Moje rozwiedzeni rodzice rywalizują o moją córkę – czy można wygrać wojnę serc?

– Nie pozwolę, żeby twoja matka znowu zabrała Hanię na cały weekend! – głos taty przebił się przez ścianę, gdy tylko odebrałam telefon. Byłam w kuchni, próbując uspokoić płaczącą córkę i jednocześnie ugotować zupę.

– Tato, proszę cię… – zaczęłam, ale już wiedziałam, że nie dam rady go przekonać. – To nie jest konkurs.

– Dla niej wszystko jest konkursem! – przerwał mi. – Odkąd się rozwiedliśmy, robi wszystko, żeby pokazać, że jest lepszą babcią. A ja? Ja też chcę mieć czas z wnuczką!

Oparłam się o blat i zamknęłam oczy. W głowie dudniły mi słowa mamy sprzed kilku dni: „Nie pozwól, żeby twój ojciec ją rozpuścił. U mnie Hania ma zasady i ciepło rodzinne, nie tylko prezenty!”

Mam na imię Marta. Mam trzydzieści dwa lata, cudowną córeczkę Hanię i męża Piotra, który coraz częściej patrzy na mnie z bezradnością. Moje życie od zawsze było polem bitwy między rodzicami. Ich rozwód, kiedy miałam dziesięć lat, podzielił świat na dwa fronty. Ale dopiero pojawienie się Hani sprawiło, że wojna rozgorzała na nowo.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Mama przyszła do szpitala z ogromnym pluszowym misiem i domowym rosołem. Tata przyniósł srebrną bransoletkę z grawerem „Dla Hani od dziadka” i butelkę szampana dla personelu. Przez chwilę byłam szczęśliwa, widząc ich razem przy łóżku. Ale potem zaczęły się drobne złośliwości: „Może niech tata przewinie pieluszkę, skoro tak dobrze sobie radzi”, „A może mama wreszcie pozwoli mi potrzymać wnuczkę?”

Z każdym tygodniem napięcie rosło. Mama zabierała Hanię na spacery do parku i wracała z setką zdjęć na Facebooku. Tata kupował jej najdroższe zabawki i organizował wycieczki do zoo. Każde spotkanie kończyło się porównywaniem prezentów i opowieściami o tym, kto lepiej zna potrzeby dziecka.

Najgorsze były święta. Wigilia u mamy – barszcz z uszkami, kolędy i opowieści o tym, jak bardzo tata ją zranił. Pierwszy dzień świąt u taty – prezenty pod choinką, śmiech i kąśliwe uwagi o „tej twojej matce”. Hania była jeszcze za mała, żeby rozumieć, ale ja czułam się jak rozszarpywana na pół.

Piotr próbował mnie wspierać:

– Może powinniśmy postawić im granice? – zaproponował pewnego wieczoru.

– Jakie granice? Oni nie słuchają nikogo poza sobą – odpowiedziałam ze łzami w oczach.

Z czasem zaczęłam unikać rozmów z rodzicami. Odbierałam telefony rzadziej, nie odpowiadałam na wiadomości. Ale to tylko pogorszyło sprawę. Mama pojawiła się pod naszym blokiem bez zapowiedzi:

– Marto, dlaczego nie odbierasz? Przecież muszę wiedzieć, co u Hani! – jej głos drżał od emocji.

Tego samego dnia tata zadzwonił dziesięć razy pod rząd:

– Nie mogę być gorszy od twojej matki! Chcę zabrać wnuczkę do kina!

Czułam się jak dziecko rozwiedzionych rodziców, tylko teraz to ja byłam polem bitwy. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia wobec każdego z nich. Gdy pozwalałam mamie spędzić więcej czasu z Hanią, tata obrażał się na tygodnie. Gdy dawałam fory tacie, mama płakała do słuchawki.

Pewnego dnia Piotr nie wytrzymał:

– Marta, musisz im powiedzieć stop. To już nie chodzi tylko o ciebie – Hania to widzi! Ona czuje ten stres.

Spojrzałam na córkę bawiącą się klockami na dywanie. Miała dwa lata i już potrafiła wyczuć napiętą atmosferę. Zaczynała płakać na widok babci i dziadka razem w jednym pokoju.

Postanowiłam działać. Zaprosiłam rodziców na wspólną kawę. Siedzieli po przeciwnych stronach stołu, jakby między nimi przebiegała linia frontu.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem. – Wasza rywalizacja niszczy naszą rodzinę. Hania potrzebuje spokoju i miłości, nie konkursu na najlepszego dziadka czy babcię.

Mama spojrzała na tatę z pogardą:

– To on zaczął! Zawsze musiał być lepszy!

Tata wzruszył ramionami:

– Przynajmniej nie manipuluję wnuczką!

Łzy napłynęły mi do oczu:

– Przestańcie! Ja już nie mam siły…

Zapadła cisza. Po raz pierwszy zobaczyłam w ich oczach coś więcej niż złość – może cień wstydu?

Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Nie jest idealnie – mama nadal próbuje udowodnić swoją wyższość piekąc najlepsze ciasta na świecie, a tata zabiera Hanię na basen częściej niż powinnam pozwalać. Ale zaczynają rozmawiać ze sobą przez telefon, czasem nawet żartują przy wspólnym stole.

Wciąż czuję się rozdarta między nimi, ale uczę się stawiać granice. Dla siebie i dla Hani.

Czasem zastanawiam się: czy można pogodzić zwaśnionych rodziców bez utraty własnej tożsamości? Czy moje dziecko kiedyś podziękuje mi za to, że walczyłam o jej spokój?