Sekret sąsiadki – Poranek, który zmienił wszystko

– Róża! Róża, poczekaj! – głos pani Zofii przebił się przez poranną ciszę, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć drzwi do kurnika. Zatrzymałam się z wiadrem paszy w ręku, czując jak serce zaczyna mi szybciej bić. Coś w jej tonie sprawiło, że poczułam niepokój.

– Co się stało, Zosiu? – zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu.

Sąsiadka podeszła bliżej, ocierając dłonie o fartuch. Miała zmarszczone brwi i spojrzenie, którego nie potrafiłam odczytać. – Musisz wiedzieć… Wczoraj wieczorem widziałam twojego Staszka. Był z kimś przy starym młynie. Z jakąś kobietą.

Zamarłam. Wiadro z paszą nagle stało się cięższe, a świat wokół jakby przygasł. – Jesteś pewna? – wyszeptałam, choć już wiedziałam, że Zofia nigdy nie rzuca słów na wiatr.

– Widziałam ich razem. Trzymali się za ręce. Przepraszam, Róża, ale uznałam, że powinnaś wiedzieć.

Nie odpowiedziałam nic. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do kurnika, czując jak łzy napływają mi do oczu. Kury gdakały jak zwykle, nieświadome mojego bólu. Z trudem zebrałam jajka do koszyka, starając się nie rozbić żadnego – tak jak próbowałam nie rozbić własnego serca.

Staszek wrócił późno. Siedziałam już przy stole, udając, że czytam gazetę. On wszedł cicho, jakby chciał się prześlizgnąć niezauważony.

– Gdzie byłeś? – zapytałam bez podnoszenia wzroku.

– U Janka, pomagam mu przy traktorze – odpowiedział zbyt szybko.

Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. – Kto był z tobą przy młynie?

Zbladł. Przez chwilę milczał, a potem spuścił wzrok. – To nie tak, Róża…

– To jak? – przerwałam mu ostro.

– To była tylko rozmowa… Ona ma problemy… – zaczął się tłumaczyć.

– Trzymałeś ją za rękę? – głos mi się załamał.

Staszek nie odpowiedział. Cisza między nami była gęsta jak mgła nad polami o świcie.

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Ja rzucałam się w wir pracy: kury, ogród, gotowanie dla wnuków, które miały przyjechać na weekend. On wychodził wcześnie i wracał późno. Każdy dzień był walką z własnymi myślami.

W sobotę przyjechała Ania z dziećmi. Od razu wyczuła napięcie.

– Mamo, co się dzieje? – zapytała cicho, kiedy dzieci bawiły się na podwórku.

– Nic… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. Ania objęła mnie ramieniem.

– Wiem, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć.

Opowiedziałam jej wszystko. O słowach Zofii, o rozmowie ze Staszkiem, o bólu i niepewności.

Ania milczała przez chwilę, a potem powiedziała: – Może powinnaś z nim porozmawiać jeszcze raz? Tak naprawdę. Bez oskarżeń.

Wieczorem usiedliśmy ze Staszkiem na ławce przed domem. Cisza była ciężka.

– Róża… Przepraszam cię. Naprawdę nic między nami nie było. To stara znajoma ze szkoły. Ma raka… Bała się powiedzieć rodzinie. Prosiła mnie o wsparcie.

Patrzyłam na niego długo. Chciałam wierzyć, ale w moim sercu zasiało się ziarno nieufności.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Bałem się twojej reakcji. Wiem, że to głupie…

Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. W końcu Staszek ujął moją dłoń.

– Róża… Jesteśmy razem tyle lat. Nie chcę cię stracić przez niedomówienia.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Przypomniałam sobie nasze wspólne lata: ślub w małym kościele w Lipnicy, narodziny Ani i Tomka, wspólne żniwa i zimowe wieczory przy piecu kaflowym. Czy jedno podejrzenie może przekreślić całe życie?

Następnego dnia poszłam do Zofii.

– Dziękuję ci za szczerość – powiedziałam cicho. – Ale czasem to, co widzimy, nie jest całą prawdą.

Zofia uśmiechnęła się smutno i objęła mnie ramieniem.

Od tamtej pory staram się bardziej ufać – sobie i innym. Ale czasem w nocy budzę się z lękiem: czy naprawdę znam tych, których kocham?

Czy można odbudować zaufanie po tym, jak raz zostało zachwiane? Czy wy też mieliście kiedyś momenty zwątpienia w najbliższych?