Testament, który rozdarł moją rodzinę

— Dlaczego, mamo? Dlaczego jemu, a nie mnie? — wykrztusiłem, ściskając w dłoni zmięty papier z drżącym podpisem mojej matki. W powietrzu unosił się zapach starego drewna i lawendowych perfum, które zawsze kojarzyły mi się z jej obecnością. Siedzieliśmy z bratem w salonie, gdzie jeszcze tydzień temu stała urna z jej prochami. Michał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, ale w jego spojrzeniu dostrzegłem coś więcej niż tylko szok — ulgę, może nawet strach.

Mama, Barbara, odeszła nagle. Zawał serca. Pogrzeb był jak scena z filmu: ciotki w czerni, sąsiedzi z bloku przy ulicy Słowackiego, kuzyni, których nie widziałem od lat. Wszyscy powtarzali: „Basia była sprawiedliwa, kochała was tak samo”. Kiwałem głową, dławiąc łzy i wspomnienia.

A teraz siedziałem z testamentem w ręku i czułem się zdradzony. „Wszystkie moje dobra przekazuję mojemu synowi Michałowi” — napisała. Ani słowa o mnie. Ani o naszym mieszkaniu na Żoliborzu, ani o pierścionku po babci, ani nawet o starym zegarku po dziadku.

— To musi być pomyłka — wyszeptałem.

Michał spuścił głowę. Usiadł na fotelu mamy i zakrył twarz dłońmi. Cisza była tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.

— Wiedziałeś coś o tym? — zapytałem, czując jak narasta we mnie gniew.

— Przysięgam, nie — odpowiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. — Mama nigdy nic nie mówiła.

Wyszedłem trzaskając drzwiami. Zbiegłem po schodach i usiadłem na zimnym murku przed blokiem. Przez głowę przelatywały mi obrazy: wakacje nad Bałtykiem, święta przy jednym stole, kłótnie o pilot do telewizora… Czy były jakieś sygnały, których nie zauważyłem? Czy zrobiłem coś, co sprawiło, że mama mnie odsunęła?

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o wszystkim, co zrobiłem dla mamy: zakupy, wizyty u lekarza, rozmowy do późna, kiedy nie mogła spać. A Michał? Zawsze zajęty pracą w kancelarii, wpadał tylko na chwilę.

Następnego dnia pojechałem do cioci Haliny. Była najbliższą powierniczką mamy.

— Ciociu, wiedziałaś o testamencie? — zapytałem od progu.

Spojrzała na mnie smutno i zaprosiła do kuchni.

— Twoja mama miała swoje powody — powiedziała, stawiając przede mną kubek herbaty. — Nie wszystko jest takie, jak się wydaje.

— Jakie powody? Przecież jestem jej synem! — krzyknąłem, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Halina westchnęła i spojrzała mi prosto w twarz.

— Bała się. Bała się, że powtórzysz błędy ojca.

Zamarłem. Ojciec odszedł od nas, gdy miałem dwanaście lat. Zawsze myślałem, że mama widzi we mnie jego odbicie tylko z wyglądu, ale nigdy nie przypuszczałem, że to mogło mieć wpływ na coś tak ważnego.

— To absurd — zaprotestowałem. — Nie jestem jak on.

— Wiem — odparła ciocia. — Ale twoja mama nigdy do końca nie potrafiła tego zaakceptować.

Wyszedłem od Haliny jeszcze bardziej zagubiony. Czy to możliwe, że mama pozwoliła swoim lękom zdecydować o wszystkim?

Przez kilka dni unikałem Michała. Nie odbierałem jego telefonów, nie odpisywałem na wiadomości. Czułem się zdradzony przez wszystkich: mamę, brata, całą rodzinę.

Aż pewnego wieczoru ktoś zadzwonił do drzwi mojego mieszkania na Pradze. To był Michał. Wyglądał na wykończonego.

— Musimy pogadać — powiedział tylko.

Usiedliśmy w kuchni. Michał wyjął teczkę z dokumentami.

— Byłem u notariusza — zaczął. — Mama zostawiła dla ciebie list. Notariusz przekazał mi go dzisiaj.

Ręce mi drżały, gdy otwierałem kopertę. Rozpoznałem charakter pisma od razu:

„Kochany Piotrze,
Wiem, że to cię zaboli i chciałabym móc ci to wszystko wyjaśnić osobiście. Nie byłam wobec ciebie sprawiedliwa, ale zrobiłam to, co uważałam za najlepsze, by cię ochronić. Zawsze bałam się, że pieniądze was podzielą, tak jak podzieliły twojego ojca i jego brata. Michał potrafi sobie z tym poradzić; ty masz zbyt wielkie serce i zraniłbyś się próbując pomagać wszystkim wokół. Wybacz mi, jeśli się mylę. Kocham cię bardziej, niż myślisz.
Mama”

Czytałem ten list trzy razy, zanim byłem w stanie cokolwiek powiedzieć.

— I co teraz? — zapytałem łamiącym się głosem.

Michał spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

— Nie chcę niczego, jeśli to miałoby nas rozdzielić jako braci — powiedział cicho. — Możemy sprzedać mieszkanie i podzielić się wszystkim po równo. Albo ty je przejmij; ja mam już swoje życie.

Po raz pierwszy od śmierci mamy poczułem ulgę. Płakaliśmy razem, przytuleni jak dzieci podczas burzy.

Minęły miesiące. Sprzedaliśmy mieszkanie i podzieliliśmy wszystko po równo. Rodzina szeptała za naszymi plecami; zawsze znajdzie się ktoś, kto karmi się cudzym dramatem. Ale my wyszliśmy z tego silniejsi.

Czasem zastanawiam się, czy potrafiłbym wybaczyć bez tego listu, bez poznania ukrytych lęków mamy. Ile rodzin rozpada się przez niedopowiedzenia i tajemnice? Ile słów zostaje niewypowiedzianych na zawsze?

A wy? Czy kiedykolwiek poczuliście się zdradzeni przez kogoś bliskiego? Co byście zrobili na moim miejscu?