Miłość, pieniądze i zdrada: Historia rodziny rozdzieranej przez marzenia

– Nie rozumiesz, Magda! To jest mój jedyny dzień, moje jedyne życie! – Bartek wrzasnął tak głośno, że aż szklanka na stole zadrżała. Stał naprzeciwko mnie w kuchni naszych rodziców, z twarzą czerwoną od gniewu i oczami pełnymi łez. – Rodzice mają dom, mają wszystko! Ja tylko chcę zacząć własne życie, a oni nawet tego mi nie dadzą!

Patrzyłam na niego bezradnie. Przez całe dzieciństwo byłam tą starszą, odpowiedzialną siostrą, która zawsze łagodziła konflikty. Ale teraz czułam się jak dziecko – zagubiona i przerażona. W powietrzu wisiała groźba czegoś nieodwracalnego.

– Bartek, przecież wiesz, że rodzice nie mogą tak po prostu sprzedać domu – próbowałam mówić spokojnie, choć głos mi drżał. – To ich całe życie. Gdzie mieliby pójść?

– A mnie co obchodzi ich życie?! – wybuchł. – Ja mam swoje problemy! Nie będę całe życie mieszkał w wynajmowanym pokoju z Kasią! Chcę mieć coś swojego! Chcę mieć wesele, na które mnie stać!

Wiedziałam, że to nie tylko o wesele chodzi. Bartek zawsze czuł się gorszy. Młodszy syn, który nigdy nie dorównał oczekiwaniom ojca. Zawsze był „tym drugim”. Ale czy to usprawiedliwiało to, co teraz robił?

Mama weszła do kuchni z zapuchniętymi oczami. Ostatnio prawie nie spała. Tata zamknął się w swoim warsztacie i udawał, że go to nie dotyczy. Ale ja widziałam, jak drżą mu ręce, gdy wieczorem nalewa sobie herbaty.

– Bartek… – zaczęła mama cicho. – My naprawdę nie możemy sprzedać domu. To wszystko, co mamy. Poza tym… przecież Magda też ma prawo do swojej części.

Bartek spojrzał na mnie z nienawiścią.

– Magda już wszystko ma! Pracuje w Warszawie, zarabia kupę kasy! Ja nic nie mam! To niesprawiedliwe!

Poczułam ukłucie winy. Rzeczywiście, miałam dobrą pracę w banku i wynajmowałam mieszkanie w stolicy. Ale czy to znaczyło, że powinnam oddać bratu wszystko?

Wieczorem zadzwoniła do mnie Kasia, narzeczona Bartka.

– Magda… Przepraszam za niego. On jest pod presją. Jego koledzy robią wielkie wesela, a my nawet nie mamy na salę… – jej głos załamał się. – On naprawdę się boi, że będzie nikim.

Siedziałam na parapecie swojego mieszkania i patrzyłam na światła miasta. Wspominałam dzieciństwo w naszym domu pod Radomiem – zapach świeżego chleba, śmiech Bartka, gdy razem budowaliśmy szałas w ogrodzie. Gdzie się podziała ta bliskość?

Następnego dnia rodzice poprosili mnie o rozmowę.

– Magda – zaczął tata powoli – myśleliśmy o tym wszystkim… Może powinniśmy sprzedać dom i podzielić pieniądze między was?

Zamarłam.

– I co wtedy? Zamieszkacie w kawalerce? Całe życie pracowaliście na ten dom!

Mama zaczęła płakać.

– Nie chcemy stracić Bartka… On mówi, że jeśli mu nie pomożemy, zerwie z nami kontakt…

Poczułam narastającą złość na brata. Jak mógł tak szantażować własnych rodziców? Ale potem przypomniałam sobie jego smutne oczy z dzieciństwa, kiedy tata krzyczał na niego za rozbite okno.

Wieczorem pojechałam do Bartka. Siedział sam w swoim wynajmowanym pokoju, otoczony pudłami z rzeczami Kasi.

– Bartek… – zaczęłam ostrożnie – czy naprawdę chcesz rozbić rodzinę przez pieniądze?

Spojrzał na mnie z bólem.

– Ty nic nie rozumiesz… Ty zawsze byłaś tą lepszą. Tata był z ciebie dumny. Ja byłem tylko problemem…

Usiadłam obok niego.

– Może czas przestać patrzeć wstecz? Może czas zacząć budować coś własnego?

Milczał długo.

– A jeśli nie potrafię? Jeśli bez tego wszystkiego będę nikim?

Objęłam go.

– Jesteś moim bratem. Dla mnie zawsze będziesz kimś ważnym.

Następnego dnia cała rodzina spotkała się przy stole. Atmosfera była gęsta jak mgła przed burzą.

– Bartek – powiedział tata stanowczo – nie sprzedamy domu. Ale pomożemy wam tyle, ile możemy. Magda też może dorzucić się do wesela, jeśli będzie chciała.

Bartek spuścił głowę.

– Przepraszam… Nie chciałem was szantażować… Po prostu… bałem się…

Mama zaczęła płakać ze szczęścia i ulgi. Ja poczułam ciężar spadający z serca.

Minęły tygodnie. Bartek i Kasia zrobili skromne wesele w remizie strażackiej. Było dużo śmiechu i tańca. Rodzice zostali w swoim domu.

Ale blizny pozostały. Czasem patrzę na Bartka i zastanawiam się: czy kiedykolwiek wybaczy sobie to, co zrobił? Czy ja wybaczę mu ten ból?

Czy rodzina naprawdę jest silniejsza niż pieniądze? A może są rany, które nigdy się nie zagoją?