Babcia zmusza mnie do dzielenia mieszkania z bratem. Na początku myślałam, że to żart.
– Nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz mi, że się zgadzasz – babcia patrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, który zawsze sprawiał, że czułam się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.
– Babciu, przecież to absurd! – próbowałam się bronić, choć wiedziałam, że nie mam szans. – Michał ma trzydzieści lat, od pięciu nie rozmawialiśmy. On nawet nie wie, gdzie mieszkam!
– Teraz już wie – odpowiedziała spokojnie. – I przyjdzie tu jutro. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Ja nie odejdę spokojnie z tego świata, dopóki nie zobaczę was razem pod jednym dachem.
Wiedziałam, że babcia jest uparta. Ale żeby aż tak? Przecież Michał zawsze był tym, który znikał bez słowa, który potrafił przez miesiące nie odbierać telefonu. Ja byłam tą odpowiedzialną – tą, która skończyła studia, znalazła pracę w Warszawie i kupiła kawalerkę na Bemowie. On… on był wiecznym chłopcem. Zmieniał prace jak rękawiczki, mieszkał kątem u znajomych albo u mamy, a potem nagle wyjechał do Anglii i kontakt się urwał.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo nie chcę wracać do przeszłości. Do tych wszystkich kłótni o pieniądze, o to, kto ma rację, o to, kto bardziej zawiódł rodziców. Ale babcia była chora. Wiedziałam, że jeśli odmówię, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Następnego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Michał stał na progu z plecakiem i miną zbitego psa.
– Cześć, Anka – powiedział cicho. – Mogę wejść?
Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ale babcia patrzyła na mnie z kanapy w salonie i wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.
– Wchodź – mruknęłam.
Pierwsze dni były koszmarem. Michał zostawiał brudne naczynia w zlewie, nie spuszczał wody w toalecie, a jego rzeczy walały się po całym mieszkaniu. Próbowałam rozmawiać spokojnie:
– Michał, możesz chociaż po sobie sprzątać? To nie jest hotel!
– Daj spokój, Anka. Pracuję całe dnie na budowie, wracam zmęczony…
– Ja też pracuję! I jakoś potrafię po sobie posprzątać!
Czułam narastającą frustrację. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Babcia próbowała łagodzić sytuację:
– Dzieci, przestańcie się kłócić. Jesteście rodziną.
Ale my byliśmy jak ogień i woda.
Któregoś wieczoru wróciłam do domu późno. W kuchni siedział Michał z butelką piwa i patrzył w okno.
– Co jest? – zapytałam ostro.
– Nic… Po prostu myślę – odpowiedział bez przekonania.
Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy.
– Dlaczego właściwie wróciłeś? – zapytałam w końcu.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Myślisz, że chciałem? Babcia zadzwoniła i powiedziała, że jest chora. Że muszę wrócić. Że ty… że ty mnie potrzebujesz.
Poczułam gulę w gardle.
– Ja ciebie potrzebuję? Przez pięć lat nawet nie zapytałeś, czy żyję!
Michał spuścił wzrok.
– Wiem… Przepraszam. Po prostu… Nie umiem być taki jak ty. Zawsze miałem wrażenie, że wszystko robię źle.
Zamilkliśmy. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś innego niż złość – może żal? Może tęsknotę za tym dzieciakiem, z którym kiedyś budowałam bazy z koców?
Następnego dnia babcia trafiła do szpitala. Zadzwonili do mnie rano:
– Pani Anna? Proszę przyjechać jak najszybciej.
W szpitalu Michał był już przede mną. Siedział przy łóżku babci i trzymał ją za rękę.
– Dzieci… – wyszeptała babcia słabym głosem – obiecajcie mi jedno: nie pozwólcie rodzinie się rozpaść.
Patrzyliśmy na siebie przez łzy. Michał ścisnął moją dłoń pod stołem.
Babcia zmarła tej nocy.
Po pogrzebie wróciliśmy do pustego mieszkania. Cisza była nieznośna. Michał zamknął się w swoim pokoju i przez dwa dni prawie nie wychodził.
W końcu zebrałam się na odwagę i zapukałam do drzwi.
– Michał… Musimy pogadać.
Usiadł na łóżku ze spuszczoną głową.
– Wiem, że mnie nienawidzisz – powiedział cicho.
– Nie nienawidzę cię – odpowiedziałam szczerze. – Po prostu… Nie rozumiem cię. Dlaczego zawsze uciekasz?
Michał wzruszył ramionami.
– Boję się zawieść ludzi. Boję się być taki jak tata…
Zamarłam. Nasz ojciec zostawił nas, gdy byliśmy dziećmi. Michał był wtedy mały – może nawet nie pamiętał wszystkiego tak jak ja.
– Nie jesteś jak tata – powiedziałam stanowczo. – Jesteś moim bratem. I mimo wszystko… chcę spróbować jeszcze raz.
Od tamtej pory zaczęło się powolne odbudowywanie relacji. Było trudno – czasem miałam ochotę go udusić za bałagan czy lenistwo, ale zaczęliśmy rozmawiać. O dzieciństwie, o babci, o tym, co nas boli.
Pewnego dnia Michał przyniósł do domu karton starych zdjęć babci.
– Zobacz… Tu jesteśmy mali – powiedział z uśmiechem.
Patrzyliśmy na siebie sprzed lat: ja z kokardą we włosach, on z rozbitym kolanem i szerokim uśmiechem.
– Może jednak warto spróbować być rodziną? – zapytał cicho.
Przytuliłam go po raz pierwszy od lat.
Dziś mieszkamy razem już prawie rok. Czasem się kłócimy – o rachunki, o sprzątanie, o to, kto kupi mleko. Ale nauczyliśmy się rozmawiać i słuchać siebie nawzajem.
Często myślę o babci i jej ostatnich słowach: „Nie pozwólcie rodzinie się rozpaść”.
Czy naprawdę można odbudować coś, co przez lata było tylko ruiną? Czy warto walczyć o rodzinę mimo bólu i żalu?
A wy? Czy dalibyście drugą szansę komuś, kto was kiedyś zawiódł?