Kiedy Moja Matka Zamieszkała z Nami: Walka o Miłość i Własny Kąt

— Znowu zostawiłaś kubek na stole, Agnieszko! — głos mamy przeszył ciszę mieszkania, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. W dłoni ściskałam siatkę z zakupami, a serce już waliło mi jak młot. — Mamo, dopiero co wróciłam z pracy. Chciałam tylko… — zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki. — U nas w domu zawsze był porządek. — Jej spojrzenie było twarde, jakby próbowała mnie przeszyć na wylot.

Od kiedy mama zamieszkała z nami na Pradze Południe, każdy dzień był jak pole minowe. Miała 78 lat, po udarze nie mogła już mieszkać sama w swoim bloku na Grochowie. Mój mąż, Michał, przekonywał mnie: — Agnieszka, to twoja mama. Nie możemy jej zostawić samej. — Zgodziłam się, bo przecież tak trzeba. Ale nikt nie uprzedził mnie, jak bardzo zmieni się nasze życie.

Nasze trzypokojowe mieszkanie nagle stało się za małe. Syn Kuba (14 lat) i córka Zosia (11 lat) zaczęli unikać wspólnych posiłków. Michał coraz częściej wracał późno z pracy w banku. Ja sama łapałam się na tym, że szukam pretekstu, by zostać dłużej w biurze albo wyjść na spacer z psem.

— Zosiu, nie garb się przy stole! — Mama nie odpuszczała nawet przy kolacji. — Kuba, wyłącz ten komputer! Za moich czasów dzieci pomagały w domu! — Dzieci patrzyły na mnie błagalnie, a ja czułam się rozdarta na pół.

Pewnego wieczoru usłyszałam za drzwiami cichy szloch. Zajrzałam do pokoju mamy. Siedziała na łóżku, trzymając w dłoniach zdjęcie taty. — Wszystko tu takie obce… — wyszeptała. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. — Mamo, próbujemy wszyscy… Ale to trudne dla każdego z nas.

Następnego dnia doszło do wybuchu. Kuba wrócił ze szkoły z kolegą. Mama natychmiast stanęła w drzwiach: — Nie życzę sobie obcych w domu bez mojej zgody! Kuba zacisnął pięści i wysyczał: — To już nie jest tylko twoje mieszkanie! — Po czym trzasnął drzwiami swojego pokoju.

Wieczorem Michał próbował łagodzić sytuację: — Pani Heleno, musimy znaleźć kompromis. Dzieci też mają prawo do swojego życia. — Mama spojrzała na niego z wyrzutem: — Kompromis? Ja już nie mam nic swojego…

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie popełniłam błędu. Czy naprawdę można pogodzić opiekę nad starszym rodzicem z własnym życiem? Czy da się być dobrą córką i matką jednocześnie?

W pracy coraz częściej łapałam się na tym, że nie mogę się skupić. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę: — Agnieszko, wszystko w porządku? Wyglądasz na wyczerpaną. — Chciałam odpowiedzieć, że to tylko przejściowe, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Mama zaczęła narzekać na ból nóg i głowy. Zosia przestała zapraszać koleżanki. Michał coraz częściej spał na kanapie pod pretekstem pracy do późna.

Pewnej soboty postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze:
— Mamo, musimy coś zmienić. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
— To mnie chcesz się pozbyć? — Jej głos był cichy, ale pełen bólu.
— Nie o to chodzi… Po prostu… może powinniśmy pomyśleć o jakiejś pomocy? Może opiekunka?
— Nigdy! Nie jestem jeszcze taka stara!

Wyszłam z pokoju ze łzami w oczach. Michał objął mnie w kuchni:
— Nie damy rady tak dłużej. Dzieci są nieszczęśliwe. Ty też.
— Wiem… Ale co mam zrobić? To moja mama.

Tydzień później mama przewróciła się w łazience. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale to był sygnał alarmowy. Zadzwoniłam do kuzynki z Lublina:
— Anka, może mama mogłaby zamieszkać u was na jakiś czas? Macie dom, więcej przestrzeni…
— Aga, u nas też nie jest łatwo… Ale pomyślę.

Mama usłyszała rozmowę i wieczorem przyszła do mnie do kuchni:
— Nie chcę być ciężarem dla nikogo. Może powinnam wrócić do siebie?
— Mamo, przecież nie dasz rady sama…
— To może dom opieki? Tam przynajmniej nikt nie będzie miał dość mojego marudzenia.

Zamarłam. Przez całe życie powtarzała, że nigdy nie pójdzie do domu starców.

Przez następne dni wszyscy chodziliśmy jak na szpilkach. Dzieci zaczęły pytać:
— Mamo, czy babcia wyjedzie?
— Nie wiem…

W końcu znalazło się miejsce w nowoczesnym domu seniora niedaleko nas. Pojechałyśmy tam razem obejrzeć pokoje.
— Tu jest ładnie… — powiedziała mama bez przekonania.
— Będziemy cię odwiedzać codziennie — obiecałam drżącym głosem.

Przeprowadzka była cicha i smutna. Pomagałam jej rozpakować rzeczy; Zosia powiesiła zdjęcia wnuków nad łóżkiem.

Gdy wychodziłam tego dnia z domu opieki, mama złapała mnie za rękę:
— Dziękuję ci za wszystko, Aga… Przepraszam za te wszystkie kłótnie.
— Ja też przepraszam…

Wróciłam do pustego mieszkania i długo płakałam w ramionach Michała.

Teraz dzieci znowu śmieją się przy stole, a ja mogę spokojnie wypić kawę rano przed pracą. Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy naprawdę zrobiłam wszystko, co mogłam? Czy można pogodzić miłość i własne szczęście bez poczucia winy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?