Mama wybrała siebie, a ja zostałam sama z dzieckiem – czy kiedyś jej to wybaczę?

– Mamo, czy możesz dziś przyjść? Mały znowu gorączkuje, a ja już nie mam siły… – mój głos drżał, gdy ściskałam telefon w dłoni. Słyszałam w tle śmiech i muzykę, a potem jej głos: – Martuś, kochanie, dziś nie dam rady. Jestem u Krzysztofa, właśnie zamawiamy sushi. Może jutro? – Jutro? – powtórzyłam głucho. – On płacze od trzech godzin, ja nie śpię od dwóch nocy… – Przepraszam, naprawdę. Ale musisz sobie radzić. Jesteś już dorosła.

Odstawiłam telefon i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Zawsze wyobrażałam sobie, że kiedy zostanę mamą, moja mama będzie przy mnie. Tak jak ona miała swoją mamę. Tak jak widziałam to u koleżanek – babcie odbierające wnuki z przedszkola, gotujące rosół na niedzielę, przytulające, gdy świat wali się na głowę. Ale moja mama po rozwodzie odkryła nowe życie. Zaczęła chodzić na randki, jeździć na koncerty, wróciła do malowania. I nagle to ja stałam się tą dorosłą, która musi sobie radzić sama.

Mój mąż pracował za granicą – miał być to tylko rok, ale minęły już dwa lata. Zostaliśmy z Antosiem sami w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Każdy dzień był taki sam: pobudka o szóstej rano, śniadanie w biegu, walka o każdą drzemkę i każdą chwilę spokoju. Czasem miałam wrażenie, że jestem przezroczysta – dla świata i dla własnej matki.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie ciocia Basia. – Marta, twoja mama wrzuciła zdjęcia na Facebooka. Jest na Mazurach z jakimś facetem! Wiesz coś o tym? – Wiem – odpowiedziałam chłodno. – Ma prawo do szczęścia. – Ale przecież ty jesteś sama! Przecież ona powinna ci pomagać! – Basia była oburzona bardziej ode mnie.

Zazdrość i żal rozlewały się we mnie jak trucizna. Czułam się zdradzona. Jakby mama wybrała siebie zamiast mnie i mojego dziecka. Przypominałam sobie jej słowa sprzed lat: „Zawsze będę przy tobie”. A teraz? Teraz była daleko, zajęta swoim nowym życiem.

Któregoś dnia Antoś dostał wysokiej gorączki. Była sobota wieczór, pogotowie miało pełne ręce roboty. Siedziałam na podłodze w łazience, trzymając go na rękach i płacząc razem z nim. Wtedy zadzwoniła mama.

– Martuś? Wszystko w porządku? – zapytała beztrosko.

– Nie! Nic nie jest w porządku! – wybuchłam. – Twój wnuk ma czterdzieści stopni gorączki! Ja nie śpię trzecią noc! Gdzie jesteś?!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Przepraszam… Nie wiedziałam…

– Bo nie pytasz! – krzyknęłam. – Bo jesteś zajęta sobą! Ja tu tonę!

Rozłączyłam się i przez chwilę miałam ochotę rozbić telefon o ścianę. Potem przyszło poczucie winy. Może byłam niesprawiedliwa? Może miała prawo do szczęścia?

Następnego dnia rano usłyszałam dzwonek do drzwi. Stała tam mama z torbą pełną zakupów i łzami w oczach.

– Przepraszam, Martuś… Nie wiedziałam, że aż tak ci ciężko…

Nie potrafiłam jej przytulić. Stałyśmy naprzeciwko siebie jak dwie obce kobiety.

– Chciałam tylko trochę pożyć… Po tylu latach samotności…

– A ja chciałam mieć mamę…

Usiadłyśmy przy kuchennym stole. Mama zaczęła obierać ziemniaki, ja parzyłam herbatę. Przez chwilę było cicho.

– Wiesz… Kiedy byłam w twoim wieku, też czułam się samotna – powiedziała cicho mama. – Ale wtedy nie mogłam nikogo poprosić o pomoc. Babcia była chora, tata pił…

Spojrzałam na nią inaczej niż zwykle. Zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, która przez lata była tylko matką i żoną. Teraz chciała być po prostu sobą.

– Może spróbujemy jakoś to poukładać? – zaproponowała nieśmiało.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tysiąc myśli: żal, tęsknotę za dawną mamą, ale też cień zrozumienia.

Od tamtej pory widujemy się częściej. Mama czasem zabiera Antosia na spacer, czasem wpada tylko na kawę. Nadal bywa nieobecna myślami, ale już nie czuję się tak bardzo sama.

Czasem zastanawiam się: czy potrafię jej wybaczyć? Czy kiedyś przestanę czuć ten żal?

A może każda z nas ma prawo do własnego życia i własnych błędów?

Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasi najbliżsi was zawiedli? Jak sobie z tym poradziliście?