Kiedy tata odszedł: Noc, która rozdarła naszą rodzinę
– Nie wracaj dzisiaj – usłyszałam przez cienką ścianę głos mamy, stłumiony, drżący. – Proszę cię, nie zostawiaj nas tak…
Wiedziałam już wtedy, że coś się kończy. Siedziałam na łóżku w swoim pokoju, ściskając w dłoniach pluszowego misia, choć miałam już piętnaście lat. Moja młodsza siostra, Zosia, spała obok mnie, wtulona w poduszkę. Próbowałam nie płakać, bo przecież byłam tą starszą, tą odpowiedzialną. Ale łzy same spływały mi po policzkach.
Drzwi wejściowe trzasnęły z hukiem. Potem była cisza – taka gęsta, że aż bolało w uszach. Mama weszła do naszego pokoju. Miała czerwone oczy i ręce zaciśnięte w pięści.
– Tata… – zaczęłam cicho.
– Tata wyjechał na jakiś czas – przerwała mi szybko. – Musicie być dzielne.
Ale ja wiedziałam, że to nie jest wyjazd służbowy ani żadna delegacja. Widziałam walizkę i słyszałam ich kłótnie przez ostatnie tygodnie. O pieniądze, o pracę, o to, że mama jest wiecznie zmęczona, a tata coraz częściej wraca późno i pachnie obcymi perfumami.
Tamtej nocy nie spałam. Słuchałam oddechu Zosi i próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byliśmy naprawdę szczęśliwi. Może wtedy, gdy jechaliśmy nad morze i tata śmiał się z naszych wygłupów? Albo kiedy piekliśmy razem pierniki na święta?
Rano mama była już inna. Chodziła po domu jak cień, nie patrzyła nam w oczy. Zosia pytała:
– Kiedy tata wróci?
A ja nie umiałam odpowiedzieć. W szkole czułam się jak przezroczysta. Koleżanki rozmawiały o chłopakach i planach na wakacje, a ja myślałam tylko o tym, czy tata zadzwoni. Nie dzwonił. Przez pierwsze dni próbowałam go szukać na Facebooku, pisałam SMS-y: „Tato, gdzie jesteś? Tęsknię.” Odpowiedzi nie było.
Mama zaczęła pracować na dwie zmiany w sklepie spożywczym. Wracała późno, zmęczona i rozdrażniona. Często krzyczała bez powodu:
– Posprzątajcie wreszcie ten pokój! Ile razy mam powtarzać?!
Zosia zamknęła się w sobie. Przestała jeść śniadania i coraz częściej płakała nocami. Ja próbowałam być silna – gotowałam obiady z tego, co było w lodówce, pomagałam Zosi z lekcjami. Ale czasem miałam ochotę po prostu wyjść i nigdy nie wrócić.
Pewnego dnia zobaczyłam tatę na ulicy. Szłam do szkoły, a on stał przy kiosku z jakąś kobietą – młodą, uśmiechniętą blondynką. Śmiali się razem. Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu. Jak mógł tak po prostu zacząć nowe życie?
Wieczorem wybuchłam:
– Mamo! Tata ma kogoś! Widziałam go dzisiaj!
Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach:
– Myślisz, że nie wiem? Myślisz, że to dla mnie łatwe?
Zosia zaczęła płakać jeszcze głośniej. Wtedy pierwszy raz pokłóciłyśmy się naprawdę mocno.
– To twoja wina! – krzyknęła Zosia do mamy. – Gdybyś była inna, tata by nie odszedł!
Mama wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami. Zosia rzuciła się na łóżko i zakryła głowę poduszką.
Zostałam sama ze swoim gniewem i poczuciem winy. Czy naprawdę można kogoś obwiniać za rozpad rodziny? Czy to zawsze musi być czyjaś wina?
Minęły tygodnie. Tata czasem dzwonił – krótkie rozmowy o niczym: „Jak tam w szkole?”, „Czy Zosia zdrowa?”. Nigdy nie pytał o mamę. Nigdy nie zaprosił nas do siebie.
W szkole zaczęły się plotki:
– Słyszałam, że twój tata mieszka teraz z jakąś kobietą…
– To prawda? Twoi rodzice się rozwodzą?
Udawałam, że mnie to nie rusza. Ale bolało coraz bardziej.
Pewnej soboty mama powiedziała:
– Musimy sprzedać mieszkanie.
Zamarłam.
– Ale gdzie my pójdziemy?
– Do babci na wieś. Nie dam rady sama tego wszystkiego utrzymać.
Zosia zaczęła płakać jeszcze głośniej niż zwykle. Ja poczułam pustkę – jakby ktoś wyrwał mi serce.
Przeprowadzka była koszmarem. Musiałam zostawić przyjaciółki, szkołę, nawet kota zostawiłyśmy sąsiadce. Babcia przyjęła nas ciepło, ale wiejska cisza tylko potęgowała mój smutek.
Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Pracowała w polu z babcią albo siedziała godzinami przy oknie.
Zosia przestała mówić do mnie cokolwiek poza „podaj sól” albo „gdzie jest mój zeszyt?”.
Ja zaczęłam pisać pamiętnik – jedyne miejsce, gdzie mogłam być szczera ze sobą.
„Tato,
Nie wiem już, kim jestem bez ciebie. Mama jest cieniem samej siebie, Zosia mnie nienawidzi. Czy to wszystko naprawdę musiało się tak skończyć?”
Czasem myślę o tym, żeby napisać do taty list – prawdziwy list, nie SMS-a:
„Tato, zraniłeś nas wszystkich. Ale najbardziej boli mnie to, że nawet nie próbujesz nas odzyskać.”
Minął rok od tamtej nocy. Nadal budzę się czasem z nadzieją, że wszystko to był tylko zły sen i zaraz usłyszę śmiech taty w kuchni.
Ale wiem już, że to się nie wydarzy.
Czasem pytam siebie: czy można jeszcze zaufać komuś po czymś takim? Czy rodzina to coś więcej niż wspólne zdjęcia na ścianie?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy można odbudować siebie po tym, jak świat rozpadnie się na kawałki?