale stanowczo. – On ciężko pracuje, a ty tylko narzekasz.
– Ja narzekam? – wybuchłam. – Może gdyby pani syn więcej pomagał w domu, nie musiałabym!
Piotr milczał. Jak zwykle. Zofia spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszła bez słowa. Od tamtej pory nie pojawiła się już ani razu.
Przez pierwsze tygodnie myślałam, że jej przejdzie. Że zadzwoni, napisze, przyjdzie jak zawsze z ciastem i udamy, że nic się nie stało. Ale mijały kolejne dni i tygodnie. Dzieci pytały coraz częściej. Piotr zamknął się w sobie jeszcze bardziej.
– Może powinnaś do niej zadzwonić? – rzucił kiedyś niechętnie.
– Próbowałam! – odpowiedziałam z rozpaczą. – Nie odbiera.
W domu narastało napięcie. Staś zaczął moczyć się w nocy. Marysia przestała rysować babci laurki. Ja coraz częściej płakałam po nocach, żeby dzieci nie widziały.
W pracy też było coraz gorzej. Szefowa zwróciła mi uwagę na spóźnienia i roztargnienie. Koleżanki pytały: „Co się dzieje?”. Ale jak im powiedzieć, że rozpada mi się rodzina przez milczenie jednej osoby?
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do Zofii. Stałam pod jej drzwiami z bukietem tulipanów i sercem w gardle. Długo nie otwierała. W końcu usłyszałam jej kroki.
– Czego chcesz? – zapytała chłodno.
– Chcę porozmawiać… Dzieci za tobą tęsknią…
– Ja też tęsknię – odpowiedziała cicho, ale nie otworzyła drzwi szerzej. – Ale nie mogę tak dalej.
– Dlaczego? Przecież to tylko kłótnia…
– Nie rozumiesz… Ty nigdy mnie nie słuchałaś.
Stałam tam jeszcze chwilę, próbując coś powiedzieć, ale drzwi zamknęły się powoli przed moją twarzą.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Piotr nawet nie zapytał, jak poszło. Siedział przy komputerze i udawał, że pracuje.
Wieczorem usiadłam przy łóżku Stasia.
– Babcia już nas nie kocha? – zapytał szeptem.
– Kocha… tylko czasem dorośli się kłócą i potrzebują czasu – odpowiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.
Zaczęłam analizować wszystko od początku. Może rzeczywiście byłam dla niej zbyt ostra? Może za bardzo chciałam mieć rację? Ale przecież to ona zawsze stawała po stronie Piotra…
Z czasem zaczęłam zauważać, jak bardzo brak Zofii wpływa na nas wszystkich. Piotr stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie, dzieci smutniejsze. Ja czułam się coraz bardziej samotna i winna.
Pewnego dnia Marysia wróciła ze szkoły zapłakana.
– Mama Oli powiedziała, że babcie zawsze kochają swoje wnuki i nigdy ich nie zostawiają…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy razem.
W weekend postanowiłam spróbować jeszcze raz. Tym razem zabrałam ze sobą dzieci.
– Babciu! – krzyknął Staś, gdy tylko zobaczył Zofię przez okno.
Zofia otworzyła drzwi i spojrzała na nas długo. W jej oczach zobaczyłam łzy.
– Dzieci… – wyszeptała i przytuliła je mocno.
Stałam z boku, czując ulgę i żal jednocześnie.
– Mamo… przepraszam za wszystko – powiedziałam cicho.
Zofia spojrzała na mnie z bólem.
– Ja też przepraszam… Ale muszę nauczyć się stawiać granice. Nie chcę być tylko „babcią na telefon”. Chcę być częścią waszego życia, ale nie kosztem siebie.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zrozumiałam wtedy, że każda relacja wymaga pracy i szacunku dla granic drugiej osoby.
Od tamtej pory powoli odbudowujemy nasze relacje. Nie jest łatwo – czasem znów pojawiają się spięcia i niedomówienia. Ale dzieci znów mają swoją babcię, a ja nauczyłam się słuchać i prosić o wybaczenie.
Czasem wieczorami siadam sama w kuchni i myślę: ile rodzinnych ciszy można by uniknąć, gdybyśmy umieli rozmawiać szczerze? Czy naprawdę musimy czekać aż coś się rozpadnie, żeby zacząć naprawiać?