Telefon w dniu moich urodzin: Prawda, której nie chciałam znać
Telefon zadzwonił dokładnie wtedy, gdy wbijałam nóż w środek tortu. W kuchni unosił się zapach świeżo parzonej kawy i czekoladowego biszkoptu, a zza drzwi dobiegały mnie śmiechy i śpiewy: „Sto lat, sto lat!” Mój mąż, Michał, właśnie wnosił do salonu kieliszki do wina, a ja stałam jak sparaliżowana, patrząc na wyświetlacz telefonu. „Nie ufaj ludziom, Marta. Zapamiętaj moje słowa.” Głos byłej żony Michała, Małgorzaty, był cichy, ale przeszywający. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o podłogę, ale tylko ścisnęłam go mocniej.
Michał wszedł do kuchni z szerokim uśmiechem. „Marta, wszyscy czekają na ciebie!” powiedział radośnie. Odwzajemniłam uśmiech, choć czułam, jakby ktoś wyciągnął mi pod nogami dywan. Zawsze wierzyłam, że Michał jest inny – czuły, opiekuńczy, oddany rodzinie. Ale teraz… teraz miałam wrażenie, że patrzę na obcego człowieka.
Wróciłam do salonu i zaczęłam kroić tort. Goście bili brawo, moja mama całowała mnie w policzek, a córka Zosia śmiała się głośno. Nikt nie zauważył, że moje ręce drżą. Moja siostra Aneta przytuliła mnie mocno: „Marta, zasługujesz na wszystko, co najlepsze.” Chciałam jej powiedzieć prawdę – że nie wiem już, na co zasługuję.
Wieczorem, gdy dom opustoszał i zostały tylko puste talerze oraz zapach świec, Michał objął mnie od tyłu. „To były piękne urodziny, prawda?” szepnął mi do ucha. Zamiast czułości poczułam chłód. „Tak… były,” odpowiedziałam i odsunęłam się delikatnie.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały mi się obrazy: Michał piszący wiadomości późno w nocy, Michał wychodzący nagle na „ważne spotkania”, Michał milczący o swojej przeszłości. Przypomniałam sobie słowa Małgorzaty sprzed lat: „On potrafi oczarować każdego. Ale kiedy raz zawiedziesz się na nim – już nigdy nie odzyskasz zaufania.” Wtedy myślałam, że to tylko gorycz rozwódki. Teraz zaczynałam rozumieć jej ból.
Następne dni były jak życie pod mikroskopem. Znalazłam damską spinkę do włosów w naszym samochodzie – Michał powiedział, że to koleżanka z pracy zostawiła. W kieszeni jego płaszcza znalazłam paragon z kawiarni w Krakowie – tłumaczył się służbowym wyjazdem z kolegą Pawłem. Zaczęłam zadawać pytania, a on zawsze miał gotową odpowiedź. „Marta, co się z tobą dzieje? Nie ufasz mi?” pytał z tym swoim łagodnym uśmiechem.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy przy stole z Zosią, która rysowała kotki w zeszycie. Michał dostał wiadomość na telefon – spojrzał szybko i odwrócił ekran do stołu. „Kto ci pisze?” zapytałam cicho. „Nikt ważny,” odpowiedział i zmienił temat. Zosia spojrzała na nas szeroko otwartymi oczami: „Mamo, tato, pójdziemy jutro na lody?”
Tej nocy podjęłam decyzję – muszę porozmawiać z Małgorzatą. Zadzwoniłam do niej rano, gdy Zosia była w szkole. „Małgorzata… tu Marta. Czy możemy się spotkać?”
Spotkałyśmy się w małej kawiarni przy rynku. Małgorzata patrzyła mi prosto w oczy: „Wiem, dlaczego dzwonisz.” „Dlaczego powiedziałaś mi to akurat w moje urodziny?” zapytałam.
Westchnęła ciężko: „Bo wiem, jak to boli – odkryć po latach, że żyłaś w kłamstwie. Nie chciałam ci zepsuć dnia – chciałam cię ostrzec zanim będzie za późno.” „Myślisz, że ludzie się nie zmieniają?” spytałam z nadzieją.
Uśmiechnęła się gorzko: „Może niektórzy tak. Ale Michał nie potrafi żyć bez tajemnic. Mnie też tłumaczył się ze wszystkiego – aż w końcu przestałam pytać.” Spojrzała na mnie łagodnie: „Marta… jesteś szczęśliwa?”
Nie potrafiłam odpowiedzieć.
Wieczorem postanowiłam skonfrontować Michała z pytaniami, na które nie miał już gotowych odpowiedzi. Przyznał się – spotyka się z koleżanką z pracy. „To nic poważnego,” mówił drżącym głosem. „Tylko rozmowy.” Czułam, jakby ziemia rozstąpiła się pod moimi stopami.
Aneta dzwoniła codziennie: „Marta, musisz myśleć o Zosi!” Mama powtarzała: „Małżeństwo to ciężka praca – trzeba umieć wybaczać.” A ja… ja nie wiedziałam już nic. Patrzyłam na śpiącą córkę i zastanawiałam się, czy kiedyś będę musiała jej tłumaczyć, dlaczego mama i tata już ze sobą nie mieszkają.
Michał próbował wszystko naprawić – kupował kwiaty, zabierał nas na wycieczki nad Bałtyk, obiecywał poprawę. Ale każdy jego dotyk był dla mnie obcy i zimny.
Pewnego ranka przy śniadaniu Zosia zapytała: „Mamo, jesteś smutna?” Spojrzałam na nią i wiedziałam już – nie mogę dłużej żyć w kłamstwie. Ani dla niej, ani dla siebie.
Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do Anety. Michał błagał: „Marta, każdy popełnia błędy! Daj nam jeszcze jedną szansę!”
Ale ja już nie potrafiłam zaufać.
Dziś mieszkam sama z Zosią w małym mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Nie jest łatwo – ale przynajmniej nie muszę już udawać szczęścia przed innymi.
Czasem zastanawiam się – czy powinnam była wybaczyć? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? A może są rany tak głębokie, że nigdy się nie zagoją?
Czy Wy wierzycie w drugą szansę? Czy ludzie naprawdę mogą się zmienić?