Między matką a synem: Opowieść Aleny o utraconej bliskości
– Tomku, czy mogę z tobą porozmawiać? – zapytałam cicho, stojąc w progu jego mieszkania. Widziałam, jak Jana przewraca oczami i odwraca się do kuchni, udając, że nie słyszy. Tomka spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem, jakby już sam dźwięk mojego głosu był dla niego ciężarem.
– Mamo, teraz nie bardzo… Mamy dużo rzeczy na głowie – odpowiedział, nawet nie patrząc mi w oczy. Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Przecież przyszłam tylko na chwilę, przyniosłam mu ulubione ciasto drożdżowe, które zawsze piekłam na jego urodziny. Teraz jednak ciasto stało się tylko niezręcznym rekwizytem, który trzymałam w drżących dłoniach.
Wyszłam na klatkę schodową i usiadłam na zimnych schodach. Słyszałam za drzwiami stłumione głosy – Jana mówiła coś ostrym tonem, Tomka odpowiadał półgłosem. Byłam pewna, że rozmawiają o mnie. Zawsze tak jest. Odkąd Tomka ożenił się z Janą, wszystko się zmieniło. Kiedyś byliśmy nierozłączni – mój jedyny syn, moje oczko w głowie. Po śmierci męża to on był moją podporą, moim sensem życia. A teraz? Teraz jestem tylko dodatkiem, kimś zbędnym.
Pamiętam dzień ich ślubu. Stałam wtedy pod kościołem i patrzyłam na Tomka – taki dorosły, taki poważny. Jana uśmiechała się szeroko, ale jej spojrzenie było chłodne. Już wtedy czułam, że nie będę dla niej nikim ważnym. Ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo odsunie mnie od syna.
Przez pierwsze miesiące po ślubie starałam się nie narzucać. Dzwoniłam raz w tygodniu, pytałam, czy czegoś nie potrzebują. Zawsze słyszałam to samo: „Dziękujemy, mamo, wszystko mamy”. Z czasem zaczęli odbierać coraz rzadziej. Kiedy w końcu pojechałam do nich bez zapowiedzi – bo przecież matka może odwiedzić syna! – zobaczyłam minę Jany. Była wyraźnie niezadowolona.
– Aleno, następnym razem proszę zadzwonić wcześniej – powiedziała sztywno.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Od tamtej pory zawsze dzwoniłam przed wizytą, ale nawet wtedy czułam się niemile widziana.
Najgorsze były święta. Zawsze marzyłam o tym, żeby cała rodzina siedziała razem przy stole – ja, Tomka i jego żona. Ale Jana zawsze miała inne plany: „W tym roku jedziemy do moich rodziców”, „Musimy odpocząć”, „Może za rok”. W końcu zaczęłam spędzać Wigilię sama. Siedziałam przy stole nakrytym dla jednej osoby i patrzyłam na puste miejsce naprzeciwko.
Czasem próbowałam rozmawiać z Tomkiem o tym, co czuję.
– Synku, brakuje mi ciebie… – mówiłam przez telefon.
– Mamo, przecież dzwonimy do siebie – odpowiadał chłodno.
– Ale to nie to samo… – próbowałam tłumaczyć.
– Mamo, musisz zrozumieć, że mam teraz swoją rodzinę.
Te słowa bolały najbardziej. Jakby moja miłość przestała mieć znaczenie.
Zaczęłam szukać winy w sobie. Może za bardzo go kochałam? Może byłam zbyt opiekuńcza? Może powinnam była wcześniej pozwolić mu odejść? Ale przecież każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej…
Z czasem zaczęły pojawiać się plotki w rodzinie. Moja siostra Basia mówiła:
– Alena, zostaw ich w spokoju! Daj im żyć po swojemu!
Ale jak miałam zostawić własnego syna? Przecież to on był moim całym światem!
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
– Pani Aleno, widziałam pani syna z żoną na spacerze z dzieckiem… Gratuluję wnuka!
Zamarłam. Nikt mi nie powiedział, że zostałam babcią. Nikt mnie nie zaprosił do szpitala, nikt nie zadzwonił z radosną nowiną. Poczułam się zdradzona.
Zadzwoniłam do Tomka tego samego dnia:
– Synku… Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Mamo… Było dużo zamieszania… Nie chcieliśmy cię martwić…
– Martwić?! To przecież mój wnuk!
– Mamo, proszę cię… Nie rób sceny.
Rozłączył się pierwszy raz w życiu.
Od tamtej pory widywałam wnuka tylko na zdjęciach wrzucanych przez Janę na Facebooka. Nigdy nie pozwoliła mi go potrzymać na rękach. Zawsze miała wymówkę: „Mały jest przeziębiony”, „Jest zmęczony”, „Nie chcemy go narażać”.
Czułam się coraz bardziej samotna. Przestałam wychodzić z domu, przestałam dbać o siebie. Nawet ogród przestał mnie cieszyć – kiedyś sadziłam tam kwiaty z Tomkiem, teraz wszystko zarastało chwastami.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Basia:
– Alena, musisz coś zmienić! Nie możesz tak żyć!
– Ale co mam zrobić? Przecież nie wyrzucę ich z serca…
– Może spróbuj porozmawiać z Janą?
Zebrałam się na odwagę i napisałam do Jany wiadomość:
„Jano, chciałabym porozmawiać. Chcę być częścią waszego życia.”
Nie odpisała.
Minęły tygodnie. W końcu dostałam krótką odpowiedź:
„Aleno, proszę uszanować naszą prywatność.”
To był gwóźdź do trumny mojej nadziei.
Zaczęły się u mnie problemy ze zdrowiem – bezsenność, bóle głowy, serce waliło jak oszalałe przy każdym dźwięku telefonu. Lekarz przepisał mi leki na uspokojenie i poradził znaleźć sobie jakieś zajęcie.
Zaczęłam chodzić na spotkania Klubu Seniora w naszej dzielnicy. Poznałam tam panią Krystynę – wdowę po wojskowym, która też miała trudne relacje z dziećmi.
– Wie pani co? – powiedziała pewnego dnia Krystyna – Ja już przestałam walczyć o ich uwagę. Żyję swoim życiem i jest mi lżej.
Zastanowiło mnie to. Czy naprawdę powinnam odpuścić? Czy to znaczy być dobrą matką?
Któregoś wieczoru zadzwonił domofon. To był Tomka.
– Mamo… Mogę wejść?
Serce podskoczyło mi do gardła. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go – zmęczonego, przygarbionego.
– Przepraszam… – powiedział cicho – Za wszystko.
Usiedliśmy razem przy kuchennym stole. Tomka długo milczał.
– Wiem, że cię zraniłem… Ale Jana… Ona ma trudne relacje ze swoją matką i boi się bliskości… Ja też nie umiałem tego poukładać…
– Synku… Ja tylko chciałam być częścią waszego życia…
– Wiem… Ale czasem twoja obecność była dla nas trudna… Czułem się rozdarty między tobą a Janą…
– Czyli to moja wina?
– Nie… Po prostu życie jest trudniejsze niż myślałem…
Popłakałam się wtedy pierwszy raz od lat przy nim.
Nie wiem, czy uda nam się odbudować relację. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła potrzymać wnuka na rękach bez lęku przed kolejnym odrzuceniem. Ale wiem jedno: kocham mojego syna i zawsze będę czekać na niego z otwartymi ramionami.
Czy naprawdę matka powinna nauczyć się odpuszczać? Czy miłość do dziecka może być zbyt wielka? Co wy byście zrobili na moim miejscu?