Między półką a marzeniami: Historia pewnej soboty w Warszawie

— Nie chcę się kłócić, ale kiedy wreszcie zamontujesz tę półkę? — głos Oli rozbrzmiał w kuchni jak dzwonek alarmowy. Stała w drzwiach, z miotłą w jednej ręce i stertą ścierek w drugiej. Jej wzrok był stanowczy, ale gdzieś pod spodem widziałem zmęczenie.

Zamknąłem laptopa, choć wcale nie miałem na to ochoty. — Ja też nie chcę się kłócić. Ale kiedy w końcu przybijesz tę półkę? — powtórzyła, tym razem ciszej, jakby już wiedziała, że i tak nie wygram tej rozmowy.

Siedziałem na kanapie w kuchni, udając, że przeglądam wiadomości. W rzeczywistości patrzyłem na zdjęcie Jacka, mojego przyjaciela ze studiów. Uśmiechał się szeroko na tle jakiegoś egzotycznego miasta. Podpis: „Nowe życie w Barcelonie! Marzenia się spełniają!”. Poczułem ukłucie zazdrości i żalu. Przecież to ja miałem być tym, który wyjedzie za granicę, będzie robił wielkie rzeczy, a nie utknie w dwupokojowym mieszkaniu na Pradze, z wiecznie niedokończonymi remontami i listą rzeczy do zrobienia.

Ola westchnęła ciężko i zaczęła wycierać kurze z półek. — Kamil, naprawdę nie możesz tego zrobić dzisiaj? — zapytała jeszcze raz, tym razem łagodniej. — Wiesz, jak długo już o to proszę?

Zacisnąłem pięści. — Przecież mówiłem, że wyniosę śmieci i potem się za to zabiorę — odburknąłem.

— Ale zawsze coś wypada! — Ola podniosła głos. — Albo praca, albo komputer, albo… — urwała nagle i spojrzała na mnie z wyrzutem.

Wstałem gwałtownie, aż krzesło zaskrzypiało na panelach. — Może po prostu nie mam ochoty robić wszystkiego na raz! — wybuchłem. — Może czasem chciałbym po prostu odpocząć!

Zapadła cisza. Ola odwróciła się do okna i przez chwilę patrzyła na szare bloki za szybą. W jej ramionach zobaczyłem drżenie. Poczułem się jak ostatni drań.

— Przepraszam — powiedziałem cicho. — Po prostu… Jacek właśnie wrzucił zdjęcie z Barcelony. Znowu.

Ola odwróciła się powoli. — I co z tego? — zapytała łagodnie. — Chciałbyś być na jego miejscu?

Zastanowiłem się chwilę. Czy naprawdę chciałem? Czy to była tylko nostalgia za czymś, czego nigdy nie miałem odwagi zrobić?

— Nie wiem… Może tak. Może nie. Po prostu czasem mam wrażenie, że utknąłem — przyznałem szczerze.

Ola podeszła bliżej i usiadła obok mnie na kanapie. Odłożyła miotłę i ścierki na bok. — Kamil, ja też czasem czuję się zmęczona tym wszystkim. Pracą, mieszkaniem, wiecznym sprzątaniem… Ale mamy siebie. I to jest najważniejsze.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Słychać było tylko szum ulicy i odgłos dzieci bawiących się na podwórku.

— Wiesz co? — powiedziała nagle Ola. — Może powinniśmy coś zmienić? Nie tylko tę półkę… Może powinniśmy spróbować czegoś nowego? Razem?

Spojrzałem na nią zaskoczony. — Co masz na myśli?

— Nie wiem jeszcze… Może wyjazd na weekend? Albo kurs tańca? Cokolwiek, co wyrwie nas z tej rutyny.

Uśmiechnąłem się słabo. — A półka?

Ola zaśmiała się pierwszy raz tego dnia. — Półka może poczekać jeszcze jeden dzień.

Wstałem i podszedłem do okna. Patrzyłem na ludzi spieszących się gdzieś w pośpiechu sobotniego poranka. Zastanawiałem się, ilu z nich czuje to samo co ja: zmęczenie codziennością, strach przed zmianą, tęsknotę za czymś więcej.

Nagle zadzwonił telefon. To była mama.

— Kamilu, czy możesz dziś przyjechać? Tata znowu pokłócił się z sąsiadem o miejsce parkingowe… Potrzebuję cię tu choć na chwilę.

Spojrzałem na Olę pytająco.

— Jedź — powiedziała cicho. — Ja tu ogarnę resztę.

Wyszedłem z mieszkania z ciężkim sercem. Na klatce schodowej minąłem sąsiadkę z psem, która rzuciła mi krótkie „Dzień dobry”, ale nawet nie spojrzała mi w oczy.

W tramwaju do rodziców myślałem o wszystkim naraz: o Jacku w Barcelonie, o Oli i naszej półce, o tacie kłócącym się o miejsce parkingowe jakby od tego zależało jego życie.

W domu rodzinnym powitała mnie mama z zatroskaną miną i tata mruczący pod nosem przekleństwa na sąsiada spod trójki.

— Synu, czy ty też masz czasem wrażenie, że wszystko jest nie tak? — zapytał tata nagle podczas obiadu.

Zaskoczyło mnie to pytanie. Tata nigdy nie mówił o uczuciach.

— Tak, tato… Często ostatnio.

Mama spojrzała na mnie ciepło i położyła mi rękę na ramieniu.

— Najważniejsze to mieć kogoś bliskiego obok siebie — powiedziała cicho.

Po powrocie do domu Ola siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Półka nadal leżała oparta o ścianę.

— I jak u rodziców? — zapytała spokojnie.

— Tak samo jak zawsze… Ale chyba trochę lepiej po rozmowie.

Usiadłem obok niej i przez chwilę milczeliśmy razem.

— Wiesz co? Jutro zamontuję tę półkę — powiedziałem nagle.

Ola uśmiechnęła się lekko i ścisnęła moją dłoń.

Patrzyłem na nią i myślałem: czy naprawdę wystarczy nam siebie nawzajem, żeby przetrwać te wszystkie drobne kryzysy? Czy można być szczęśliwym tu i teraz, nawet jeśli świat wokół wydaje się ciągle nie taki?

A może szczęście to właśnie te niedoskonałe chwile razem? Co wy o tym myślicie?