Między dwoma matkami: Rozdarta sercem Weronika
– Weronika, proszę cię, nie rób tego dzieciom… – głos mojej mamy drżał, a jej dłonie ściskały moją dłoń tak mocno, jakby mogła w ten sposób zatrzymać czas.
– Wera, on żałuje, przysięgam ci! – dodała teściowa, zanosząc się płaczem. – Każdy popełnia błędy…
Siedziały naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, na którym jeszcze stały resztki niedzielnego obiadu. Za oknem szarzał wieczór, a stare topole szumiały cicho, jakby podsłuchiwały naszą rozmowę. W powietrzu wisiał zapach kawy i czegoś jeszcze – goryczy, która od dwóch lat nie opuszczała mojego domu.
Mam na imię Weronika. Mam trzydzieści cztery lata i mieszkam w małym miasteczku pod Poznaniem. Dwa lata temu dowiedziałam się, że mój mąż, Michał, zdradzał mnie przez kilka miesięcy z kobietą z pracy. Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się gdzieś indziej – w serialach, w wielkich miastach, ale nie tutaj, gdzie wszyscy się znają i plotki rozchodzą się szybciej niż burza.
Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę. Michał wrócił późno, a ja już wiedziałam. Znalazłam wiadomości na jego telefonie. „Kocham cię” – napisała ona. „Nie mogę bez ciebie żyć”. On odpisał: „Jeszcze trochę, muszę to wszystko poukładać”. Poczułam wtedy, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
Przez pierwsze tygodnie byłam jak w transie. Dzieci – Zosia i Staś – miały wtedy siedem i cztery lata. Patrzyły na mnie wielkimi oczami, nie rozumiejąc, dlaczego mama płacze w łazience i dlaczego tata śpi na kanapie. Michał błagał o wybaczenie. Przysięgał, że to był błąd, że mnie kocha, że dzieci są dla niego wszystkim.
Ale ja nie potrafiłam zapomnieć. Każde jego spojrzenie wydawało mi się fałszywe. Każde słowo – podejrzane. Próbowałam terapii, rozmów z księdzem, nawet wyjazdu do siostry do Wrocławia na kilka tygodni. Nic nie pomagało.
Wszyscy wokół mieli swoje zdanie. Mama powtarzała: „Małżeństwo to nie bajka, Weronika. Trzeba walczyć o rodzinę”. Teściowa przychodziła z ciastem i łzami w oczach: „On naprawdę żałuje! Daj mu szansę!” Nawet sąsiadka spod trójki rzucała mi znaczące spojrzenia na klatce schodowej.
A ja czułam się coraz bardziej samotna. Każda decyzja wydawała się zła. Jeśli zostanę – będę żyć z kimś, komu nie ufam. Jeśli odejdę – rozbiję rodzinę i skrzywdzę dzieci.
Wczoraj znów przyszły obie: mama i teściowa. Usiadły razem naprzeciwko mnie i zaczęły błagać. Mama mówiła o tym, jak ciężko wychowywać dzieci samotnie, jak bardzo dzieci potrzebują ojca. Teściowa płakała i powtarzała, że Michał nie śpi po nocach, że schudł dziesięć kilo, że codziennie modli się o wybaczenie.
– Weronika, ja wiem, że cię zranił… Ale czy naprawdę chcesz być sama? – zapytała mama cicho.
– On cię kocha! – dodała teściowa z rozpaczą.
Patrzyłam na nie i czułam narastający bunt. Dlaczego nikt nie pyta mnie o moje uczucia? Dlaczego wszyscy myślą tylko o nim albo o dzieciach? Czy moje cierpienie się nie liczy?
Wstałam gwałtownie od stołu.
– A co ze mną? – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Czy ktoś w ogóle pyta mnie, czego ja chcę? Czy ktoś widzi, jak bardzo mnie to boli?
Mama spuściła wzrok. Teściowa zaczęła szlochać jeszcze głośniej.
– Wera… My tylko chcemy dobrze…
– Dobrze dla kogo? – przerwałam jej ostro.
Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałam tykanie zegara na ścianie.
Wyszłam do ogrodu i usiadłam na ławce pod starą jabłonią. Pamiętam, jak Michał sadził to drzewo w dniu naszych zaręczyn. Teraz patrzyłam na nie i czułam tylko pustkę.
Zosia podeszła do mnie cicho.
– Mamusiu… Tata wróci?
Zacisnęłam powieki, żeby nie płakać.
– Nie wiem, kochanie…
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy mamy i teściowej. Ich błagania rozdzierały mi serce na pół.
Rano Michał przyszedł po dzieci do przedszkola. Stał w progu kuchni, blady i zmęczony.
– Weronika… Ja naprawdę chcę to naprawić…
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego długo i widziałam w jego oczach strach – taki sam jak mój.
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Córeczko… Przepraszam, jeśli cię zraniłam. Po prostu boję się o ciebie…
Poczułam łzy pod powiekami.
– Mamo… Ja też się boję.
Odłożyłam słuchawkę i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na światła miasteczka odbijające się w kałużach po deszczu i myślałam: czy naprawdę muszę wybierać między własnym szczęściem a szczęściem innych? Czy kobieta zawsze musi poświęcać siebie dla rodziny?
Może kiedyś znajdę odpowiedź. Może kiedyś przestanę czuć ten ból rozdarcia… Ale dziś wiem jedno: nikt nie powinien decydować za mnie. Nawet jeśli ich błagania rozdzierają mi serce.