Urodziny, których nie zapomnę – historia o odrzuceniu i sile matczynej miłości
– Wojtek, co się stało? – głos mamy rozbrzmiał w kuchni, kiedy wróciłem ze szkoły. Zatrzasnąłem drzwi mocniej niż zwykle i rzuciłem plecak pod ścianę.
– Nic – burknąłem, ale już czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałem, żeby mnie widziała w takim stanie. Przecież miałem być twardy. Przecież chłopaki nie płaczą.
Mama nie odpuszczała. – Wojtek, wiem, że coś cię gryzie. Ostatnio jesteś smutny, zamknięty w sobie. Możesz mi powiedzieć wszystko.
Przez chwilę milczałem. W głowie kłębiły się obrazy z dzisiejszego dnia: śmiechy na korytarzu, szepty za plecami, spojrzenia pełne pogardy. W końcu wybuchłem:
– Oni już mnie nie chcą! – krzyknąłem. – Kuba powiedział wszystkim o tym, co mu powiedziałem…
Mama usiadła obok mnie na podłodze. – O czym?
Zacisnąłem pięści. – Że lubię rysować i że nie chcę grać w piłkę. Że wolę siedzieć w domu i czytać komiksy niż łazić po boisku…
Mama przytuliła mnie mocno. – I za to cię wyśmiewają?
– Nie tylko… Kuba powiedział, że jestem dziwny. Że nie pasuję do nich. Dzisiaj nikt ze mną nie rozmawiał. Nawet Bartek…
Poczułem się jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Bartek był moim najlepszym przyjacielem od przedszkola.
– Synku… – mama pogłaskała mnie po głowie. – Ludzie czasem boją się tego, co inne. Ale to nie znaczy, że z tobą jest coś nie tak.
Nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w ścianę, próbując nie płakać.
Wieczorem usłyszałem rozmowę rodziców przez cienką ścianę.
– Ela, może przesadzasz? Chłopcy muszą się nauczyć radzić sobie sami – mówił tata.
– Ale on cierpi! Nie widzisz tego? Jego urodziny za tydzień… Zawsze zapraszał kolegów, a teraz nawet nie chce o tym słyszeć.
– Może to minie…
– A jeśli nie? Jeśli zostanie sam?
Zasnąłem z głową pod poduszką, czując się jak najgorszy dziwak na świecie.
Następnego dnia w szkole było jeszcze gorzej. Kiedy wszedłem do klasy, Kuba rzucił głośno:
– O, artysta przyszedł! Może nam coś narysujesz? Może komiks o tym, jak nie umiesz grać w piłę?
Wszyscy się śmiali. Bartek patrzył w okno.
Po lekcjach wróciłem do domu szybciej niż zwykle. Mama czekała na mnie z herbatą i ciastem drożdżowym.
– Wojtek…
– Nie chcę rozmawiać – mruknąłem.
– Ale musisz coś wiedzieć. Jesteś wyjątkowy taki, jaki jesteś. I masz prawo być sobą.
Nie odpowiedziałem. Czułem tylko pustkę.
Przez kolejne dni zamykałem się w pokoju i rysowałem. Komiksy o superbohaterach, którzy byli inni niż wszyscy i przez to ratowali świat.
W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Mama zapytała:
– Chcesz zaprosić kolegów?
Pokręciłem głową.
– A może zrobimy coś innego? – zaproponowała tajemniczo.
Nie miałem siły pytać co.
Po południu mama poprosiła mnie, żebym poszedł z nią do parku na spacer.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłem coś niesamowitego: kolorowe balony przywiązane do drzew, stół zastawiony ciastami i lemoniadą, a wokół mnóstwo ludzi – sąsiadów, dzieci z bloku, nawet pani Basia z warzywniaka i pan Marek z kiosku.
Mama uśmiechnęła się szeroko:
– To twoje urodziny, Wojtku! Każdy zasługuje na świętowanie.
Byłem w szoku. Nie wiedziałem co powiedzieć. Ludzie podchodzili do mnie, składali życzenia, częstowali się ciastem mamy i pytali o moje rysunki.
Pani Basia przyniosła mi szkicownik i kredki:
– Słyszałam, że pięknie rysujesz! Może kiedyś narysujesz mój portret?
Pan Marek poklepał mnie po ramieniu:
– Mój wnuk też lubi komiksy. Może kiedyś razem coś stworzycie?
Dzieci z sąsiedztwa zaczęły prosić mnie o pokazanie moich rysunków. Nawet kilku chłopaków z klasy przyszło z rodzicami – chyba trochę z przymusu, ale jednak przyszli.
W pewnym momencie zobaczyłem Bartka stojącego z boku. Podszedłem do niego niepewnie.
– Cześć…
Bartek spuścił głowę.
– Przepraszam… – wyszeptał. – Bałem się odezwać przy Kubie… Ale tęskniłem za tobą.
Poczułem ulgę i żal jednocześnie.
– Czemu nic nie powiedziałeś?
– Boję się być inny…
Spojrzałem mu w oczy:
– Ale przecież każdy jest inny…
Bartek uśmiechnął się nieśmiało:
– Może mogę czasem przychodzić do ciebie i rysować?
Przytaknąłem.
Impreza trwała do wieczora. Mama patrzyła na mnie z dumą i wzruszeniem.
Kiedy wracaliśmy do domu, zapytała:
– Było warto?
Objąłem ją mocno:
– Najlepsze urodziny w życiu…
Leżąc wieczorem w łóżku myślałem o tym wszystkim. O tym, jak łatwo ludzie oceniają innych i jak trudno być sobą wśród tych, którzy tego nie rozumieją. Ale też o tym, że czasem wystarczy jeden gest – jedna osoba, która uwierzy w ciebie bardziej niż ty sam.
Czy naprawdę trzeba być taki jak wszyscy? Czy odwaga bycia sobą to największy prezent, jaki możemy sobie dać?