Gorzka prawda o rodzinie mojego syna: Pierwsze spotkanie z przyszłym teściem, którego nie zapomnę do końca życia
– Mamo, proszę cię, nie rób sceny – szeptał Michał, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Stałam w ciasnej klatce schodowej bloku na Bródnie, a za drzwiami już czekała przyszłość mojego syna. Przyszłość, której się bałam.
Drzwi otworzyła nam drobna brunetka – Paulina, narzeczona Michała. Jej oczy były podkrążone, a uśmiech wymuszony. – Dzień dobry, pani Aniu, panie Krzysztofie – powiedziała cicho. W środku już czuć było zapach wódki i papierosów. Z kuchni wyszedł jej ojciec, pan Zbigniew – w rozchełstanej koszuli, z butelką Żubrówki w ręku. – No witamy, witamy! – zawołał ochrypłym głosem. – Siadajcie, zaraz coś poleję!
Mój mąż spojrzał na mnie z niepokojem. Michał spuścił wzrok. Paulina próbowała ratować sytuację: – Tato, może najpierw zjemy kolację? Mama już wszystko przygotowała… – Ale Zbigniew tylko machnął ręką. – Najpierw toast! Za młodych! – nalał sobie i Michałowi po kieliszku. Mój syn spojrzał na mnie błagalnie. Wiedziałam, że nie chce pić, ale nie chciał też urazić przyszłego teścia.
Usiedliśmy przy stole. Pani Grażyna, matka Pauliny, krzątała się nerwowo przy kuchence. Zbigniew zaczął opowiadać o swoich „sukcesach” – jak to kiedyś pracował w Norwegii na budowie i ile pieniędzy tam zarobił. Co chwilę przerywał sobie kolejnym kieliszkiem. – No i co, Michał? Umiesz chociaż młotek trzymać? Bo dzisiaj to same maminsynki! – śmiał się głośno. Paulina patrzyła w talerz. Michał próbował zmienić temat: – Słyszałem, że pani Grażyna świetnie gotuje… – Ale Zbigniew nie dawał za wygraną: – Kobieta powinna gotować i tyle! A facet zarabiać! – rzucił i spojrzał na mnie z wyzwaniem.
Czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Całe życie starałam się wychować Michała na dobrego człowieka. Sama pracowałam jako pielęgniarka na oddziale dziecięcym, mąż był kierowcą autobusu. Nie mieliśmy wiele, ale zawsze byliśmy razem. Kiedy Michał przedstawił nam Paulinę, byłam zaskoczona – poznali się przez internet, a po kilku miesiącach już planowali ślub. Paulina była cicha, zamknięta w sobie. Jej rodzina wydawała mi się obca.
Po kolacji Zbigniew zaczął być coraz bardziej nachalny. – No to kiedy wnuki? – spytał nagle. Paulina zaczerwieniła się po uszy. Michał odpowiedział spokojnie: – Najpierw ślub, potem zobaczymy… – A co tu zobaczyć? Trzeba działać! – śmiał się Zbigniew i nalał sobie kolejny kieliszek.
Nie wytrzymałam. Wyszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o zimne kafelki i rozpłakałam się jak dziecko. „Boże, jak mój syn może chcieć wejść do takiej rodziny? Czy ja go naprawdę znam? Czy Paulina nie będzie taka jak jej ojciec?” Myśli kłębiły mi się w głowie.
Kiedy wróciłam do stołu, atmosfera była jeszcze gorsza. Zbigniew zaczął wyśmiewać mojego męża: – Kierowca autobusu? Toż to żadna robota! Ja to byłem majster! – Krzysztof milczał, zaciskając szczęki.
Po kolacji Paulina odprowadziła nas do windy. Jej ręce drżały. – Przepraszam za tatę… On… ma problemy odkąd stracił pracę… Proszę nie myśleć o mnie źle… – szepnęła.
W drodze do domu milczeliśmy wszyscy. Dopiero pod naszym blokiem Krzysztof powiedział: – Aniu, nie możemy ingerować w życie Michała. On musi sam zdecydować.
– A jeśli się myli? Jeśli będzie cierpiał przez tę rodzinę? Widziałeś ich? Przecież tam nie ma miłości ani szacunku! – wybuchłam.
Michał patrzył przez okno samochodu. W końcu odezwał się cicho: – Mamo, kocham Paulinę. Ona nie jest jak jej ojciec. Chce być inna.
Przez kolejne dni w domu panowała napięta atmosfera. Kłóciliśmy się z Krzysztofem coraz częściej. Ja chciałam chronić syna za wszelką cenę, on uważał, że powinniśmy mu zaufać.
W pracy byłam rozkojarzona i nerwowa. Koleżanka z oddziału, Basia, zauważyła to od razu: – Anka, co się dzieje? Jesteś cieniem samej siebie… – Wybuchłam płaczem i opowiedziałam jej wszystko.
– Moja kuzynka wyszła za chłopaka z podobnej rodziny – powiedziała Basia po chwili ciszy. – Było ciężko, ale dali radę. Może powinnaś dać Paulinie szansę?
Wieczorem zadzwoniła Paulina. Poprosiła o spotkanie tylko ze mną.
Przyszła sama, bez makijażu, z czerwonymi oczami od płaczu.
– Pani Aniu… ja wiem, że mój tata jest trudny… Ale ja nie chcę być jak on! Boję się o mamę… Boję się o siebie… Ale kocham Michała i zrobię wszystko, żeby był szczęśliwy… Proszę mi zaufać…
Objęłam ją mocno i poczułam jej drżenie.
– Wiem, że to nie twoja wina… Ale musisz być silna. I pamiętaj: jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy… jestem tu dla ciebie.
Ślub odbył się trzy miesiące później. Zbigniew przyszedł pijany już na ceremonię w urzędzie stanu cywilnego. Paulina płakała ze wzruszenia i ze wstydu jednocześnie. Ale wtedy już wiedziałam: ona walczy o siebie i o Michała każdego dnia.
Dziś są razem od dwóch lat. Mają małą córeczkę, Hanię. Zbigniew czasem próbuje się leczyć, ale częściej przegrywa z alkoholem niż wygrywa. Paulina jest silna i walczy o swoją rodzinę z całych sił.
Często zastanawiam się wieczorami: czy zrobiłam dobrze, że pozwoliłam Michałowi wejść w tę rodzinę? Czy mogłam go ochronić przed bólem? A może właśnie dzięki temu nauczył się prawdziwej miłości i odpowiedzialności?
Czy wy potrafilibyście zaakceptować taką rodzinę swojego dziecka? Jak daleko można ingerować w wybory najbliższych?